Miłośnicy spędzania czasu na planowaniu, rozmieszczaniu wojsk i podbijaniu terenów ostrzą sobie zęby na kolejne wirtualne strategie. Premiera Total War: Three Kingdoms może więc być dla nich małym świętem. Ten tytuł ma wszystko co potrzebne by przykuć do monitora na wiele godzin.
- świetny interfejs, z czytelną i atrakcyjną grafiką,; - nowe rozwiązania w rozwoju bohaterów,; - rozbudowane możliwości dyplomacji,; - dwa tryby kampanii z różnym realizmem,; - total War z krwi i kości - wciąż wciąga jak mało która strategiczna seria,; - prawdziwe potyczki historyczne w trybie bitew.
Minusy- długie czasy ładowania,; - widoczne doczytywanie tekstur,; - niekiedy niejasny samouczek.
Zdecydowana większość fanów gier strategicznych nie ma wątpliwości – wydawana od niemal 20 lat na pecety seria Total War to perełka gatunku. Ten kto lubi dowodzić wojskiem, zarządzać dyplomacją, wydawać dekrety i przejmować władzę nad dużą częścią świata, w każdej z części będzie bawił się świetnie, co zresztą widać po rankingach gier i zestawieniach najlepszych strategii ostatnich lat.
Decydując się na zabawę z Total War do wyboru pozostaje właściwie już nie tyle gra, co konkretna era i historyczne realia – bo tych w tej serii jest już całe mrowie i można w nich dowolnie przebierać. Twórcy, studio Creative Assembly, wraz z Total War: Three Kingdoms po raz trzeci wracają do Azji, udowadniając, że tamtejsi władcy jak mało którzy potrafią uprawiać wojenną sztukę.
Przyznaję, że nie znam na pamięć nawet fragmentów podręczników do historii. Jednak za każdym razem, gdy uruchamiam kolejną grę z serii Total War, staram się zapoznać z wydarzeniami z danej ery. Gdy tym razem uruchomiłem kilkunastominutowy „animowany dokument historyczny” w serwisie YouTube, stworzony właśnie z okazji premiery Three Kingdoms, z miejsca polubiłem okres Trzech Królestw.
Dzieje się tam bowiem wszystko to, czego doświadczam w grze – zamachy, przejęcia terenów, dziedziczenie władzy, przekupstwa, łamane pakty o nieagresji… Twórcy Gry o Tron mogą pozazdrościć zwrotów akcji i zagęszczeniu intryg.
Dzięki temu jest to idealne pole dla gry takiej, jak Total War – gdzie przecież pod wodzą graczy, każde mocarstwo może w ciągu kilku tur być na przemian sojusznikiem, wrogiem, ponownie sojusznikiem, a na końcu podbitym ludem, który następnie przymusowo zasili naszą armię.
Piękno zaplecza wojny
Już od początkowego filmu wprowadzającego w realia wiem, że pod względem graficznym, Total War: Three Kingdoms to moja ulubiona odsłona serii. Rzadko zdarza mi się, żebym w grze w ogóle zwrócił uwagę na grafiki w menu czy interfejsie.
Tym razem jest inaczej – mój wzrok od razu przykuły „rozbryzgi” pędzla, czarno-białe rysunkowe wstawki i chociażby świetne drzewo reform. Na to po prostu miło się patrzy i choć nie spodziewałem się, że zrobi mi to różnicę w grze strategicznej, to teraz już wiem – to ogromna zaleta.
Dzięki temu, że interfejs jest bardzo czytelny, w Total War: Three Kingdoms mogą też z powodzeniem grać ci, którzy z serią nie mieli do tej pory wiele doświadczeń. Udostępniono tu także nakładkę pomocy, dzięki której każdy element ekranu zostaje wyjaśniony.
Uważam jednak, że odrobinę brakuje dedykowanego, osobnego samouczka. Ten wbudowany w tryb kampanii pozwala graczowi na błędy, które mogą już na początku prowadzić do porażki i przez to szybko zrazić do samej gry.
Mimo wszystko, całość można stosunkowo łatwo opanować, a kolejne elementy działają dość intuicyjnie. To bardzo ważne, bo rządzić w Total War: Three Kingdoms można na wielu płaszczyznach, a przed skończeniem tury warto odpowiedzieć sobie na pytanie: „czy zrobiłem już wszystko?”. Wydać punkty ruchu bohaterów to jedno, ale podstawowe działania to także zawieranie sojuszy, ustanawianie reform i rozwój miast o kolejne budynki.
Dbanie o te elementy może czasem przedłużyć rozgrywanie tur i opóźnić podboje, ale stworzenie prężnie działającego imperium wynagradza minuty poświęcone analizie.
Do boju, do planowania, do zwycięstwa!
W taki oto sposób, w przyjemnej oprawie i z dużą liczbą opcji, upływały mi kolejne tury w Total War: Three Kingdoms. Mówiąc szczerze, twórcy z Creative Assembly niemal zawsze robią coś, czego nie jestem w stanie zrozumieć. To wciąż ten sam trzon Total War, zasady się nie zmieniają, a mimo to z odsłony na odsłonę ta seria wciąga mnie coraz mocniej.
Tym razem dopieszczono między innymi dyplomację, która oferuje nam prawdziwy ogrom opcji. Przykładowo, jeśli złamiemy postanowienia zawartego paktu, spadnie nasza reputacja – ciężej więc będzie zawierać kolejne sojusze.
Innym z usprawnień jest podniesienie wagi historycznych bohaterów. Szczególnie w trybie „Opowieści o Trzech Królestwach”, dowódcy mają niezwykłe umiejętności. Przez to czuć ich potęgę, a starcia „jeden na jednego”, w bitewnym zgiełku, dodają bitwom kinowego rozmachu.
Po raz kolejny nie mogę niczego zarzucić samym bitwom. To wciąż zaawansowana gra w kamień-papier-nożyce, z dodatkiem flankowania i przewagi terenu. Może dzięki niezmienionym regułom, rozgrywanie takich starć dalej niesamowicie wciąga.
Po dwóch częściach Total War: Warhammer, brakuje mi nieco magicznych zdolności, które potrafiły tam przechylić szalę zwycięstwa, ale już kilka starć w historycznie prawdziwych realiach pokazało, że nic tak nie cieszy jak zasypanie przeciwnika gradem strzał, otoczenie konnicą i zmuszenie do poddania.
Wyboista droga do Chin
Total War: Three Kingdoms nie jest niestety pozbawiony wad. Szczególnie rażą koszmarnie długie czasy ładowania. Kilka minut na wczytanie stanu kampanii to zdecydowanie zbyt długo. Podobnie sprawa ma się z bitwami. Zgoda, mój komputer nie należy do najnowszych, ale osiem gigabajtów pamięci RAM na pokładzie powinno wystarczyć do komfortowej rozgrywki. Póki co, starcza abym oczekując na właściwą zabawę zrobił sobie herbatę. Oczywiście tradycyjną, chińską.
Zdarzało mi się także, że animacja tu i ówdzie „chrupnęła”, a tekstury terenów i postaci wczytały się dopiero po chwili od zmiany przybliżenia kamery. Oczywiście, wydajność gry twórcy mogą zawsze poprawić łatkami. I na to też liczę, bo tak naprawdę to jedyna poważna wada Total War: Three Kingdoms. W kwestii grywalności nie mam się do czego przyczepić.
Po lekkim narzekaniu, poruszę jeszcze tylko jedną kwestię, co do której mam dość mieszane uczucia. Obecność polskiego dubbingu to świetna sprawa, tym bardziej że jest zwyczajnie porządnie wykonany. Nieco dziwnie brzmi tylko, gdy głos lektorki przerywany jest kwestiami bohaterów… po chińsku, z polskimi napisami. Ale cóż, widać taki był zamysł artystyczny twórców.
Total War: Three Kingdoms – czy warto to kupić?
Kiedy dostałem Total War: Three Kingdoms na dobrą chwilę przed premierą, naiwnie myślałem, że uda mi się poznać wszystkie jej sekrety. Owszem, kampania nie ma już przede mną zbyt wiele tajemnic, ale wciąż odkrywam nowe szczegóły i dopracowuję swoje taktyki. Wiem dzięki temu, że każdy miłośnik strategii świetnie się tu odnajdzie i będzie z przyjemnością poznawał wszystkie smaczki, jakie przygotowali twórcy.
Total War: Three Kingdoms to bez dwóch zdań kwintesencja tej kultowej już serii. Do tego umiejscowiona w realiach, które same w sobie kipią intrygami, potyczkami i zmianą sił poszczególnych stron konfliktu. Odgrywanie podobnych scenariuszy to gwarantowana dawka strategicznych emocji. Miłośnicy historii mogą także zdecydować się na tryb bitew, z odwzorowaniem konkretnych historycznych starć.
Wracając do postawionego wyżej pytania - czy warto kupić Total War: Three Kingdoms? Może wystarczy, że powiem, że po kilkudziesięciu godzinach spędzonych w Trzech Królestwach wciąż nie mam ich dość i już czuję, że wsiąknę w ten świat równie mocno co kiedyś, przy pierwszym Shogunie. Nie jest to może strategia innowacyjna czy odkrywcza, ale jako rozwinięcie znakomitej serii spisuje się wyjątkowo dobrze.
Na tyle, że z czystym sumieniem mogę polecić ją wszystkim miłośnikom strategii. Kto wie, może wsiąkniecie na tyle mocno, że uda Wam się doprowadzić do sukcesu nawet powstanie Żółtych Turbanów.
Ocena końcowa Total War: Three Kingdoms
- świetny interfejs, z czytelną i atrakcyjną grafiką
- nowe rozwiązania w rozwoju bohaterów
- rozbudowane możliwości dyplomacji
- dwa tryby kampanii z różnym realizmem
- Total War z krwi i kości - wciąż wciąga jak mało która strategiczna seria
- prawdziwe potyczki historyczne w trybie bitew
- długie czasy ładowania
- widoczne doczytywanie tekstur
- niekiedy niejasny samouczek
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Grę Total War: Three Kingdoms na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego dystrybutora gry - firmy Cenega S.A.
Komentarze
3Bardzo kiepski artykuł: gdzie jest ten ogrom opcji? Kolejne zdanie opisuje coś, co znamy z wszystkich poprzednich części. Może zatrudnijcie Sylwię Zimowską Z CHIPa do pisania recenzji?
Ostatnią strategię jaką pamiętam w którą grałem to Comand and Conquer a potem Red Alert. Potem już nic...
Wole dynamikę MW3 :)))
Ale jak ktoś lubi to niech sobie gra...:)