W Fortnite na dobre zadomowił się tryb Battle Royale. I choć tę zabawę już w grach widzieliśmy, to w tym wydaniu aż kipi akcją, szaleństwem i komiksowością.
- rysunkowa konwencja przystępna dla każdego,; - świetny system kontrolowanego budowania obiektów,; - ogrom postaci, broni i dodatkowych elementów,; - rozmaite tryby zabawy i dodatkowe atrakcje.
Minusy- w przedpremierowej wersji kiepski balans trudności,; - do ogromu elementów czasem wkrada się chaos.
Trendy można albo tworzyć, albo się w nie wpisywać. Sieciowe PlayerUnknown’s Battleground na dobre rozkręciło zabawę rozpoczętą w H1Z1, przez co miliony śmiałków walczą już na śmierć i życie na zmniejszających się obszarze map. Także Epic Games, za pomocą Fortnite, stworzyło sobie podwaliny do uruchamiania nowych trybów, w tym tego, w którym „wchodzi stu, wychodzi jeden”.
Teraz, gdy opadł już kurz po słownych i prawnych przepychankach między twórcami PUBG a Epic, nie ma co zagłębiać się w tę kwestię. Na dobrą sprawę to przecież obie te popularne gry wykorzystały ideę krwawych zawodów z japońskojęzycznej powieści, rozpropagowaną też w hollywoodzkich Igrzyskach Śmierci.
My, gracze, nie musimy jednak roztrząsać kulturowego pochodzenia gatunku. Nam pozostaje to, co najlepsze – cieszyć się, że powstają kolejne, wciągające produkcje z emocjonującymi regułami rozgrywki.
Kolorowanie surowego obrazka
Odkąd gracze zachłysnęli się wiecznie tworzonym DayZ, znikąd nadeszła moda na szaro-bure symulatory przetrwania. Chociaż sam spędziłem przy nich setki godzin, to w tym momencie dziwię się jak mogłem leżeć plackiem w zaroślach czy kałuży, czekając na okazję do zgarnięcia porzuconego na ziemi sprzętu, nie wystawiając się przy tym na odstrzał ze strony innych łowców.
Co spowodowało taką zmianę nastroju? A no pojawienie się Fortnite. Ta gra udowadnia, że podobne schematy i rozwiązania można uzyskać, stosując równocześnie kolorową, naprawdę rozrywkową stylistykę. Koniec z leniwym czekaniem i wypatrywaniem przez lunetę beżowego, „ludzkiego” piksela na szarym tle. Czas na żywe kolory, wybuchy i tonę zabawy!
Co by nie mówić, projektanci z Epic Games wykonali kawał dobrej roboty. Przejaskrawione barwy i przerysowane, komiksowe modele postaci idealnie współgrają z dynamiką starć, przywodząc na myśl Team Fortress 2 lub Battlefield Heroes.
Tu wystarczy ledwie parę chwil, by dać się porwać radosnemu klimatowi, dzięki któremu wiem, że to prawdziwa wirtualna rozrywka przez wielkie „R”, a nie powolna, często frustrująca, i wyjątkowo monotonna formuła.
Fortnite – Battle Royale pokazane na nowo
Nie oszukujmy się – dostępny za darmo tryb Battle Royale w Fortnite nie stara się być niczym odkrywczym. Latający autobus (znany też z kampanii gry), jak i wiele innych elementów to oczywiste nawiązania i kopiowanie rozwiązań z PlayerUnkown’s Battleground.
Mamy tu więc setkę graczy, zmniejszającą się grywalną powierzchnię mapy i porozrzucane wszędzie bronie i sprzęty. Dostępne są też jednak opcje potyczek w parach lub drużynach. Co jednak najważniejsze – to wciąż Fortnite, z unikatowymi dla siebie, niesamowicie wygodnymi i intuicyjnymi opcjami budowania.
O ile we wcześniej udostępnionym trybie gry stawianie fortów jest koniecznie od samego początku, tak w Battle Royale wznoszenie ścian i schodów wynika z taktyki walki. Im ciaśniej się robi, tym przydatniejsze jest wznoszenie schodów i obudowywanie ich ścianami, tworząc w ten sposób punkty snajperskie.
Wprawieni gracze szybko dostrzegą ogrom możliwości i sposobów likwidacji przeciwnika. Podstawianie pułapek pod „bazy” wroga, niszczenie ścian by dostać się do budynków inaczej niż drzwiami, czy też wznoszenie wieży snajperskiej w koronach drzew - to wszystko sprawia, że nie ma Fortnite: Batlle Royale czasu na nudę, a każdy mecz uczy czegoś nowego.
Co istotne, w Fortnite: Battle Royale każdy gracz jest sobie równy. Owszem, da się podnosić poziom doświadczenia postaci. Można też kupować lepsze rodzaje kilofów, z którymi zaczynamy każdą potyczkę.
Jednak już po wyskoczeniu z autobusu, wszyscy mają tyle samo życia oraz równe szanse na znalezienie broni w każdej klasie jakości. Liczą się tylko indywidualne umiejętności gracza i zgranie z drużyną, jeśli wybraliśmy tryb kooperacyjny.
Maksimum akcji, minimum dłużyzn
Gdyby w tym momencie Fortnite miał być na nowo wydany w wersji pudełkowej, życzyłbym sobie na okładce zobaczyć taki napis: „Skład: zagęszczona zabawa, na 100 MB produktu przypada 110% dynamicznej akcji. Może zawierać śladowe ilości frustracji, która przy bliższym poznaniu zanika całkowicie. Absolutny brak reakcji uczuleniowych”.
Wiele gier sieciowych budzi moją niechęć wtedy, gdy nie wiem dlaczego właściwie zginąłem. W Fortnite: Battle Royale wszystko jest jasne i przejrzyste – wracam do menu głównego dlatego, bo byłem słabszy, nie obudowałem się ścianami, dałem się zaskoczyć przez biegający krzak (dosłownie!) lub połasiłem się na świecącą broń klasy „fioletowej”, wchodząc prosto w pułapkę.
Mimo tego, że początkowo szybko przegrywałem, to może tylko przy pierwszym zgonie odczułem złość. Po przejściu w tryb obserwatora można śledzić poczynania kolejnych, pozostałych przy życiu graczy, dzięki czemu podpatrujemy strategie coraz silniejszych konkurentów. To tylko uczy nas nowych sztuczek i dodaje przyjemności z rozgrywki.
Co więcej, nie ma tu praktycznie żadnych dłużyzn. Zginąłeś i nie chcesz patrzyć na resztę starcia? Nie ma problemu, wyjście do menu, znalezienie graczy i ponowne wylądowanie na mapie zajmie Ci minutę lub dwie. Nie pozostaje więc nic innego, jak wskoczyć błyskawicznie do akcji i ubić paru niedzielnych wojaków, pakujących się wprost pod lufę.
Co oczywiste, w trybie Battle Royale walczą ze sobą mniej lub bardziej zaawansowani gracze. Natomiast w innych, równoległych zawodach, konkurują twórcy produkcji wykorzystujących ten motyw, proponując alternatywne wersje jednej formuły rozgrywki. Na chwilę obecną, PUBG i Fortnite nie wykluczają się wzajemnie, oferując całkowicie odmienne klimatem produkcje.
Pamiętajmy jednak, że dzieło Epic Games to nie tylko tryb „igrzysk śmierci”. Gdy na początku przyszłego roku pełna wersja gry uzyska status Free-2-Play, będzie tam znacznie więcej elementów do zabawy. Ja osobiście jestem przekonany, że na dłuższą metę to właśnie Fortnite i jego twórcy wyjdą ze starcia zwycięsko. Z tej wygranej skorzystamy także my, gracze, uzyskując tytuł, w który po prostu chce się grać.
Ocena wstępna trybu Battle Royale:
- bardzo duża dynamika rozgrywki
- dobra obsługa drużyn wraz z ustawianiem punktów na mapie
- PlayerUnknown's Battleground (PUBG) w krzywym zwierciadle
- budowanie nabiera taktycznego wymiaru
- różnorodność lokacji, mimo niewielkiej mapy
- choć gra ma system mikropłatności, realna gotówka nie daje przewagi
- jak na razie dostępna tylko jedna mapa (ma być więcej)
Komentarze
13Natomaist w PUBG chodzi o 'realizm' czyli skradasz sie i jak sie wczuje to naprawde w grze sa emocje, jakos nie wiem czy bym odczuwal ten sam poziom napiecia (i spokoj jedzenia kurczaka) w takiej kolorowej zabawkowej grafice.
Jednak ja nie o tym - jesli gra na prawde ma byc F2P to czemu mialbym za nia teraz placic?
Kiedyś był film, mniej więcej na zasadzie battle royale, że na wyspę zrzucono iluś tam złoczyńców(mordercy, złodzieje itp) i mieli się oni pozabijać, mieli jakieś minibomby przy kostkach. Grał tam albo Stalone, albo Schwarzeneger...Ktoś zapoda tytuł?