O tym, jak Rockstar, zamiast zapowiedzieć GTA 6, nabił w butelkę fanów Red Dead Redemption 2
Czekaliśmy, czekaliśmy i doczekaliśmy się… Nie, nie zapowiedzi GTA 6, ale dodatku do sieciowego trybu Red Dead Redemption 2. DLC Przyrodnik wprowadza trochę nowości do rozgrywki, ale jeśli w ten sposób Rockstar chce podreperować relacje z fanami, to chyba nie tędy droga.
- rewelacyjny otwarty świat,; - fenomenalny westernowy klimat,; - wciągająca fabuła,; - barwne i wyraziste postacie,; - mnóstwo zadań i aktywności pobocznych,; - malownicza grafika i świetna oprawa dźwiękowa,; - satysfakcjonujące i dynamiczne strzelaniny,; - wysoki poziom realizmu...
Minusy...który z rzadka zaskakuje oderwanymi od rzeczywistości rozwiązaniami,; - wolne tempo rozgrywki nie każdemu przypadnie do gustu,; - sporadyczne błędy uprzykrzające rozgrywkę,; - niekiedy sterowanie bywa dość dziwaczne.
Zamiast GTA 6 – kariera przyrodnika
Kiedy fani gangsterskich klimatów wypatrują z tęsknotą zapowiedzi GTA 6, miłośnicy Red Dead Redemption 2 od wielu miesięcy narzekają na brak nowej (a raczej: nowej, ciekawej i obszernej) zawartości do sieciowego trybu swojego ulubionego westernu. Doszło nawet do tak zwanego protestu klaunów, podczas którego w świecie gry zaroiło się od cudacznie poubieranych postaci. Była to próba nacisku na Rockstara, by potraktował Red Dead Online co najmniej tak hojnie jak GTA Online, czyli swoje ukochane i generujące niebotyczne zyski dziecko.
Tymczasem twórcy Red Dead Redemption 2 nie tylko nie wydali żadnego znaczącego dodatku do tej produkcji od grudnia zeszłego roku (kiedy to ukazało się DLC Bimbrownicy), ale też nie studzili nastrojów fanów żadnymi, nawet najmniejszymi komunikatami (wiadomo – epidemią epidemią, ale wypada przynajmniej wytłumaczyć się z bezczynności).
Teraz, w czerwcu 2020 roku, zdecydowali się wreszcie podjąć jakieś działania i oto światło dzienne ujrzał dodatek pod tytułem The Naturalist (w tłumaczeniu: Przyrodnik). Ponieważ sam byłem jedną z tych osób, które z niecierpliwością czekały na rozszerzenie do wieloosobowego Red Dead Redemption 2, momentalnie z wypiekami na twarzy chwyciłem za pada. Wypieki na mojej twarzy pozostały na ładnych parę godzin, ale ekscytacja stopniowo ustępowała miejsca irytacji, wzburzeniu i złości.
Co nowego znajdziesz w DLC Przyrodnik do sieciowego Red Dead Redemption 2?
- Profesję przyrodnika
- Dwie nowe postacie niezależne, z którymi pohandlujesz
- Mechanikę usypiania zwierząt i pobierania próbek
- Misję, w których pognasz kłusowników, gdzie pieprz rośnie
- Kompendium wiedzy o zwierzętach ze świata Red Dead Redemption 2
- Opcję wymiany skór na ubrania
- Przenośny obóz, który wszędzie rozstawisz
Ze strzykawką na łosia
Zanim jednak przejdę do zastrzeżeń względem nowego DLC do Red Dead Redemption 2, muszę pokrótce opisać, co ten dodatek wprowadza do rozgrywki. Spoiler alert: nie tak wiele! A konkretnie nową profesję tytułowego przyrodnika.
Sam pomysł wcale nie zwiastował klęski. W końcu dodatek Bimbrownicy też wprowadzał nową rolę do świata Red Dead Redemption 2, ale robił to nadzwyczaj pomysłowo. Otrzymaliśmy mini-kampanię, możliwość prowadzenia własnego nielegalnego interesu, mnóstwo misji dotyczących przemytu alkoholi. Było to naprawdę rozbudowane rozszerzenie.
Dlatego też Przyrodnika nie przekreślałem od wejścia i robiłem wszystko, co w mojej mocy, by dać mu szansę. Zaraz więc po odpaleniu konsoli wybrałem się do miasteczka Strawberry, gdzie czekało mnie spotkanie z Harriet Davenport i Gusem Macmillanem.
Pierwsza z tych postaci to swego rodzaju eko-aktywistka. Sprzeciwia się złemu traktowaniu zwierząt i chętnie zapłaci osobom skorym do zbadania przedstawicieli różnych gatunków. Gus z kolei jest gruboskórnym traperem, wielbicielem zwierzęcych skór i polowań. Oboje pozostają ze sobą w ostrym konflikcie, który jednak w ostatecznym rozrachunku nie ma większego znaczenia dla DLC The Naturalist .
Rockstar zignorował wiele próśb społeczności i ogrywa wciąż te same elementy swojej produkcji, nie próbując przygotować niczego nowego. Czy po to powstało Red Dead Redemption 2, żeby dźgać strzykawką łosie? I czy ktoś w Rockstarze pamięta jeszcze, o co chodzi w tym ich westernie?
Tak czy inaczej, po zapłaceniu – bagatela! - 25 sztabek złota dostajemy podstawowy ekwipunek przyrodnika i od tej pory możemy współpracować zarówno z Harriet, jak i z Gusem. Szczerze mówiąc, kwota 25 sztabek złota trochę na wejściu mnie odrzuciła, bo stanowiła połowę moich growych oszczędności. No, ale trudno, na profesję Bimbrownika wydałem tyle samo i potem nie żałowałem! Tym razem miało być jednak inaczej…
Okazało się bowiem, że rola przyrodnika to niewiele więcej, niż… polowanie na zwierzęta. Było to dla mnie pewnym zaskoczeniem, ponieważ ten element rozgrywki był już dosyć mocno eksploatowany przez profesję handlarza. Tutaj trochę ją zdublowano i doprawiono akcentami, które do tej pory były związane ze ścieżką kolekcjonera.
Teraz tropiłem więc zwierzęta, brałem je na cel i… Tutaj pojawiał się pewien wybór, którego wcześniej nie miałem. Albo usypiałem bestię zakupionymi od Harriet pociskami, albo tradycyjnie zabijałem ją i zdzierałem z niej skórę. Jeżeli zdecydowałem się na tę pierwszą możliwość, mogłem strzykawką pobrać próbkę (chyba krwi, bo czego innego?) z ciała zwierzaka, by potem sprzedać ją (pojedynczo lub w kolekcji) mojej zleceniodawczyni.
Dla Gusa natomiast żadne kwestie ekologiczne nie mają znaczenia. Ze skórą ukatrupionego zwierza mogłem uderzać prosto do niego. Usługi świadczone przez starego myśliwego w dużej mierze pokrywają się z funkcjami, jakie w świecie gry pełni rzeźnik i traper (ten ostatni w kampanii fabularnej). Po pierwsze mogłem sprzedać mu części zwierząt, po drugie co cenniejsze okazy przerabiał na całkiem stylowe wdzianka.
I to w zasadzie całe rozszerzenie The Naturalist . No może oprócz jeszcze paru atrakcji, takich jak legendarne zwierzęta (na które można zapolować w otwartym świecie lub przyjmując misje od panny Davenport), pomniejsze zadania polegające głównie na tępieniu kłusowników, trochę specjalnego ekwipunku przyrodnika, a także kompendium wiedzy o zwierzętach. To ostatnie uzupełniałem między innymi tropiąc zwierzynę, fotografując ją czy też polując na nią. Niestety, prócz satysfakcji, nic z tego nie ma!
Jasne, można by się trochę bardziej pochylić nad tymi wszystkimi dodatkowymi elementami, wspomnieć o ulepszonym łuku, ciężkim sztucerze, możliwości odblokowania przenośnego obozu (który zresztą też był już w kampanii dla pojedynczego gracza i to w lepszej wersji), tylko… po co?
Nawet gdyby to wszystko zebrać w całość i dorzucić jeszcze nową Przepustkę Bandyty (formalnie nie jest chyba częścią DLC, ale ukazała się w tym samym momencie, więc w akcie dobrej woli można by ją podciągnąć pod rozszerzenie), to i tak otrzymujemy bardzo przeciętny dodatek.
Powiecie może, że jednak warto spojrzeć na tę szklankę jako na w połowie pełną. W końcu to miło, że pojawiła się możliwość wytwarzania ubrań ze skór zwierząt, że gracze dostali nową broń do dyspozycji… Tak, to miłe, ale trzeba pamiętać, że nie mówimy tu o jakiejś pierwszej lepszej darowiźnie, mini-bonusie na gwiazdkę, tylko bardzo długo wyczekiwanym i dosyć drogim dodatku.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Rockstar zignorował wiele próśb społeczności i ogrywa wciąż te same elementy swojej produkcji, nie próbując przygotować niczego nowego. Owszem, te zwierzątka wyszły im świetnie, ale czy wszystko musi się kręcić wokół nich? Czy po to powstało Red Dead Redemption 2, żeby dźgać strzykawką łosie? I czy ktoś w Rockstarze pamięta jeszcze, o co chodzi w tym ich westernie?
Pamiętam te czasy, kiedy Red Dead Redemption 2 było grą o bandytach na Dzikim Zachodzie. A czym jest teraz? Nie wiem, a co gorsza nie mam pewności, czy jej twórcy mają dla niej spójną wizję przyszłości.
Rockstar przegiął pałę goryczy
Słynne powiedzenie króla Foltesta z Wieśka 2 do tej sytuacji pasuje jak ulał. Rockstar długo trzymał fanów w niepewności, a na koniec zaserwował im to, czego nie chcieli. Profesja przyrodnika, serio? Po to gram w Red Dead Redemption 2, żeby tropić oposa? Pewnie, to ciekawa aktywność poboczna, ale gdybym chciał biegać z aparatem za wiewiórką, to nie odpalałbym konsoli, tylko… biegałbym z aparatem za wiewiórką!
A pamiętam te czasy, kiedy Red Dead Redemption 2 było grą o bandytach na Dzikim Zachodzie. Jeszcze pół roku temu, w momencie premiery dodatku Bimbrownicy wciąż nią było. Ledwo, ledwo, ale jednak! A czym jest teraz? Nie wiem, a co gorsza nie mam pewności, czy jej twórcy mają dla niej spójną wizję przyszłości.
Jeżeli chcą się skoncentrować na dodawaniu kolejnych profesji, to w porządku, ale raz, że nie mogą one zbyt daleko odbiegać od konwencji, a dwa, że muszą iść za nimi głębsze zmiany w mechanice. Czy nie można było pomyśleć o profesji koniokrada, która wreszcie wykorzystałaby opcję sprzedaży wierzchowców (zapowiedzianą w jednej z pierwszych misji Red Dead Online i zupełnie porzuconą)? A może rola kasiarza, która by pozwoliła na planowanie skoków na banki (dla porównania: w GTA Online to już od dawna standard)?
Ba! Skoro już są w świecie Red Dead Redemption 2 gry karciane (w Polsce akurat zablokowane ze względu na ustawę hazardową, ale przecież na Polsce świat się nie kończy), to dlaczego by nie pozwolić graczom na zostanie zawodowymi szulerami? Wiecie, misje w stylu filmowego Mavericka z Melem Gibsonem. Zwieńczeniem tej kariery mogłoby być otwarcie własnego kasyna… Wreszcie fani doczekaliby się nieruchomości, o które tak walczą od dawien dawna (jest wprawdzie bimbrownia, ale to trochę mało).
Niestety, zamiast wszystkich tych westernowych archetypów, do których można by przecież dorzucić jeszcze rewolwerowca, zastępce szeryfa czy trapera, dostaliśmy… przyrodnika. Powiedzcie szczerze, ile widzieliście westernów z przyrodnikiem w roli głównej? Nie jest ich wiele, prawda?
O pannie na wydaniu mawiają, że jak nie jest ani ładna, ani posażna, to musi być przynajmniej urocza. Dla fanów RDR 2 Rockstar nie był uroczy ani przez chwilę, a teraz okazało się, że nie ma też żadnej innej karty przetargowej.
Kowboje wyjeżdżają z miasta
Wyzywając fanów na pojedynek, Rockstar sam strzelił sobie w kolano. Gdyby twórcy Red Dead Redemption 2 byli w dobrej komitywie ze swoją społecznością, to pewnie Przyrodnik uszedłby im na sucho. Może nawet wypowiadałbym się o nim teraz z pewną dozą sympatii.
Ale Rockstar najpierw toczył z fanami zimną wojnę, by na koniec pokazać, że ma pusty arsenał. O pannie na wydaniu mawiają, że jak nie jest ani ładna, ani posażna, to musi być przynajmniej urocza. Rockstar nie był uroczy ani przez chwilę, a teraz okazało się, że nie ma też żadnej innej karty przetargowej.
Strategia, którą obrali twórcy Red Dead Redemption 2, zakrawa na szaleństwo. To zupełnie tak, jak gdyby zamiast współpracować z fanami, wyzywali ich na jawną konfrontację. Tylko, czy ktoś jeszcze stanie z nimi do strzelaniny w samo południe, jeśli wszyscy kowboje zdążą do tego czasu wyjechać z miasta?
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Jak zagubiłem się na Dzikim Zachodzie, a i tak nie zbiłem fortuny – moja przygoda z Red Dead Redemption 2
- Gangster kontra kowboj – czy GTA 6 odstrzeli Red Dead Redemption 2?
- Red Dead Redemption 2 na PC - nie obejdzie się bez drogiej karty graficznej
- W oczekiwaniu na GTA 6 - jak łatwo i przyjemnie zostać bandytą, czyli poradnik dla początkujących w GTA Online
Komentarze
15Co to znaczy bo nie rozumiem?