Nie tylko technologie, nie tylko koszty, ale też odpowiednie planowanie jest ważne dla pomyślnej realizacji załogowych misji kosmicznych. Chiny od dawna mówią o podboju Księżyca, a teraz przedstawiają plan. Aż do 2045 roku.
„Najpierw - powoli - jak żółw - ociężale… I biegu przyśpiesza, I gna coraz prędzej…” - te słowa z wiersza "Lokomotywa" Juliana Tuwima dobrze oddają tempo rozwoju chińskiego programu załogowej eksploracji Księżyca. Na razie Chiny wydają się powtarzać to, co już wcześniej zrobiła NASA, ale kwestią czasu jest, gdy zaczną realizować plany, konkurując łeb w łeb z Wujem Samem, aż w końcu mogą go wyprzedzić.
Najnowsze plany przedstawione przez CNSA (Chińska Agencja Kosmiczna) obejmują kolejne etapy zdobywania Księżyca, aż do roku 2045, gdy powinna tam funkcjonować już duża stacja, nastawiona na komercyjną eksploatację lokalnych zasobów, wraz ze stacją orbitalną.
Księżyc wydaje się być tak blisko, a jednak wciąż jest daleko
Tak, były tam misje Apollo, ale NASA miała w latach 60. XX wieku ogromny budżet, USA sprzyjało ogromne szczęście, a błędów było stosunkowo niewiele, mimo podejmowania ogromnego ryzyka i szaleńczego tempa (niespełna 9 lat po pierwszym locie człowieka w kosmos, chodził on po Księżycu). A przecież i tak zakończyło się to na Apollo 17. Nie było misji numer 18, nie było budowy stacji księżycowej.
Dziś NASA, ESA i współpracownicy w ramach programu Artemis, mają jasno nakreśloną ścieżkę. Przełożony na 2025 rok załogowy lot Artemis 2, potem Artemis 3, ale potem… no właśnie. Tak są planowane Artemis 4, 5 i 6, ale nie ma co się nad nimi zastanawiać, skoro misja Artemis 3 jest jeszcze w powijakach. Jeden z kluczowych logistycznych elementów programu to stacja przesiadkowa Gateway. A przecież nie rozpoczęto jeszcze jej budowy. Teoretycznie nie musi to być długotrwały proces, bo nie będzie to tak skomplikowany twór jak ISS, ale coś musi być na rzeczy, skoro NASA rozważa opcję przesiadki na orbicie Ziemi.
Skład załogi misji Artemis 2, czyli lotu wokół Księżyca, to chyba na razie jedyny pewnik. (fot: NASA)
Tak, by HLS, czyli księżycowy Starship, zabrał astronautów od razu na Księżyc i z powrotem. Tylko w tym momencie rodzą się słuszne pytania, dlaczego w ogóle Orion? Jeśli Starship będzie działał przed końcem dekady, a to też nie jest pewne, to SpaceX mogłoby ogarnąć całą misję z Ziemi na Księżyc i z powrotem. A jeśli nie Starship to alternatywne lądowniki, które są jeszcze mniej zaawansowane w budowie.
Chiny są zdeterminowane
Chińskie plany lądowania załogowego na Księżycu też są dopiero na początkowym etapie rozwoju, ale wiele wskazuje, że ten kraj wykazuje większą determinację w realizacji wcześniej założonych celów. Przykładem jest program Chang’e, który posuwa się do przodu powoli, ale konsekwentnie.
Dotychczas mieliśmy już pięć misji w ramach programu, w tym jedną składającą się z dwóch lotów. Najpierw dwa orbitery, potem lądownik z łazikiem w 2013 i 2019 roku. W ramach misji Chang’e 5 w roku 2020 udało się przywieźć na Ziemię próbki gleby księżycowej. Teraz na czerwiec 2024 szykowany jest lot Chang’e 6, który zbada południowe okolice podbiegunowe na niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca. A także dostarczy stamtąd kolejne próbki gleby.
Obraz radarowy pokazujący regiony krateru Shackleton i okolicy, które w rzeczywistości są skryte w cieniu (kolor niebieskoszary). Zielona kropka to lokalizacja bieguna południowego Księżyca, a strzałki kierunek padania promieni słonecznych na zdjęciu. (fot: NASA/GSFC/Arizona State University)
Kolejna misja Chang’e 7 ma ruszyć w 2026 roku, a jej celem jest przebadanie okolic południowego bieguna Księżyca, w poszukiwaniu najlepszych okolic do przyszłej eksploracji załogowej. Temat wciąż nie jest rozwiązany, bo wieloletni entuzjazm związany z perspektywą występowania lodu w wiecznie zacienionych miejscach kraterów księżycowych, zastąpiła niepewność, gdy okazało się, że ten lód raczej nie występuje na powierzchni lub w jej bezpośrednim sąsiedztwie.
Takie wnioski wynikły z połączonych obserwacji orbitera LRO NASA i koreańskiego pojazdu Danuri, które pozwoliły zajrzeć do wnętrza krateru Shackleton. To miejsce uznawane za najlepszą lokalizację dla budowy pierwszej księżycowej bazy (nawet w fikcyjnych historiach).
Misja Chang’e 7 ma być połączonym wysiłkiem Chin i innych państw zaangażowanych w azjatycki plan eksploracji Księżyca. I to nie tylko Rosja, Egipt, Bahrain czy Tajlandia. Okazuje się, że nawet instrumenty z Włoch i Szwajcarii zostały wybrane jako te, które znajdą się na pokładzie chińskiego pojazdu oprócz tego, co przygotuje sama CNSA. Będzie tam nawet miejsce dla niewielkiego teleskopu budowanego przez ILO (International Lunar Observatory). Prototyp takiego teleskopu poleciał na pokładzie Odyseusza w lutym tego roku. I jak wiadomo wiele się nie napracował.
International Lunar Research Station jako alternatywa dla programu Artemis
A co potem? Wszystkie działania Chin i ich sojuszników w dążeniu na Księżyc mają prowadzić do budowy ILRS, czyli Międzynarodowej Księżycowej Stacji Badawczej. To projekt rozpoczęty w 2021 roku przez Chiny, czyli CNSA, i Rosję, czyli Roskosmos. Nawet zmniejszone zaufanie co do możliwości Roskosmosu, a także potencjału innych członków projektu ILRS, nie zmienia faktu, że samo CNSA mogłoby udźwignąć projekt, w który zaangażowane jest dziś 13 państw. W kwietniu do projektu dołączyła Turcja.
Bardzo ważnym elementem eksploracji Księżyca jest komunikacja, dlatego Chiny dążą do zbudowania floty pojazdów przekaźnikowych na orbicie naszego satelity. W 2018 roku umieszczono na niej Quieqiao 1, który miał ułatwić komunikację z lądownikiem Chang’e 4. Teraz w marcu 2024 roku wyniesiono drugiego satelitę Queqiao 2. W przeciwieństwie do pierwszego satelity tego typu, który znajduje się stale w jednej pozycji względem Ziemi i Księzyca, Queqiao 2 porusza się po wydłużonej orbicie wokółksiężycowej, ma zapewnić kontakt z większą liczbą pojazdów na powierzchni.
Po misji Chang’e 7 szykowana jest misja Chang’e 8 na 2028 rok, która ma już być testem użytecznych technologii wydobycia zasobów na Księżycu. Eksperymentalna misja, ale i tak bardzo ambitna. Do roku 2035 Chiny chcą umieścić na Księżycu pierwszą załogową instalację wydobywczą, a do 2045 roku ma tam funkcjonować rozbudowana kopalniana stacja księżycowa.
I nawet jeśli te plany to tylko element gry propagandowej, wyłącznie piękne obrazki, to widać, co chcą osiągnąć Chiny. Zbudować co najmniej równowagę dla programu Artemis, a wykorzystując jego potknięcia, nawet wygrać ten wyścig. Bo trudno tu mówić już inaczej jak o wyścigu na Księżyc. Kiedyś też był to wyścig, ale tylko o pierwsze miejsce na Księżycu. Teraz nawet jeśli ktoś wyląduje miesiąc później, to nie będzie to porażka wizerunkowa. Ale będzie nią porzucenie planów zbudowania czegoś konkretnego w odległości około 380 tysięcy kilometrów od Ziemi.
Wizualizacja stacji ILRS drugiej generacji w 2045 roku. (fot: CGTN)
A co z Marsem? Tam też Chiny chcą wyprzedzić USA
Mars to pomimo szumnych deklaracji i wielokrotnie już deklarowanych terminów, dużo dalszy, a zatem trudniejszy do osiągnięcia cel. W zasadzie można powiedzieć, że nikt do końca nie wie, na co człowiek się porywa, wybierając lot na Marsa. Jednakże przed załogową misją są cele bezzałogowe. Chiny nie mają na koncie tylu osiągnięć co USA w eksploracji Czerwonej Planety, to w imię zasady, wygra ten, kto więcej zainwestuje, są szanse na sukcesy w pewnych kategoriach.
A tą kategorią jest misja powrotna polegająca na przywiezieniu próbek z wybranego miejsca w Układzie Słonecznym. NASA mocno sparzyła się na swoich zbyt ambitnych planach w ramach programu Mars Sample Return i teraz zastanawia się, czy obniżyć kryteria i liczbę odzyskanych próbek, na przykład o połowę, czy może posiłkować się wsparciem sektora prywatnego? Bo czas ucieka i jeśli NASA zdecyduje się na późny termin rozpoczęcia misji, Perseverance może już być nieaktywny, a to wymusi plan B, czyli dotarcie do tub z zapasowymi próbkami, rozłożonych w delcie starożytnej rzeki uchodzącej do krateru Jezero.
Chiny nie mają tego problemu, bo jego łazik Zhurong nie pobierał próbek na cele przywiezienia na Ziemię. Więc mogą skonstruować pojazd, który poleci, wyląduje, pobierze próbki i wróci na Ziemię. To oczywiście duże wyzwanie, bo pojazd musi móc wystartować, więc musi mieć odpowiednie zapasy paliwa (wytwarzanie go na miejscu raczej nie wchodzi jeszcze w rachubę).
Przeszkody można jednak pokonać nie tylko innowacyjnością, ale też większymi inwestycjami, a na te Chiny powinny sobie pozwolić. Jak ogłosił to Wu Weiren z Chińskiej Narodowej Agencji Kosmicznej, przywiezienie próbek miałoby nastąpić w ramach misji Tianwen 3, która ma zakończyć się do 2030 roku. Jeśli ten termin byłby dotrzymany, Chiny jako pierwsze przywiozłyby próbki z powierzchni Marsa.
źródło: CNSA, CGTN, NASA, MoonDaily, inf. własna
Komentarze
1