Finezja i taktyka ponad brutalność i brawurę
Najważniejsza różnica jest taka, że Warhammer: The End Times - Vermintide znacznie bardziej emanuje wizją śmierci i kruchości postaci. Tu nie dostaniemy do ręki karabinu, za pomocą którego będziemy mogli z dużej odległości pozbyć się wrogów. Znacznie częściej będziemy walczyć wręcz, a gdy otoczą nas wrogowie, dostaniemy tylko kilka szans na to, aby odsunąć hordę potężnym wymachem tarczą i uciekać lub czekać na pomoc towarzyszy. Po pierwszych kilku zgonach gra bardzo szybko uczy, że strategia atak-atak-atak wymaga jednak nieco większej finezji. Brak samouczka sprawia, że po parokrotnym otarciu się o śmierć błyskawicznie sprawdzimy obłożenie klawiszy, poszukując funkcji „obrona”, „odepchnięcie” i „unik”. A potem będziemy z nich korzystać naprawdę często.
Gdy zdobędziemy już pierwsze punkty doświadczenia i nasza postać wejdzie na nowy poziom, system automatycznie dobierze nam do rozgrywki graczy o podobnym stażu. Oznacza to, że szybko z grona zagubionych nowicjuszy przejdziemy do przypadkowej, ale dobrze zorganizowanej grupy osób, które wiedzą że dla przetrwania konieczna jest współpraca, a nie „wyścig po fragi”. Już na normalnym poziomie trudności wielu misji nie sposób ukończyć za pierwszym razem, a dla szukających najcięższych wyzwań dostępnych jest w sumie pięć wariantów, w tym „koszmar” i „kataklizm”. Te uda nam się pokonać tylko po zdobyciu potężnego oręża i poznaniu wszystkich zakamarków dostępnych map.
Same lokacje, poza tym że ponure i skąpane w nocy, są bardziej rozbudowane niż w Left 4 Dead. Póki nie poznamy dobrze mapy każdej misji, możemy czasem omyłkowo wybrać okrężną ścieżkę. Mimo wszystko, w Ubersreik nie sposób zabłądzić, a każda ślepa uliczka może dodatkowo skrywać cenne przedmioty, zapewniające dodatkowy łup po zakończeniu zadania. Nagradzanie zwycięzców wiąże się z pewną dozą losowości wpisaną w przemyślaną mini grę. W zależności od tego co udało nam się odkryć podczas rozgrywki, otrzymujemy odmienne zestawy 7 sześciościennych kości. Rzucając nimi, określamy rodzaj i klasę przedmiotu, jaki zostanie dodany do naszego ekwipunku.
Nowe bronie, zbroje i przedmioty zapewniające dodatkowe atuty to jedyny odczuwalny sposób poprawiania możliwości bojowych naszych postaci. Uzyskujemy je po ukończonych misjach, a wszelkich modyfikacji dokonujemy w karczemnej kuźni. Pięć obiektów tej samej klasy pozwala nam na stworzenie jednego, o znacznie lepszych właściwościach. Natomiast „rozbijając” dowolny z nich, otrzymujemy kamienie niezbędne do ulepszeń. Niemal każdy sprzęt przydzielony jest na sztywno do jednej z pięciu postaci. Jeśli mamy więc wybranych dwóch-trzech bohaterów, którymi lubimy grać najbardziej, nie będziemy mieli problemu z tym który przedmiot zniszczyć, aby inny mógł stać się potężniejszy.
Ten urzekający, brudny świat
Grafika w Warhammer: The End Times - Vermintide jest świetna – ponura i budująca klimat brudnego i brzydkiego świata, zachowując jednak przy tym dużą estetykę. Miejscami w oczy kłuły mnie jedynie świecące i wymuskane modele postaci i broni. Zupełnie, jak gdyby w karczmie zjawili się przygotowujący się do partyzanckiej walki zabójcy, a radośni, świeżo wykąpani żołnierze wprost po ukończeniu rycerskiego szkolenia.
Problem stanowić też może nie zawsze działający system wykrywania kolizji. O ile możliwość przenikania przez siebie postaci graczy to dobry pomysł, dzięki któremu uniknięto wzajemnego blokowania się, to już wiele innych obiektów zwyczajnie nie powinno na siebie nachodzić. Wielokrotnie moja tarcza wtapiała się w mur, niekiedy elementy otoczenia nie reagowały na ostrze topora, podczas gdy z niektórych belek po ciosie ochoczo leciały drzazgi. Co gorsza, zdarzyło się też, że wrogi Skaven wspiął się do mnie na wieżę przenikając przez niewielki murek, który – jak miałem nadzieję – przynajmniej częściowo powstrzyma ataki, nie okazując się jedynie pustą teksturą.
Zastrzeżeń nie mam za to do udźwiękowienia. Kolejny raz muszę nawiązać do Left 4 Dead, które jest pod tym względem bardzo podobne – podczas gdy zbliża się do nas horda potworów, słyszymy klimatyczną muzykę, zwiastującą kłopoty. Gdy przemierzając ulice miasta natkniemy się na patrol elitarnego oddziału szczuroludzi, do naszych uszu dojdzie ich miarowy krok i wydawane rozmaite odgłosy. Bohaterowie po odnalezieniu amunicji czy mikstur automatycznie wykrzykują do reszty grupy powiadomienia. Szkoda tylko, że nie ma możliwości wysyłania szybkich komunikatów głosowych z podręcznego menu. Możemy oczywiście porozumiewać się za pomocą mikrofonu. Bardzo uciążliwy był dla mnie jednak brak zaznaczenia w interfejsie tego, który gracz właśnie się wypowiada. Przez to nigdy nie byłem pewny, czy mój komunikat dotarł do reszty, ani czy komendę „chodźcie tutaj, szybko” wykrzykiwał elf czy krasnolud.
Nie ma mocnych na Wojenny Młot
Mimo kilku błędów i niedoróbek, Warhammer: The End Times - Vermintide wciągnął mnie bez reszty na blisko 10 godzin. Tyle czasu zajęło mi osiągnięcie czternastego poziomu doświadczenia i ukończenie wszystkich trzynastu misji fabularnych, z czego większości po kilka razy. Każdy z poziomów to zabawa na od około 15 do nawet 40 minut, w zależności od zgrania grupy i znajomości lokacji. Możliwość wielokrotnego wykonywania tych samych zadań wzmacnia fakt, że niemal wszędzie poukrywane są dodatkowe przedmioty, dające bonusy po zakończeniu zadania.
Zdecydowanie mocniej, niż w innych grach tego typu odczuwałem potrzebę uruchomienia „jeszcze jednej misji”. Wszystko przez widoczne elementy systemu RPG – zdobywanie punktów doświadczenia, ulepszanie ekwipunku i chęć sprawdzenia jego efektywności w kolejnej potyczce. Dodatkowo, pod koniec każdego zadania widzimy statystyki, dzięki czemu możemy cieszyć się widząc, że otrzymaliśmy mniej obrażeń od innych lub być tym graczem, który najczęściej leczył towarzyszy. Brakuje mi jednak globalnych rankingów, pokazujących na przykład która grupa najszybciej ukończyła dane misje, zdobywając przy tym wszystkie ukryte przedmioty.
Do Warhammer: The End Times - Vermintide na pewno będę często wracał, i to pomimo ukończenia wątku fabularnego. Wszystko przez chęć uzbrojenia mojej ulubionej postaci w oręż najwyższej klasy i przeprowadzenie jej przez wszystkie przygody na najwyższym poziomie trudności. Oczywiście, do tego potrzeba jeszcze zgranej drużyny, ale odnoszę wrażenie, że w grach tak wymagających jak opisywana, współgracze popełniają mniej błędów i bardziej skupiają się na wspólnym działaniu, niż indywidualnym podejściu do rozgrywki. Za wymuszenie takich zachowań należą się twórcom odrębne brawa. Jestem przekonany, że większość graczy nawet po satysfakcjonującym, trudnym finale będzie pozostać w Ubersreik na kolejne długie tygodnie.
Ocena końcowa:
- wiernie oddany klimat Warhammera
- dobre i sprawdzone schematy sieciowych potyczek
- mnogość broni i przedmiotów
- ciekawy system tworzenia i zdobywania wyposażenia
- udane tło fabularne
- opcje konfiguracyjne umożliwiające dostowanie gry do własnego stylu
- niewielka liczba misji
- brak statystyk postaci
- kulejący system kolizji obiektów
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dostateczny plus - Grywalność:
dobry plus
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!