Canon chce jeszcze więcej inwestować w bezlusterkowce - nawet kosztem lustrzanek
Niedawna premiera Canona EOS M50 zbiega się w czasie z oświadczeniem Masahiro Sakaty, szefa marketingu Canona w Japonii, które świadczy o coraz większym zainteresowaniu tej firmy branżą bezlusterkową.
Oświadczenia przedstawicieli firm fotograficznych jakby nie byli oni wysoko postawieni w hierarchii, należy traktować z ostrożnością, dopóki nie pojawi się oficjalna notka. Niedawne wystąpienie jednego z szefów działu marketingu Canona, związane z premierą Canon EOS M50, należy traktować poważnie. Niewiele z tej powagi zostaje, gdy zorientujemy się, że pada ono dekadę po pojawieniu się pierwszego kompaktu systemowego, choć pełnoklatkowy aparat systemu EOS M to coś na co czekamy z niecierpliwością.
Gdy przyjrzymy się historii bezlusterkowców zauważymy, że najszybciej i najdynamiczniej weszły w tę branżę firmy, które nie były gigantami branży aparatów systemowych. Owszem Olympus i Panasonic, a potem Sony i Fujifilm, miały w swojej ofercie lustrzanki lub inne aparaty systemowe, niektóre bardzo dobrze oceniane i popularne, nie zmienia to jednak faktu, że w porównaniu z popularnością produktów Canon, a także Nikon, zajmowały one niszową półkę.
To te dwie ostatnie firmy nadają trendy branży lustrzankowej, szczególnie konsumenckiej, w ostatnich dekadach. Obie już miały przygodę z segmentem bezlusterkowców. W przypadku Nikona wiadomo jak ona się skończyła (Nikon 1) - firma ma powrócić w tym roku ze swoimi teoretycznie pierwszymi bezlusterkowcami z prawdziwego zdarzenia. Canon z kolei wszedł na rynek bezlusterkowców i mimo że w skali światowej (na lokalnych rynkach jest nieco inaczej, w Japonii to bezlusterkowy numer 2) nie odniósł jeszcze oszałamiającego sukcesu, powoli zdąża do zamierzonego celu.
Canon - wielki spóźnialski, ale z ogromnym potencjałem
Nie jest tajemnicą, że Canon był tym najbardziej spóźnionym (pomijając falstart Nikona) w branży i jest to mu stale wypominane. A powód jest prosty. Firma, która tak wiele znaczy w branży klasycznych aparatów systemowych, obawia się tak zwanego kanibalizmu sprzętowego, który negatywnie wpłynąłby na popyt w sektorze lustrzankowym. A raczej obawiała, bo w końcu Canon dojrzewa (już słyszę głosy, czemu tak późno) i zdaje sobie sprawę, że nie może dłużej traktować segmentu kompaktów systemowych jako mało znaczącego dodatku do swojego portfolio.
Pierwszy bezlusterkowiec Canon
Tak było cztery lata później - Canon EOS M5
I najnowsza propozycja - Canon EOS M50
Bezlusterkowce Canona to system EOS M. Pierwszy Canon EOS M pojawił się w połowie 2012 roku. Od samego początku widać było, że EOS M ma pod górkę. Dopiero w 2016 roku pojawił się Canon EOS M5, z którym wiązane były duże nadzieje. Istotnie aparat radzi sobie znacznie lepiej niż poprzednie, ale jeden świetny aparat nie czyni systemu (a system to nie tylko korpusy). W ubiegłym roku Canon uderzył w segment tanich, malutkich, ale zaawansowanych bezlusterkowców z modelem EOS M100. tym roku Canon zaprezentował coś podobnego do M5 tylko tańszego - model EOS M50. I jeśli chce iść rozpędem to musi w końcu zaproponować coś więcej. Co takiego? - okaże się to prawdopodobnie na tegorocznych targach Photokina.
W słowach Masahiro Sakaty (marketing Canona) kryje się zapowiedź zwiększonej aktywności w branży bezlusterkowców, nawet jeśli odbędzie się to kosztem obecnej oferty produktowej. Czy oznacza to, że Canon chce kompakty systemowe uznać za równie istotne dla swojej przyszłości co lustrzanki? Być może nie ma wyjścia.
Źródło: Canon Watch
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!