Doktor Strange w Multiwersum Obłędu – jest mrocznie, ale raczej nie straszy. Recenzja
Premiera Doktora Strange’a w najnowszej odsłonie już od jakiegoś czasu za nami. Pora więc podsumować wrażenia po seansie. Co Sam Raimi wniósł do filmowego MCU i czy rzeczywiście jest to kino grozy? Zapraszamy do lektury naszej recenzji Doktor Strange w multiwersum obłędu.
Doktor Strange w multiwersum obłędu to teatr trzech aktorów
Strange, Wanda Maximoff i America Chavez – to właśnie wokół nich kręci się świat w multiwersum obłędu. Powtarzające się sny Strange’a dają mu okazję do spotkań z pewną dziewczyną. Wkrótce stanie się ono faktem, a sny… prawdziwym koszmarem.
Strange będzie bowiem zmuszony stanąć w obliczu zatrważającej prawdy o sobie samym – o swojej naturze i o swoim losie, które w każdej z rzeczywistości wykazują niebywałą konsekwencję. Skąd jednak ta wiedza?
Wszystko za sprawą dziewczyny ze snów. Jest nią America Chavez, dysponująca mocą przemieszczania się po multiwersum, nad którą nie potrafi zapanować. Stanowi tym samym łakomy kąsek dla Wandy Maximoff, która po doświadczonej stracie posunie się do wszystkiego, aby spotkać swoich synów. Po zgłębieniu Księgi Potępionych – Darkhold – stała się ona najpotężniejszą (i najbardziej szaloną) postacią w całym MCU. Jak to wykorzysta?
Miejsce multiwersum w uniwersum – Doktor Strange się wymyka
Doctor Strange in the Multiverse of Madness zdecydowanie łatwiej zrozumieć, znając wątki rozgrywające się na łamach WandaVision, What If...? i Lokiego. Nie oznacza to jednak, że jest to warunek konieczny. Motywacje bohaterów w nowym Doktorze Strange’u są dość klarowne, co sprawia, że nieznajomość kontekstów pozbawia nas jedynie (i aż) możliwości docenienia pewnych smaczków.
Wyjątkiem w tym zakresie jest postać Wandy, której tragizm można zrozumieć w pełni jedynie po seansie WandaVision. Ten zaś na tę chwilę jest dla polskich odbiorców znacznie utrudniony – na wejście Disney+, gdzie udostępniono tytuł, przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać.
Poza tym związki z pozostałymi składowymi uniwersum są raczej luźne, co czyni z Doktora Strange’a w znacznej mierze pełną całość. Powiązania są powierzchowne, przyjmując postać wspomnianych już easter eggów czy licznych cameo. Samo zaś multiwersum, co do którego rozwinięcia fani nie kryli nadziei, co prawda zostało nakreślone obszerniej niż dotychczas, wciąż jednak zaledwie dryfujemy po powierzchni. Mimo to wszystko, co nam o nim zdradzono, wizualnie wygląda naprawdę imponująco.
Zarzutem może okazać się również instrumentalne traktowanie niektórych znamiennych postaci z serii, które zapowiadały się na głównych rozgrywających, skończyły zaś jako nieudolna przeszkoda na drodze do osiągnięcia przez zło upragnionego celu. Twórcy nie próbują nawet silić się na kwestionowanie tego, kto w multiwersum obłędu gra główne skrzypce.
Doktor Strange w multiwersum obłędu – inny nie znaczy gorszy
Doktor Strange w multiwersum obłędu zdecydowanie różni się od pozostałych propozycji MCU – nie oznacza to jednak, że odbiega od nich jakością. Wręcz przeciwnie, serii przyda się odrobinę świeżości; jej powiew zapewnił zaś Sam Raimi we własnej osobie. Już na wstępie można było więc snuć przewidywania co do kierunku, w którym wszystko się potoczy.
Nie było to pierwsze spotkanie z uniwersum reżysera – stoi w końcu za Trylogią Spider-Mana. Część widzów zapewne kojarzy go również z tytułami, takimi jak Martwe zło czy Armia ciemności. W ten właśnie sposób Doctor Strange in the Multiverse of Madness stało się propozycją z pogranicza. Daleko mu do horrorów czy thrillerów, jak początkowo przewidywano. Zdecydowanie jednak więcej tu mroku i jump scare’ów niż w siostrzanych filmach z uniwersum.
Wszystko nakręca zaś wszechobecna akcja. Niekiedy odbywa się to kosztem logiki zachowań bohaterów, jednak nie na tyle uderzająco, aby pozbawić widza czystej radości z seansu. O ile zaś fabularnie niekiedy przestajemy wierzyć bohaterom, o tyle CGI, bez małych wyjątków, zapewnia nas o tym, że oto mamy do czynienia z czymś iście realnym.
Podobnie jest z grą aktorską, stojącą na naprawdę wysokim poziomie. W tym zakresie na szczególną uwagę zasługuje Elizabeth Olsen, wcielająca się w Wandę Maximoff. Niejednoznaczność postaci sprawiła, że mamy okazję podziwiać ją w skrajnie odmiennych kontekstach. Wszystkie one wybrzmiewają na tyle autentycznie, że za jednym razem z Wandą płaczemy, za innym zaś podrywamy się ze strachu na jej widok.
Trudno nie docenić też młodziutkiej Xochitl Gomez w roli Americy Chavez, której nieco pogubiona, a przy tym pełna charyzmy postać energetycznie przyciąga widza.
Doktor Strange jest zaś… Doktorem Strangem – Benedict Cumberbatch nieustannie trzyma poziom, do którego nas przyzwyczaił. Tym razem jednak znacznie więcej w bohaterze człowieka z krwi i kości, którego stać na zmierzenie się z prawdą o sobie samym, poświęcenia, autorefleksje, szczerość w uczuciach, ukorzenie się czy wyjście z roli mentora na rzecz partnerstwa w działaniu. Elementy te sprawiają, że multiwersum obłędu staje się dziełem wielopoziomowym, które trafia do szerokiego grona odbiorców (Box Office nie kłamie).
Okiem fana kina superbohaterskiego
W nie tak dużym odstępie czasu mieliśmy przyjemność obejrzeć dwie produkcje opierające się na komiksach Marvela. Były to rewelacyjny Spider-Man: Bez drogi do domu oraz jeden z najgorszych filmów na podstawie komiksu, czyli Morbius. Rodzi się więc pytanie, do którego z nich najnowszemu "Doktor Strange w multiwersum obłędu" jest bliżej? Za sterami „Doktor Strange w multiwersum obłędu” zasiadł Sam Riami, znany przede wszystkim z kina Gore. Nie jest to jednak jego pierwsze spotkanie z Marvelem, bo w przeszłości spod jego ręki wyszła trylogia Spider-Mana, w której pierwsze skrzypce grał Tobey Maguire. Można powiedzieć więc, że reżyser wrócił na stare śmieci. Czy udało mu się połączyć w całość kino superbohaterskie z typowym dla siebie sznytem grozy? Zapraszam do mojej recenzji! Akcja Doktor „Strange w multiwersum obłędu” to bezpośrednia kontynuacja filmu”Spider -Man: Bez drogi do domu”. Jak pamiętacie najbardziej rozpoznawalny mag MCU swoim zaklęciem spowodował otwarcie portali do różnych światów, co oczywiście będzie niosło za sobą potężne konsekwencje. W mieście Doktora Strange’a pojawia się dziewczyna, będąca kluczem do podróży po całym multiwersum. Jest ona ścigana przez potężnego demona, który chce wyssać jej moc. Na domiar złego do swoich celów pragnie ją wykorzystać także Wanda Maximoff, władająca najpotężniejszą magią na całej planecie. Stephen Strange wraz z ową dziewczyną wskakują więc do portalu pomiędzy światami, aby odnaleźć prastarą księgę magii, która może powstrzymać siły zagrażające dziewczynie. Więcej nie zdradzę, bo mogłoby to zepsuć Wam zabawę, Muszę jednak zaznaczyć, że przed seansem warto, a nawet trzeba zobaczyć serial „WandaVision” dostępny na Disney+. To właśnie ta bohaterka będzie tu bowiem grała pierwsze skrzypce. Oczywiście wiemy dobrze, że Disney+ nie miał jeszcze swojej oficjalnej premiery w Polsce (ale zbliżamy się do niej wielkimi krokami, bo ma to nastąpić już 14 czerwca 2022). I choć obejrzenie tego serialu przed seansem nowego Doktora Strange’a nie jest w 100 procentach niezbędne, to jednak powinniście wiedzieć, że w recenzowanym filmie znalazło się sporo momentów, w którym mocno zastanawiałem się o co tutaj chodzi, a które, wraz z serialem, są dość jednoznaczne. Taki rozdźwięk nie psuje może nam seansu, ale w pewnych momentach z pewnością nieco irytuje. "Doktor Strange w multiwersum obłędu" to najbardziej mroczny film w historii całego MCU i Morbius może się tu schować ze swoim wampirem bez zębów! Styl reżysera mocno odciska piętno na tym filmie. I choć nie jest to do końca typowy horror to atmosfera jest tak gęsta, że można ją kroić siekierą. Nie zabraknie tu scen rodem z filmów gore i nawiązań właśnie do kultowego już Martwego Zła, innego filmu Sama Raimiego. Wystarczy wspomnieć, że w pewnym momencie Strange postanawia opętać martwe ciało siebie samego z innego wszechświata i w formie zombie ( może to być już nawiązanie do zapowiedzianego serialu Marvel Zombies) wyruszyć na konfrontację Szkarłatnej Wiedźmy. Dodajcie do tego kilka jump scare’ów, buchającej krwi i ogólnie przytłaczającego klimatu, a dostaniecie dokładnie to czym jest nowy "Doktor Strange w multiwersum obłędu" Oczywiście, to nadal jest kino Marvelowskie. Mamy tu więc żarty rozładowujące atmosferę oraz sporą ilość akcji i heroizmu. Ale czy jest to film, na który moglibyście zabrać dzieci? Szczerze wątpię. Czy to źle? Jeśli jesteście fanami klasycznych produkcji MCU to może się okazać, że ta produkcja Was odrzuci bądź zniesmaczy. Według mnie dodanie mroku i grozy pasuje tu wręcz idealnie. Zresztą, skoro DC poszło w stronę zabawnych produkcji takich jak choćby Suicide Squad „by James Gunn” to czemu Marvel nie może iść w nieco bardziej ponure klimaty? Wizualnie film jest bardzo nierówny i chaotyczny. To jednak zabieg w pełni zamierzony zabieg. Wszak America i Stephen odwiedzają wiele światów, w których każdy wygląda zdecydowanie inaczej. Nie mówiąc już nawet o scenie, w której oboje spadają przez portal multiwersum i mamy przed oczami kilka, jak nie kilkanaście wersji, różnych uniwersum. Efekty specjalne, jak zawsze w MCU, wypadają bardzo dobrze, a walki z różnego rodzaju potworami wyglądają naprawdę świetnie. Całości dopełnia rewelacyjna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Danny'ego Elfmana. Jeśli zaś chodzi o poziom aktorski nie mogę tej produkcji nic zarzucić. Dwie najlepiej zagrane postacie to Doktor Strange i Wanda. To jakby starcie Yin i Yang - dwóch magicznych żywiołów. Benedict Cumberbatch i Elizabeth Olsen to perfekcjoniści w każdym calu. Pozostałym aktorom jak Xochitl Gomez (America) czy Benedictowi Wong też nie mam nic do zarzucenia. Ogląda się ich dobrze i idealnie wpasowują się w grane przez siebie postacie. Druga część przygód Stephena Strange’a raczej nie przypadnie każdemu do gustu. Jest po prostu inna niż poprzednie filmy ze stajni MCU. To obraz zdecydowanie bardziej mroczny, brutalny i ponury. Mi ta groteska, groza i styl Sama Raimiego idealnie pasowały do tej produkcji. Mam jednak świadomość, że wielu fanów ta zmiana może odrzucić. Patrząc na takie filmy jak na przykład Morbius czy Eternals to „Doktor Strange w multiwersum” jest po prostu rewelacyjny i nudzić się na nim na pewno nie będziecie. Osobiście sam planuję wybrać się na seans po raz drugi, aby ponownie przeżyć to co wydarzyło się na ekranie. A jeśli i Wy szykujecie się na pójście na ten film do kina to pamiętajcie – tym razem po napisach są aż 2 sceny i jeśli nie jesteście fanami Martwego Zła to lepiej nie czekajcie na drugą. Moja ocena: 4,7/5Strach się nie bać - Doktor Strange w multiwersum obłędu
Kroczący pomiędzy światami
Szczypta strachu
Uczta dla oka
Doktor Strange w multiwersum obłędu - czy warto obejrzeć?
Plusy
Minusy
Komentarze
5niemencrystal,com/kategoria-produktu/misy-i-wazony/ (Zamieńcie przecinek na kropkę)
niemencrystal,com/kategoria-produktu/misy-i-wazony/ (Zamieńcie przecinek na kropkę)
Chyba Marvel zwyczajnie się przejadł.
PS. Podobno hitem kulinarnym są kulki pizzy.