Serwisy informacyjne należące do Ruperta Murdocha przestaną oferować bezpłatny dostęp do wiadomości od następnego lata. Przypomnijmy: Murdoch jest właścicielem jednej z największej na świecie korporacji prasowej, telewizyjnej i wydawniczej - News Corporation. Do jego firmy należą m.in. takie tytuły jak The Sun, New York Post, The Times czy The Sunday Times. Według niego czasy, w których dostęp do wiadomości był darmowy, mijają bezpowrotnie. Czy mu się powiedzie? I najważniejsze: jeśli tak, to czy inne firmy pójdą w jego ślady?
Grzegorz Kubera: Albo wszyscy, albo nikt. Jeśli tylko media Murdocha staną się płatne, straci on wielu, jeśli nie zdecydowaną większość czytelników. W ciągu ostatnich lat zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że newsy i artykuły są za darmo, w zamian za wyświetlające się "w okolicy" reklamy. Jeśli Murdoch wprowadzi opłaty, mnóstwo osób machnie ręką i szybko polubi konkurencję.
Z drugiej strony renomowany dziennik Wall Street od dłuższego czasu oferuje płatny dostęp do artykułów i ma ponad milion stałych czytelników. To dowód na to, że ludzie potrafią płacić za teksty wysokiej jakości. Ale mało, bo niespełna 2 dolary za dostęp do serwisu przez cały tydzień.
Internauta może więc płacić za artykuły, ale niewiele. Siła danego medium musi tkwić w jakości: wiadomości muszą być rzetelne, ciekawe i publikowane możliwie najszybciej (przed innymi). Wtedy można liczyć na sukces, ale raczej mały, ponieważ na razie nie brakuje konkurencji, która świetnie radzi sobie z modelem biznesowym opierającym się na reklamach, a przy tym także oferuje teksty wysokiej jakości.
Podsumowując: potrafimy wysłać SMS-a za 5 zł, aby pobrać na telefon jakiś głupi dzwonek, ale za wiedzę płacić nie chcemy. Przyzwyczailiśmy się, że jest bezpłatna. I nie będę już pisał o piratach, którzy przyzwyczaili się, że nie tylko wiedza, ale wszystko jest w internecie za darmo...
Wojciech Kiełt: Pobieranie opłat za treści w internecie wydaje się czymś niekorzystnym dla internautów, ale można na to spojrzeć też innej strony.
Chęć, lub potrzeba, pobierania opłat za artykuły może oznaczać, że prasa nie chce ulegać wpływom reklamodawców lub sponsorom. Takie "kontakty" i sponsoring mogą sięgać nawet szczebli władzy, a to może wpływać na obiektywny przekaz naprawdę ważnych informacji. Przykład - ostatnia wojna w Iraku.
Być może coraz więcej reklam, coraz więcej tekstów sponsorowanych, więcej treści podszywających się pod rzetelne sprawozdania i opinie, skłania ludzi takich jak Murdoch do sprzedawania "dobrych i czystych" treści, za które inni ludzie tacy jak Murdoch są gotowi ponieść odpowiednią opłatę.
Wolny i bezpłatny dostęp do informacji to w gruncie rzeczy wielka mgła, w której czasami trudno się poruszać. Gdyby każdy z nas miał zapłacić symboliczną kwotę za informację z wybranego serwisu internetowego, starałby się wybrać jedno/dwa solidne i wiarygodne źródła. Z drugiej strony redakcja i autor robiliby wszystko, aby płacącego odbiorcę "zatrzymać" u siebie, serwując mu wysokiej jakości treści.
O ile sama idea może się powierzchownie wydawać słuszna, to można też dojść do niemiłych wniosków: ten, kto nie jest w stanie zapłacić, nie dostanie dobrej informacji i wiedzy. A przynajmniej nie dostanie jej w pierwszej kolejności.
Zakładając wariant optymistyczny: z roku na rok w internecie będzie coraz więcej treści płatnych, za które odbiorcy będą chcieli płacić (lub dotować wg swoich możliwości finansowych), nagradzając w ten sposób autora i redakcję.
Ale internet mimo wszystko pozostanie wolną przestrzenią, w której każdy będzie mógł poszerzyć wiedzę, zdobyć bezpłatnie informacje, wyrazić swoją opinie, krytykę, zamieścić artykuł lub dołączyć do społeczności na Forum. Kilka wielkich korporacji nie jest w stanie tego zmienić. Przypomnijmy sobie początki internetu, kiedy to Panu Gatesowi wydawało się, że cały internet sprowadza się do jego wizji MSN i płatnego dostępu do netu. Grupka młodych programistów ze swoim projektem Netscape dosłownie rozbiła w proch te wyobrażenia.