Lornetka i pozostałe zwierzęta
Posłuszny naszym komendom Takkar szybko awansuje na władcę zwierząt. Starczy, że zada się z podejrzanej renomy szamanem, łyknie drinka z halucynogenną wkładką i już może wchodzić w konszachty z lokalną fauną. Co to znaczy w praktyce?
Tyle, że mamy na naszym podorędziu sowę, która w dużej mierze stanowi odpowiednik lornetki z poprzednich odsłon Far Cry'a, a zatem przede wszystkim oznacza przeciwników. Do jej drugorzędnych zadań należy atakowanie ich i obrzucanie naturalnymi bombami (ale nie, nie takimi jak myślicie).
Poza tym dobieramy sobie czworonożnego towarzysza. Oczywiście, nie dysponujemy od wejścia całym kompletem bestii do przygarnięcia. Wraz ze wzrostem naszych umiejętności władcy zwierząt możemy ujarzmiać coraz to nowe osobniki odnalezione w pełnym drapieżników świecie Oros.
A każde z posiadanych przez nas zwierząt cechuje się umiejętnościami, które wspomagają nas w eksploracji lub walce. Jedno zwiększa pole widzenia, drugie atakuje wrogów z zaskoczenia, trzecie gromadzi dla nas zapasy.
Akurat ten aspekt rozgrywki jest zaprojektowany całkiem pomysłowo, ale i tutaj pojawia się pewna wątpliwość, jako że kolekcja naszych prahistorycznych stworów nasuwa na myśl torbę z pokeballami. Wymiana tych kompanów następuje błyskawicznie i na potrzeby każdej kolejnej potyczki możemy wybrać innego zwierza.
Z drugiej strony, czy nie wystarczyłby jeden lew, tygrys, wilk czy jaguar? Tylko jeden, który walczyłby u naszego boku przez całą długość gry. Moglibyśmy nadać mu imię, rozwijać jego umiejętności (na przykład poprzez tresurę), personalizować jego wygląd. Czy to nie ciekawsze rozwiązanie, niż opcja „Zbierz je wszystkie”?
W poszukiwaniu straconego mamuta
Jak już wspominałem, w Far Cry Primal walenie maczugą po głowie ustępuje miejsca w zasadzie tylko zbieraniu ziółek. Czasami jeszcze zapolujemy na jakieś zwierzę, ale przecież i wtedy możemy ograniczyć się do rąbnięcia go pałą w łeb. Jednak nie poruszałem jak dotąd kwestii odnajdywania zwierząt i roślin w bądź co bądź bogatym wizualnie świecie Oros.
Ten aspekt to kolejna zdarta płyta. Starczy, że włączymy instynkt, który odziera z kolorów całe pole widzenia, malując na nim jaskrawymi barwami interesujące nas elementy. A jednym z nich bywa żółtawa chmurkę, która oznacza swojski smrodek ciągnący się za jakimś łosiem czy innym tapirem.
Co ciekawe, Takkarowi łatwiej wywęszyć zwierzynę, niż ją usłyszeć. W związku z tym być może należałoby przemianować tę odsłonę serii z Far Cry na Far Smell. Ale dość tej złośliwej dygresji! Nie chodzi o subtelne rozróżnienie między tym czy innym zmysłem, ale o to, że bez specjalnego trybu widzenia nie sposób cokolwiek zauważyć w bombardującym nas bodźcami środowisku Far Cry Primal. Koniec końców przez połowę czasu zmuszeni jesteśmy te wszystkie piękne widoczki oglądać w wersji czarno-białej.
Poza tym duża część zadań wymaga od nas tropienia czy to ludzi, czy zwierząt właśnie za pomocą wspomnianego trybu „wszystkowidzenia”. Wprawdzie w Wiedźminie 3 sprawy miały się podobnie, ale tam było to jakoś urozmaicone, poprowadzone z iskrą kreatywności. Natomiast Far Cry Primal jest w stanie zaoferować nam jedynie szukanie żółtych bądź czerwonych plamek na szarym tle.
Na tym zakończę ten krótki wywód o tropieniu, choć można by jeszcze w tym miejscu rozwodzić się nad oznaczeniami celów misji, które mają tendencję do rozpływania się w powietrzu czy też nad zadaniami, które resetują się, kiedy tylko na moment spuścimy je z oka (na szczęście w praktyce nie jest to tak uciążliwe, jak może się wydawać, ponieważ zwykle zmusza nas to jedynie do obejrzenia raz jeszcze tej samej animacji wprowadzającej – w każdym razie tak było w moim przypadku).
Zamiast tego, powiem coś, co może zaskakiwać w świetle pozostałej części recenzji, a mianowicie to, że Far Cry Primal niejednemu przypadnie do gustu i jest to gra warta polecenia. Oczywiście nie wszystkim, ale pewnej określonej grupie graczy z pewnością...
Giwery i jaja
Czym charakteryzowałaby się wspomniana grupa? Otóż, jestem przekonany, że przy Far Cry Primal będą się doskonale bawić wszyscy ci, którzy w grach nie szukają wyrafinowanej opowieści i którzy nie zniechęcą się nieco przechodzoną formą rozgrywki. Jeżeli za najważniejsze w danym tytule uznamy widowiskowe walki i spektakularną grafikę, to cyfrowy niemowlak Ubisoftu jest strzałem w dziesiątkę.
Można przy tej produkcji spędzić wiele godzin, rozwijając swoje umiejętności, budując nowe szałasy w wiosce, ulepszając swój rynsztunek, walcząc z wrogami Łindża i szukając nowych zwierząt do oswojenia. Jednak gracze, którzy w wirtualnej rozrywce inaczej rozkładają akcenty, nie odnajdą w Far Cry Primal tego, co lubią najbardziej.
A przecież nie to obiecywano nam przed premierą. Jeden ze zwiastunów tego tytułu twierdził, że tym razem nie liczą się giwery, ale jaja. W pewnym sensie rzeczywiście tak jest, bo przecież twórcy tej produkcji wyraźnie robią sobie jaja z graczy, skoro udają, że wypuszczają na rynek atrakcyjny i nowatorski produkt, a w gruncie rzeczy jest to tylko powtórka z tego, co dobrze znamy. Trzymając się jajecznej metaforyki, powiedzmy, że podano nam na talerzu wydmuszkę - pięknie pomalowaną z wierzchu, ale pustą w środku. Owszem, jest ona w stanie dostarczyć niezłą dawkę rozrywki, ale, jakby to powiedzieć, im głębiej wejdziemy w tę prehistoryczną krainę, tym mniej mamutów.
Ocena końcowa:
- duży i malowniczy świat Oros
- prahistoryczny klimat
- możliwość poskramiania zwierząt
- system rozbudowy wioski
- spory zestaw umiejętności do opanowania
- całkiem niezła oprawa audiowizualna
- mało zróżnicowane zadania
- niezbyt wyrafinowana fabuła
- symulator "zbieracza"
- kalka rozwiązań z poprzednich części serii oraz innych gier
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dostateczny plus
Komentarze
25Jak to jest możliwe, że na allegro można wystawić za 5zł dostęp do konta STEAM na którym jest gra "Far Cry Primal". Na dodatek w opisie pisać "Grę pobierasz legalnie i zgodnie z Polskim prawem". haha :D Przecież to jest piractwo w biały dzień. Chyba nawet większe niż pobieranie z np. torrentów, bo pobierając grę z torrentów na dysk przynajmniej nie wykorzystujemy serwerów STEAM.
Przyznam, że nigdy się tym tematem nie interesowałem, więc nie wiedziałem, że takie cyrki się dzieją. Nowa gra, mocno zabezpieczona dzięki Denuvo i można w nią grać za 5zł z możliwością pobierania aktualizacji i dodatków DLC. Dlaczego to nie jest karane przez allegro, polskie prawo i co najważniejsze tolerowane przez STEAM?
Piękna grafika, muzyka, ten kozacki język prehistoryczny. I do momentu kiedy nie wpakujesz dzidy w oko mamuta nie ogarniesz klimatu tej gry. Świetnie zrobione "włosie".
Czy wspomniałem, że na Procu za 2k na GTX960 na very high (nie ULTRA!) i bardzo szybkiej pamieci daje nam mało płynne 30fps...
No UBI znowu się popisało...
a) sprawdza;
b) nie wspomina.
"Podobnie, jak zasługują na nią prahistoryczne malunki naskalne, a przecież żadna galeria nie wystawi ich obok słoneczników Van Gogha" - jasne, bo malunki naskalne są naskalne, nie można ich, w przeciwieństwie do Van Gogha, przenosić. Do tego się psują, a są bezcenne. Nie ma żadnego "jakościowego" powodu, by nie stawiać ich obok siebie - malowidła naskalne są takim samym arcydziełem jak obrazy Leonarda.
Pierwsze znane figurki są wszakże z największym pietyzmem pokazywane obok Słoneczników czy Moneta jako arcydzieła. Mogą leżeć w innej sali, jeśli akurat układ muzeum jest chronologiczny (trochę się od tego odchodzi), ale nic nie przeszkadza, żeby w jednym muzeum był van Gogh i sztuka prehistoryczna, a na wystawie "najnajnajcenniejszych eksponatów" leżałyby obok siebie. O ile van Gogh by się załapał.