Krab dla dwóch osób
Dark Souls III nie mogłoby uchodzić za pełnoprawną odsłonę serii, gdyby nie oferowało trybu wieloosobowego. A konkretniej jego specyficznej formy wypracowanej przez From Software. Co za tym idzie, mamy do dyspozycji jej trzy podstawowe elementy.
Po pierwsze – notatki zostawiane przez innych graczy, które nierzadko pozwalają rozwiązać nawet najbardziej zasupłany problem. Po drugie – pomoc ze strony obleczonych białą aurą sojuszników. Po trzecie – czerwone zjawy, które od czasu do czasu nawiedzą nas, żeby na podobieństwo oprycha wsadzić nam kosę pod żebra i czmychnąć z łupem gdzie pieprz rośnie.
Podobnie jak w innych obszarach rozgrywki, także i tutaj nie uświadczymy rewolucji. Warto jednak wspomnieć, że tym razem możemy zabezpieczać hasłem połączenie z innymi światami (tak jak to miało miejsce w Bloodborne). Jednak algorytmy wyszukujące równoległe wszechświaty oraz hasła obwarowujące niektóre z połączeń to nie jedyne elementy modyfikujące rozgrywkę sieciową.
Do tego dochodzi jeszcze wachlarz herbów, które wiążą nas z bractwami i wprowadzają dodatkowe warunki uczestnictwa w grze sieciowej. Posłużę się tutaj dwoma przykładami. Jeden z takich gadżetów gwarantuje obstawę pod postacią błękitnej zjawy na wypadek, gdyby w naszym świecie pojawił się wrogi amator zbierania dusz. Natomiast inny symbol czyni z nas strażnika osób, które padają ofiarą inwazji. Reszta z tych przedmiotów wprowadza modyfikacje podobnego kalibru.
Niezależnie od zmian, które okażą się pewnie najatrakcyjniejsze dla weteranów serii, podkreślamy, że tryb wieloosobowy odziedziczony przez Dark Souls III po poprzedniczkach dostarcza olbrzymiej porcji dobrej zabawy. Osobiście bawiłem się doskonale, kiedy złowrogi gracz pod postacią rycerza w grzybkowatym nakryciu głowy postanowił zrobić z moich dusz jesień średniowiecza.
Jednak jego heroiczny atak szybko zamienił się w slapstikową gonitwę, kiedy nabrał na nas apetytu olbrzymi krab-ludojad. W końcu obaj polegliśmy na ponurych moczarach zmiażdżeni szczypcami bezwzględnego skorupiaka. I to właśnie jest najlepszym dowodem na to, że Dark Souls III może nie tylko doprowadzić do łez, ale i do śmiechu.
Gorszy sort
Na tym etapie recenzji dla nikogo nie jest już chyba tajemnicą, że wysoko cenię sobie najmłodsze z dzieci From Software. Tym trudniej jest mi przyznać, że Dark Souls III, podobnie jak wiele tytułów ostatnimi czasy, po macoszemu traktuje pecetowców.
Wprawdzie optymalizacja zawodzi tylko miejscami i nie sprawia takich problemów, jak te, na które skarżyli się użytkownicy Xboksów, ale można mieć pretensje do oznaczeń przycisków i klasycznie konsolowego interfejsu.
Zaczyna się już na ekranie tytułowym. Instrukcja: „Wciśnij Enter”. Posłuszny, jak kundel Pawłowa, wciskam. Żadnej reakcji. Zero. Nic. A to zagwozdka! Dark Souls III nie pieści się z graczem nawet na poziomie menu. W końcu nadusiłem Escape. Pomogło. Każą wcisnąć Enter, więc należy stuknąć w Escape. I tak jest ze wszystkim.
Nie będę przytaczał poszczególnych komunikatów, które uporczywie odsyłają do konsolowego pada, mimo korzystania z myszy i klawiatury, ani też nie będę analizował męczącego dla pececiarzy sterowania ekranem ekwipunku. Wyrażę tylko nadzieję, że zostanie to jakoś połatane, tak żeby użytkownicy pieców nie musieli po raz kolejny szlochać nad swoją pozycją w hierarchii graczy.
Pożegnanie nokautem
A miało być tak pięknie! Zapowiadali wyśrubowany poziom trudności, rozgrywkę wymagającą, ale uczciwą, dynamiczne walki, niezwykłych przeciwników, zapierające dech w piersiach krajobrazy, pełną tajemnic opowieść, mroczny klimat, a dla smaku łyżeczkę krwi z Yharnam... A jak jest? No, jak? Tak właśnie! Nic dodać, nic ująć. Jest dokładnie tak, jak wieszczył Miyazaki.
Dark Souls III to spektakularne zwieńczenie jednej z najbardziej awangardowych serii ostatnich lat. Można wprawdzie mieć pretensję o małą liczbę nowości i składankową naturę tego tytułu, ale ja nie czyniłbym z tego większego zarzutu. Trzecia część Mrocznych Dusz to podsumowanie i hołd dla starej formuły, a nie narodziny nowej.
Dark Souls III w czasach VHS - żarcik prima aprilisowy From Software i Namco Bandai:)
Nie znaczy to jednak, że jakieś „nowe” nie nadejdzie. Miejmy nadzieję, że tak się właśnie stanie i że niezależnie od nazwy, jaką mu dadzą, powita nas od wejścia znienawidzonym, choć w gruncie rzeczy uwielbianym, napisem: YOU DIED.
Ocena końcowa:
- gęsty, mroczny klimat
- świetnie wyglądające lokacje
- zawrotny poziom trudności
- przerażający wygląd przeciwników
- nowy, dynamiczniejszy system walki
- to składanka "The Best of Dark Souls"
- brak zmian w dość topornym interfejsie
- silny konsolowy posmak wersji PC-towej
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
super
Komentarze
27To ja się pytam: po co mi taki plus ?
W przeciwieństwie do niektórych "trudnych" tytułów gra nie karze nas za nic, nie ma losowych zdarzeń których nie da się uniknąć, jak np. w Darkest Dungeon.