Nowa generacja konsol wzbudza sporo zainteresowania. Ludzie oburzają się o dziwny wygląd PlayStation 5, narzekają, że nowy Xbox to po prostu „Xbox”, a szef Nvidii podkreśla, że RTX 2080 zrobi lepszą robotę. Istnieją też przesłanki, że Microsoft nie chce sprzedawać następnego X’a.
Windows 10 stał się w 2019 najpopularniejszym systemem operacyjnym na rynku. Nie da się ukryć, że Microsoft mocno starał się doprowadzić do tej sytuacji, oferując wszystkim, włącznie z piratami, możliwość darmowego upgrade’u z „siódemki” i „ósemki” do swojego – flagowego obecnie – systemu. Chociaż oficjalnie akcja promocyjna trwała rok, bo gigant z Redmond nie chciał narażać się sklepom sprzedającym Windows 10, właściciele starszych OSów wciąż mogą skorzystać z opcji gratisowej aktualizacji, nawet, jeśli nie mówi się o tym głośno.
Powód tego stanu rzeczy jest prosty: Microsoft doszedł do punktu, w którym nie chce zarabiać na systemie operacyjnym. Wiemy, że Windows od dłuższego czasu nie jest głównym źródłem przychodów koncernu. W zamian za zmniejszenie presji na sprzedaż „dziesiątki” firma doprowadziła do sytuacji, gdzie znaczna część użytkowników korzysta z tego samego, ujednoliconego systemu, a to ułatwia łatanie błędów i wypuszczanie przyzwoicie działających produktów pod Windowsa.
Microsoft Store, choć nie najpiękniejszy, stał się bardzo atrakcyjny po tym, jak uruchomiono Xbox Game Pass Ultimate na PC, przy okazji udostępniając też największe hity, takie jak Gears 5 czy remaster Halo Reach (z pakietu Halo: The Master Chief Collection), pecetowcom bez opóźnień i utrudnień.
Nowy Xbox będzie za drogi dla szeregowego klienta?
Jedną z obaw, jakie przebijają się wśród plotek na temat najnowszej konsoli od Microsoftu jest fakt, że będzie ona bardzo droga. Podczas gdy Sony aktywnie dementuje plotki na temat wysokiej ceny PlayStation 5 (wielu obserwatorów obawia się, że podbite przez handlową wojnę USA-Chiny koszty sprzętu odbiją się na cenach next genów), Microsoft zdaje się dużo mniej przejmować takimi spekulacjami.
Wedle dotychczasowych informacji Xbox Series X (lub, jak dowiedzieliśmy się niedawno – po prostu Xbox) będzie najpotężniejszą konsolą na rynku… ale także najdroższą. A to dlatego, że „flaki” nowej konsoli mają być imponujące. Muszą, by dać nam oczekiwane przez wielu 4K, 8K, szybkie odpalanie i mnóstwo innych fajerwerków.
Mocne procesory, procki graficzne i dyski SSD swoje kosztują, a o ile historia pokazuje, że producenci konsol są gotowi sprzedawać swój sprzęt poniżej kosztów produkcji (Sony zrobiło tak przy PlayStation 4, licząc, że przychód z gier i subskrypcji zaneguje stratę) o tyle obniżki tego typu nie mogą być nieskończenie duże. Xbox One sprzedawany był początkowo za 500 dolarów , więc spekulacje, że nowy Xbox kosztować będzie 600 nie są nawet przesadnie abstrakcyjne.
Microsoft może przymierzać się do czegoś zgoła innego – stworzenia sytuacji, gdzie wszyscy mogą grać w nowe gry, niezależnie od tego, jaki hardware od giganta z Redmond posiadają.
Microsoft nie chce Twoich pieniędzy?
Rzecz w tym, że Microsoft znajduje się w pozycji, gdzie niekoniecznie musi chcieć wcisnąć nowego Xboxa do każdego domu. Wydane w tym roku wersje All Digital Xboxa One i wszystko, co wiemy na temat streamingowego projektu xCloud, o którym Phil Spencer przebąkuje co pewien czas, skąpiąc nam detali, sugerują, że zamiast tworzyć pełnoprawną nową generację, Microsoft może przymierzać się do czegoś zgoła innego – stworzenia sytuacji, gdzie wszyscy mogą grać w nowe gry, niezależnie od tego, jaki hardware od giganta z Redmond posiadają.
Wszyscy powtarzają, że streaming gier jest przyszłością, spodziewając się ewolucji rynku w sposób zbliżony do filmów i muzyki – w kierunku platform z gatunku Netflixa czy Spotify. Google chciało jako pierwsze (przynajmniej od pewnego czasu – wszystkie dotychczasowe próby streamingu gier, takie jak OnLive czy Gaikai zostały już zapomniane) ukroić sobie kawałek tego ciasta, jednak wedle wszelkich wskazań, Google Stadia nie jest rewolucją, jaką nam obiecywano.
Nie dostajemy tu ani natywnego 4K (bo większość gier jest upscale’owanych), ani nawet możliwości grania na jakimkolwiek sprzęcie chcemy, bo większość telewizorów i urządzeń mobilnych nie współgra obecnie ze Stadią. Nie mówiąc już o lagach, wymogach szybkiego łącza i blokadzie regionalnej, która sprawia, że cały projekt może wylądować na cmentarzu Google zanim w ogóle trafi do Polski.
Sytuacja z Microsoftem jest jednak zgoła inna. Jako jeden z największych dostawców rozwiązań serwerowych, koncern nie musi przesadnie bać się o infrastrukturę czy testować szybkości połączeń – Azure jest już na miejscu i nieustannie się rozwija. Także stacje odbiorcze w postaci Xbox One są już w wielu domach, czekając tylko na nową usługę, będąc tak bliskie środowisku Windowsa, jak się tylko da.
Dodatkowo, moc obliczeniowa samych „starych” konsol jest na tyle przyzwoita, że w odróżnieniu od Stadii, część kalkulacji ze streamowanych tytułów można by wykonywać po stronie odbiorcy, a nie odległych serwerach, znacząco redukując jakikolwiek lag.
W tym miejscu wchodzi właśnie projekt xCloud – rozwiązanie streamingowe, które już teraz ma pozwalać graczom na zabawę w Gears 5, Devil May Cry 5 czy Tekkena 7 na komórkach, przez Wi-Fi. Rozwiązanie, które wedle pierwszych doniesień, działa całkiem dobrze i to na praktycznie wszystkich telefonach i tabletach z Androidem.
Chociaż całość jest obecnie w formie testów i nie jest jeszcze dostępna dla szerokiej publiki, powodzenie tej wersji xCloud może łatwo przełożyć się na nieogłoszone jeszcze rozwiązanie dla konsol. A to z kolei mogłoby pozwolić nam grać w 4K czy 8K nie tylko na nowym Xboxie, ale też na współczesnych „jedynkach”.
Koniec generacji dla Microsoftu?
W wypadku, gdyby spekulacje na temat planów Microsoftu się potwierdziły, lądujemy w ciekawej sytuacji, gdzie Xboxy przestają, efektywnie, być podzielone na generacje. Stare konsole nie stają się tak bezwartościowe, jak 360-tki, jeśli chcemy grać w świeże tytuły, a Series X może być sprzedawany po wysokiej cenie, jako trochę bardziej ekskluzywne urządzenie.
Obawy w tym scenariuszu wzbudza zobligowanie wręcz znacznej części użytkowników do dystrybucji cyfrowej, jednak oferta Xbox Game Pass jest tak atrakcyjna, że znaczna część obecnych fanów konsoli „zielonych” i tak z niej korzysta. Scenariusz ten oznaczałby miażdżące wręcz zwycięstwo Microsoftu w nowej generacji, bo w pierwsze „ekskluzywne” tytuły zagrałoby pierwszego dnia kilka milionów graczy więcej, niż na PS5, i to bez konieczności zakupu konsoli.
Stawia to Sony w ciekawej pozycji. Przed premierą PlayStation 4 koncern miał olbrzymie problemy finansowe, z których konsola obecnej generacji bardzo zgrabnie go wyciągnęła. Olbrzymia ilość PlayStation 4 dostępnych dziś na rynku stanie się jednak już za rok poprzednią generacją, bo Japończycy nie mają, wedle wszelkich wskazań odpowiedzi na streaming kalibru xCloud.
Doniesienia z tego roku wskazują zaś, że w pewnych obszarach Sony polega właśnie na Microsofcie, z którym nawiązało w tym roku współpracę w zakresie pracy w chmurze i rozwiązań SI dla gamingu. Kluczem do sukcesu PlayStation 5 może być więc cena. Jednak czy wystarczy ona, by wygrać wojnę sprzętową, w której Microsoft zdaje się trzymać wszystkie karty?
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Xbox Series X oficjalnie zaprezentowany - oto potężny rywal PlayStation 5
- Nvidia: ray tracing w PlayStation 5 i Xbox Project Scarlett to nasza zasługa
- Czterokrotnie wydajniejszy, dwukrotnie większy - nowy Xbox zajmie sporo miejsca
Komentarze
21Od lat wiadomo - PC jest zawsze lepszy od konsoli a cena konsoli to dwa razy większa suma niż koszt jej wyprodukowania. Producent konsoli musi zarobić swoje i tyle.
Z resztą Xbox tak samo, ale tutaj przynajmniej nikt od MS nie płakał że konsola jest droższa niż sprzedają.