Epic Games ma narzędzie do kreowania sukcesu – autorski Unreal Engine 4. Do technologii dodaje kreatywne rozwiązania, akcję i humor – i tak powstaje Fortnite.
- rysunkowa konwencja przystępna dla każdego,; - świetny system kontrolowanego budowania obiektów,; - ogrom postaci, broni i dodatkowych elementów,; - rozmaite tryby zabawy i dodatkowe atrakcje.
Minusy- w przedpremierowej wersji kiepski balans trudności,; - do ogromu elementów czasem wkrada się chaos.
Zapowiadany od niemal sześciu lat Fortnite jawi się jako ciekawa układanka. Jej elementy są ciągle zmieniane przez twórców, którzy dodają nowe pomysły. Obecnie oni sami opisują ją jako połączenie rozwiązań Minecraft i Destiny.
Do premiery nie zostało już wiele czasu, a grając w wersję pokazową zyskałem ogląd na ostateczny kształt. W moich oczach Fortnite wygląda na połączenie survivalowego MMO - Rust, tower defense’a i dynamicznej, kreskówkowej strzelanki kooperacyjnej.
Witaj w dziecięcej rzeczywistości
Sama komiksowo-bajkowa oprawa to jeszcze nie powód, żeby nazywać grę „dziecięcą”. Ale już pozostałe założenia Fortnite sprawiają, że oto mamy produkt, który nie tyle skierowany jest do najmłodszego odbiorcy, co stara się ożywić w każdym z nas wspomnienia i marzenia sprzed lat. I wychodzi mu to nadzwyczaj dobrze, tak w założeniach, jak i w rzeczywistej rozgrywce.
Po pierwsze, słowo klucz, które wynotowałem po kilkunastu godzinach zabawy to: „budujemy!”. Nie oszukujmy się, większość z nas albo zjadła zęby na klockach Lego (dosłownie, odczepiając szczęką jeden od drugiego), albo spędzała większość czasu w The Sims na tworzeniu idealnego domu. Co najlepsze, w produkcji Epic Games wszyscy będą bawili się równie dobrze.
Po drugie, to co każdorazowo tworzymy w Fortnite to właśnie tytułowy „fort”. To idealna zachęta do odświeżenia przygód z dzieciństwa. W końcu kto w okresie przedszkolnym nie konstruował bazy w krzakach, na drzewie, bądź w domowym zaciszu z wykorzystaniem kocy i poduszek? Jeśli ktoś teraz podniósł rękę, to niech ze wstydem ją opuści i nadrobi braki w nadchodzącej grze.
Po trzecie, naszej mozolnie wznoszonej konstrukcji będzie zagrażał nie kto inny, jak… burzowe potwory. Kojarzycie te wszystkie kreskówkowe motywy, gdzie dzieciaki ze strachu przed nawałnicą chowały się w domu pod łóżkiem?
No więc tu macie uosobienie tych lęków. Nawet jeśli obecnie w trakcie błysków i grzmotów boicie się tylko o przepięcia w sieci i uszkodzenie komputera, telewizora i innych sprzętów, koncept budzi co najmniej sympatyczne wspomnienia.
Nowe oblicze Fortnite z Unreal Engine 4
Jeszcze kilka lat temu, zanim zdążyły pojawić się inne gry oparte na Unreal Engine 4, Fortnite miał być pierwszą produkcją zbudowaną na tym silniku, choć najpierw tworzony był na UE3. Przejście na technologię z „czwórką” w nazwie pozwoliło na ogrom zmian, o których zresztą opowiedzieli mi bliżej twórcy w ciekawym wywiadzie. Możecie go przeczytać na następnej stronie.
Nie zagłębiając się zbytnio w kwestie techniczne, wspomnę tylko o zdecydowanie najlepszej dla graczy modyfikacji, która sprawia, że główna atrakcja gry – budowanie – jest niesamowicie intuicyjna i przystępna. Nazywana przez autorów zabawa w „power blueprint” to w bardzo luźnym tłumaczeniu „wypasione plany konstrukcyjne”. Dzięki nim stawianie wirtualnych ścian i podłóg jest nieziemsko atrakcyjne.
Jeśli nie graliście nigdy w Minecraft ani produkcje pokroju Rust, streszczę to w ten sposób – chwytamy za kilof, by za jego pomocą niszczyć drzewa, skały i ogólnie całe otoczenie. Z uzyskanych surowców tworzymy kolejne elementy budynku. Z tą tylko różnicą, że tu za pomocą ledwie kilku kliknięć modyfikujemy schemat budowanego na szybko obiektu.
Potrzeba Ci wejścia do bazy? Nic prostszego, wybierz ścianę, z jej rysunku technicznego usuń środek i masz piękne drzwi. Chcesz nadać całości bardziej estetycznego wyglądu? Edytuj siatkę tworzenia, wybierz myszką trzy zbędne kwadraty i nudny do tej pory blok zamieni się w zgrabną ściankę, przypominającą wyglądem zamkowe umocnienia.
Możliwości są tu w zasadzie nieograniczone. Prawa fizyki nie do końca nas obowiązują, więc możemy śmiało stworzyć mini-osadę, złożoną z czterech wiszących wież strażniczych, trzymających się na moście, który połączy je z centralnym, „uziemionym” budynkiem. Zabawy jest przy tym co nie miara. Szczególnie, że mocno inspirujące, nieopublikowane jeszcze materiały promocyjne pokazują fantazyjne budynki, na przykład w kształcie pirackich czaszek.
Ja sam chciałem łączyć estetykę z funkcjonalnością. Spędzałem więc masę czasu na zbieraniu surowców, by potem wznieść twierdzę nie do zdobycia, z pułapkami na ścianach, podłogach i wiszącymi u sufitu.
Tyle tylko, że moje budowle musiały też mieć „to coś”, dzięki czemu miło się na nie patrzyło. Moje wysiłki ograniczała tylko niecierpliwość współgraczy, którzy po jakimś czasie wciskali przycisk aktywujący nadciągającą na nas hordę wrogów.
Pudełko pełne atrakcji
We wczesnej, testowanej przeze mnie przedpremierowo wersji, rozgrywka ograniczała się głównie do stawiania fortu, aktywacji przycisku i bronienia się przed kilkoma typami potworków. Muszę przyznać, że w tej formule po kilku godzinach stało się to dość monotonne. Głównym motywatorem było stawianie wymyślnych konstrukcji. Zdecydowanie mniej wciągnęło mnie zaliczanie misji pobocznych, takich jak mieszczenie się w limicie czasowym czy ratowanie cywili.
Mimo wszystko, pokładam nadzieje w pełnej odsłonie, która najprawdopodobniej zadebiutuje już niebawem. Twórcy zapowiadają bowiem naprawdę rozmaite tryby, których liczba po premierze będzie się tylko zwiększać. Niecierpliwie czekam na „rywalizację fortów”, ale jeszcze zanim ona nadejdzie, to już dwa-trzy nowe motywy (a ma ich być znacznie więcej) sprawią, że przez długie godziny nie będę wychodził z serwerów.
To co widzimy już teraz, to olbrzymie nagromadzenie dodatków i atrakcji kolekcjonerskich. Chociaż główna zabawa czeka na nas po przejściu na mapę, to na poziomie menu głównego również mamy sporo do roboty.
Wykupujemy tu bowiem umiejętności, zbieramy nagromadzające się punkty, czy rozbijamy zdobywane piniata-lamy. Rozmaite postacie, bronie i schematy dodajemy też do albumu z kolekcją przedmiotów, którego „wyklejanie” daje nam dodatkowe bonusy.
Jeśli chodzi o same elementy wyposażenia i bohaterów, jest tu ich prawdziwy ogrom. Przyznam szczerze, że momentami czułem się aż nimi przytłoczony. Panuje w nich bowiem zbyt duży chaos.
W jednym miejscu mam możliwość stworzenia składu obronnego, w innym montuję drużynę bojową. Gdzieś w tle widzę okienko do podnoszenia poziomu głównych postaci, a kolejna opcja pozwala mi dodać zdublowane karty do specjalnej kolekcji… Ciężko to wszystko ogarnąć, a co dopiero opisać.
Zapewne ten „ilościowy zawrót głowy” po części spowodowany został tym, że Epic Games chciało pokazać mediom jak najszerszy przekrój Fortnite. Przez to już na starcie otrzymałem legendarne wyposażenie i odblokowanych sporo opcji.
Prawdopodobnie przechodząc grę normalnym trybem, kolejne elementy będą dochodziły jeden po drugim, tak by na spokojnie móc się z nimi oswoić. Jedno jest jednak pewne – na brak zajęć i powtarzalność elementów nie będziemy w Fortnite narzekać.
Forma kontra treść, ilość kontra jakość
Tym, co absolutnie „zagrało” w Fortnite jest ogólny koncept i przedstawienie pomysłu. Już sympatyczna gra językowa („fort” i „nite/night”) pokazuje zgrabność całej produkcji, a zabawne, komiksowe ujęcie całości i dopieszczenie detali tylko uzupełnia ten finezyjny obraz.
I choć w obecnej wersji najnowszemu dziecku Epic Games brakuje nieco zróżnicowania samej rozgrywki, to jednak jestem niemal pewny, że ulegnie to zmianie z licznymi aktualizacjami i zapowiadanymi atrakcjami. Mam też nadzieję (choć jestem tu mniej przekonany), że ogrom dodatkowych elementów z nadmiaru nie przyprawi mnie o ból głowy.
Miałem okazję długo rozmawiać z twórcami Fortnite i jeszcze dłużej grać w samą grę. Jestem bardzo usatysfakcjonowany zarówno obietnicami jak i tym, co już mogłem zobaczyć i poczuć na własnej skórze. To wszystko sprawiło, że po powrocie z pokazu z zapałem usiadłem w domu do udostępnionej mi wersji testowej.
Gra jest na tyle wartka, rozbudowana i ciesząca dynamicznym budowaniem, że warto byłoby wyłożyć na nią parę złotych. A że po czasowej, płatnej fazie early-acces, Fortnite planowo ma być udostępnione za darmo, w modelu Free 2 Play, ogromnym błędem będzie nie spróbowanie w nim swoich sił, gdy pojawi się już w ostatecznym kształcie na komputerach i konsolach.
Ocena wstępna:
- rysunkowa konwencja przystępna dla każdego
- świetny system kontrolowanego budowania obiektów
- ogrom postaci, broni i dodatkowych elementów
- rozmaite tryby zabawy i dodatkowe atrakcje
- w przedpremierowej wersji kiepski balans trudności
- do ogromu elementów czasem wkrada się chaos