Pamiętajmy, że nasze realia nie mają wiele wspólnego z realiami rynków, które liczą się jako generujące warte zabiegania zyski. Kupujemy sprzęt dużo tańszy, dużo rzadziej i o wiele rozsądniej - z konieczności. Nie dajemy się omamić reklamom kart graficznych kosztujących 2500 złotych z prostego powodu - nie stać nas na takie karty i tyle. Klient zachodni jest w o wiele gorszej sytuacji, on wręcz ma obowiązek kupić najmarniej co rok nową grafikę z najwyższej półki - w imię dobra ukochanego producenta chipsetu graficznego. Do niego skierowana jest natarczywa reklama, w nas godzą tylko odpryski i rykoszety eksplozji inwencji speców od marketingu ATI czy nVidii.
Jak przekonać takiego klienta, który co prawda ma pieniądze na nową kartę, ale nie bardzo widzi sens zakupu? Bo przecież ulubione gry śmigają płynnie w wysokiej rozdzielczości, filmy DVD wyglądać lepiej już nie mogą, a uruchamianie Worda trwa tyle samo na każdej obecnie produkowanej karcie graficznej...
Przez jakiś czas ratunkiem okazał się DirectX 9. Tak, przekonanie klienta, że MUSI kupić nową kartę zgodną z tym standardem było dość proste, a oszczędni użytkownicy szybko się przekonali, że na karcie graficznej oszczędzać nie wolno. Zmieniając GF4 na FX5200 można było się załamać albo... pójść za radą marketingowców i kupić FX 5950, by wreszcie cieszyć się odpowiednim przyrostem wydajności - skok z 200 fps w UT 2003 na 400 fps to nie byle co przecież. Różnica podczas gry co prawda niewyczuwalna, jakość obrazu też w żaden sposób nie wzrosła, ale za to komputer wreszcie przypomina prawdziwą, poważną maszynę: szumi i wyje tak, że w pobliżu trzeba krzyczeć. Nie jest to wada. Kiedy bowiem przyjdzie do nas kolega, stanie w drzwiach i zaskoczony zapyta: a co to tak k.... wyje??? odpowiemy niedbałym tonem: aaa... kupiłem właśnie najnowszego FX-a 5950... Kolega porażony wydajnością i ceną tego wynalazku nie będzie już więcej zwracał uwagi na hałas, a sąsiedzi w bloku może nawet z czasem zastąpią nocne liczenie baranków wsłuchiwaniem się w odgłos pracy naszej grafiki.
Poważnym ciosem w strategię marketingową firm rynku graficznego było przełożenie wydania gry Half-Life 2 z września 2003 na marzec 2004 a ostatnio nawet na wrzesień 2004. Całe lato poprzedzające planowane wydanie HL 2 trwały przepychanki i spekulacje: jaki chipset lepszy do HL 2? Miażdżące dla nVidii wyniki testów przeprowadzonych na jakiejś wersji pre-alfa wzbudziły panikę wśród jej zwolenników, ale na szczęście firma stanęła na wysokości zadania wypuszczając nowe sterowniki, na których HL 2 śmigał znacznie płynniej. ATI za grube miliony dolarów wykupiło prawo dodawania gry do swoich kart graficznych i rozreklamowało ten fakt na całym świecie. Karty wyszły, gra nie. ATI dodawało więc do Radeonków kupony na ściągnięcie sobie za darmo z sieci Half-Life'a, kiedy w końcu gra się ukaże. Paranoja.
Zapowiadany na 2004 rok Doom III nie wzbudza tylu emocji, bo niejako opiera się na niewzruszonej potędze ID Software - wiadomo, że jeśli już wyjdzie, to stanie się standardem na długie lata w wyznaczaniu wydajności kart graficznych i całych systemów komputerowych. Niezrozumiały dla innych proceder dopieszczania kodu przez Johna Carmacka i jego kolegów spowoduje zapewne znaczne obsuwy w dacie premiery, może na gwiazdkę 2004 roku będziemy wreszcie mogli kupić/ściągnąć ów kamień milowy w dziedzinie gier komputerowych. Wiedzą o tym hieny marketingowe ATI i nVidii, autorytet Carmacka i całej firmy ID Software nie pozwala na takie praktyki, jak to ma miejsce w przypadku Half-Life 2. Doom III będzie dobrze działać na wszystkich kartach graficznych o odpowiedniej wydajności, bo tylko wtedy sprzeda się w zadowalającej liczbie egzemplarzy, a jego engine będzie wart grube miliony dolarów.
Co jeszcze ciekawego, jeśli chodzi o grafikę? Nie mając żadnych głośnych i wymagających gier opartych na DX 9 nasi ukochani producenci chipów zwrócili swoje drapieżne spojrzenia na benchmarki graficzne. Pograć co prawda w 3DMarka nie można, ale za to po dziesięciu minutach wpatrywania się w samolociki i laskę z mieczem możemy wreszcie powiedzieć kumplom: wasze karty to kupa złomu, ja na moim Radku 9800 wyciągam całe 500 punktów więcej! Koledzy kładą uszy po sobie i rezygnując z wakacyjnego wyjazdu nad morze kupują Radeona 9800 Pro - trzeba ratować swoją nadszarpniętą reputację.
Za granicą takie i podobne praktyki przynoszą producentom chipsetów i kart milionowe zyski. Dzięki temu jest kasa na badania i rozwój firm, na wdrażanie nowych technologii, są miejsca pracy w Kanadzie, USA, na Tajwanie i w Chinach. Walka jest ostra, błędy niewybaczalne i bezlitośnie wykorzystywane. Przyglądając się temu z daleka możemy pozwolić sobie na refleksję: czy nie jest widoczne przewartościowanie wymagań użytkowników komputerów domowych?
Chcemy wydajności, owszem. Miło odpalić ładną grę w 1024x768 z włączonym filtrowaniem anizotropowym i antyaliasingiem wygładzającym "cyfrowe" schodki na krawędziach obiektów wyświetlanych na monitorze. Ale wydajność już mamy - daje nam ją GeForce 4 Titanium, Radeon 9500/9500Pro czy 9700. Nawet Radeony 9100 czy 9000Pro nie są bez szans, można na nich całkiem przyzwoicie pograć praktycznie we wszystko i cieszyć oko pięknym obrazem. Natomiast nowe karty straszą swoją ceną, oferują wydajność, której nie wykorzystamy, grzejąc się na potęgę świszczą wiatrakami i powodują zgon komputera z powodu niewydolności prądowej starego zasilacza. Nie są w stanie zaoferować nic nowego, jeśli chodzi o jakość odtwarzania filmów DVD czy DivX. Dopracowane układy wejścia/wyjścia TV mają świetną jakość, do której nie można się przyczepić, obsługa dwóch monitorów za pomocą 400-megahercowych RAMDAC'ów to też standard. Nowe gry, na które czekamy wyjdą za rok - po co wymieniać kartę graficzną? Posiadacze starych GF MX czy Radeonów 7500 decydując się na modernizację kupują wymienione nieco wyżej karty ze średniej półki cenowej, a graficzne potwory zalegają w magazynach. Będą do kupienia za rok... kiedy wyjdzie kolejny następca słabszy wydajnościowo, ale o wyższym numerku marketingowym.