Dobra gra nie potrzebuje wielkiego budżetu, a ciekawego konceptu i zmyślnej realizacji. Tooth and Tail jest tego najlepszym dowodem. Nawet jeśli to tylko wojna.
- świetnie zaprojektowany świat gry,; - klimatyczna grafika i muzyka,; - humor i odwołania do rzeczywistości,; - przemyślany multiplayer,; - dynamika starć...
Minusy... która nie każdemu przypadnie do gustu,; - fani złożonych strategii mogą poczuć niedosyt,; - o powodzeniu w rundzie często decyduje szczęście,; - stanowczo za krótka kampania dla pojedynczego gracza.
Tooth and Tail, czyli wojna w Stumilowym lesie
No może bez Kubusia Puchatka, ale za to z bandą rozwścieczonych gryzoni. Co ciekawe od pierwszych chwil spędzonych z Tooth and Tail nie łatwo było mi pozbyć się skojarzeń z... Darkest Dungeon. Czemu? Ponieważ Tooth and Tail wydaje się niemal bliźniacze w założeniach, mimo że nie jest typowym RPG, a połączeniem strategii czasu rzeczywistego i gry typu "tower defense".
Wszystko dlatego, że zamiast na graficznych fajerwerkach w Tooth and Tail skupiono się na klimacie oraz fabule gry, dopieszczając równocześnie jej mechanikę. Nie zawodzi także specyficzny, kreskówkowy styl oraz grafika przypominająca starusieńkie produkcje z początku lat 90. Wiele dobrego wnosi też charakterystyczna instrumentalna muzyka przygrywająca w menu i podczas rozgrywki.
Ma to swój urok kiedy gramy na komputerze osobistym, bądź laptopie. Jednak Tooth and Tail jest dostępne także na Playstation 4 i nie każdemu może przypaść do gustu oglądanie wielgachnych pikseli na swoim 75-calowym telewizorze. Warto się jednak przełamać, bo grafika szybko schodzi na dalszy plan, gdy tylko lądujemy na polu walki.
Gryzoń gryzoniowi człowiekiem
Nie sądziłem, że kiedyś napiszę takie zdanie, jednak dzięki Tooth and Tail było to możliwe. Mogłem też zacząć inaczej, na przykład "rewolucja żywieniowa", "wielka wojna mięsna" albo "futrzasty blitzkirieg" i to też pasowałoby do tej produkcji jak ulał.
Napotykamy w świecie Tooth and Tail kilka ciekawych aspektów, które zdecydowanie wyróżniają go na tle pozostałych produkcji. No bo przecież można było stworzyć mechanikę i tak ją zostawić, a gra i tak by się pewnie obroniła. Dobrze jednak, że twórcy nie poszli na łatwiznę, a zamiast tego postarali się nadać swojej grze unikatowy charakter.
Mamy więc świat przypominający Carską Rosję z okresu rewolucyjnego i język którym posługują się postacie do złudzenia przypominający rosyjski. No i oczywiście cztery zwierzęce frakcje, które toczą między sobą krwawe boje. Stawką jest przetrwanie. Przegrany zostaje pożarty.
Wojna nie toczy się jednak na kły i pazury, tylko na broń palną, chemiczną i ogniową, na moździerze, granaty, bomby lotnicze i żabich kamikadze. A tłem dla tego wszystkiego jest całkiem dorosła jak na kreskówkową grę fabuła, w której bohaterowie mierzą się z kwestiami bratobójczej wojny, zdrady i morderstw. Sporo w tym czarnego humoru. Poza tym, co by nie mówić określenie "mięso armatnie" nabiera tu całkiem dosłownego wymiaru :)
Pijane wiewóry kontra łasice z granatnikami
Jeśli chodzi o tło trudno coś Tooth and Tail zarzucić, cała ta stylizacja budzi pewne skojarzenia z "Folwarkiem Zwierzęcym" Orwella i łatwo się uśmiechnąć, kiedy odkrywamy, że frakcja niebiskich (Longcoats) to kapitaliści, podczas gdy czerwoni... wiadomo :)
Pomijając jednak kwestie tego jak grę się czuje, to co z pozostałymi aspektami Tooth and Tail. Innymi słowy jak się w to gra? Muszę przyznać, że znakomicie, choć ponownie zaznaczę, że nie jest to gra dla każdego fana strategii.
Przyrównując ją do Starcrafta: zwolennicy wolniejszego, przemyślanego rozwoju Protossów lub Terran mogą mieć problemy z odnalezieniem się w jej zwariowanym tempie. Jak w domu poczują się natomiast gracze preferujący tzw. "rushe" Zergami, czyli wytwarzanie dużej liczby tanich jednostek i błyskawicznie szturmowanie pozycji przeciwnika.
Bo Tooth and Tail jest w zasadzie niczym innym, jak tylko nieustannym, szaleńczym "rushowaniem" przeciwnika. Bez względu na to, którą frakcją kierujemy, zaczynamy od budowy bazy w postaci młyna, z załogą świnek, które dostarczają nam zasobów do rozbudowy o kolejne jednostki.
W dalszej kolejności "sadzimy" (naprawdę tak to wygląda) norki-koszary dla piechoty, artylerii, oraz bardziej specjalistycznych jednostek na przykład lisich snajperów. Kluczowe jest tempo i dobre wykorzystanie zasobów, ponieważ całkiem szybko zaczynamy być szturmowani przez oddziały przeciwnika.
Nie warto oszczędzać na gniazdach karabinów maszynowych, zwłaszcza, że kiedy nasz młyn już wyczerpie do zera poletko pszenicy, możemy zbudowane wcześniej fortyfikacje usunąć i zainkasować zwrot surowców.
Oczywiście cały ten mechanizm z wyczerpywaniem się zasobów nieustannie mobilizuje, aby wychodzić poza naszą strefę komfortu w leśnym zagajniku. Ja tego jednak z początku nie wiedziałem więc, jako zwolennik Terran, obudowywałem się stanowiskami ogniowymi, czekając aż przeciwnik wyczerpie swoje zasoby na bezsensowne szturmy.
Szybko się jednak okazało, że mój zapas surowca topnieje w oczach, a przeciwnik wcale nie słabnie. Szybki rekonesans dowiódł, że wszystkie okoliczne młyny są już przez niego dawno przejęte. Moja taktyka okazała się więc daremna. Przegrałem, dosłownie zalany wrogimi oddziałami.
Jaki z tego morał? Ano taki, że należy porzucić przyzwyczajenia, ponieważ Tooth and Tail miejscami zdecydowanie bliżej do gry akcji, niż powolnej, taktycznej strategii. Widać to także na przykładzie zarządzania naszą armią.
Otóż nie kierujemy tu bezpośrednio żadnym oddziałem, tylko samym dowódcą. Zarządzanie na tym poziomie jest bardzo proste: prawym przyciskiem myszki przywołujemy do siebie wszystkie jednostki, kółkiem wybieramy spośród nich taką, na której w danym momencie nam zależy, a lewym wydajemy jej rozkaz podążania za nami oraz atakowania wybranego przeciwnika (zostanie on wtedy podświetlony na czerwono). Tylko tyle i aż tyle.
Prostota Tooth and Tail nie jest niczym złym, rozumiem zamysł twórców, aby uczynić grę maksymalnie dynamiczną, a starciom nadać gładkości. Nie trzeba się jej uczyć. Niestety zwykle skutkuje to schematem: rozbuduj się, postaw wieżyczki, potem koszary, szturmuj sąsiedni młyn, postaw wieżyczki... i tak w kółko. Gracze poszukujący większego wyzwania mogą poczuć niedosyt, szczególnie, że wszystkimi frakcjami gra się mniej więcej tak samo.
Poniekąd ratuje tę sytuację losowy generator map, dzięki któremu nawet w trybie kampanii zaczynać będziemy za każdym razem w innym miejscu. Czytałem w Internecie opinie, że to źle, ponieważ uniemożliwia wypracowanie porządnej taktyki na daną planszę. Ale w Tooth and Tail taktyka jest przecież jedna: szturmuj, szturmuj, szturmuj!
Jeśli więc otrzymalibyśmy w kółko te same plansze, na których robilibyśmy wciąż to samo, myślę że gra bardzo szybko by się znudziła. I byłaby o wiele za prosta.
Zamiast tego ciągle musimy trochę modyfikować taktykę, trochę inaczej poustawiać gniazda ogniowe, bo przecież nie wiemy z której strony tym razem nadejdzie przeciwnik. Tak jak w przyrodzie: dostosowujesz się, albo giniesz.
"A weź się wypchaj tym skunksem...
... albo wybuchnij żabą, cokolwiek, tylko mi odpuść na chwilę!". Nieraz tak albo inaczej zdarzy wam się pewnie zawołać w starciach z żywym przeciwnikiem. Grać po sieci możemy maksymalnie do czterech osób, dzieje się więc konkretnie. Walki są krótkie, szturmy wściekłe i dynamiczne, a same rundy trwają maksymalnie po kilkanaście minut.
Tooth and Tail pasuje w sam raz jeśli lubicie strategie, ale nie macie czasu aby godzinami grzęznąć rozbudowanych RTS'ach. Tym lepiej, że zarówno na PC, jak i Playstation 4 można grać na podzielonym ekranie, co stanowi miłą odmianę od strzelanin, albo bijatyk. Do grania na PC wystarczy zresztą tylko jeden pad, a kompanowi przypadnie w tym momencie sterowanie klawiaturą i myszką. Rewelacja.
Oczywiście, Tooth and Tail nie jest wolne od wad. Nie jest też rozbudowanym RTS'em dla hardkorowców. Chaos starć oraz zwariowane nieraz tempo gry nie każdemu przypadną do gustu, ale przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.
Gra jest dobrze pomyślana i trochę gorzej wyważona, przez co nie daje nam czasem złapać oddechu między jednym szturmem, a drugim. Jeśli jednak do tego przywykniemy zwierzęca wojna prowadzi się znakomicie.
Wszystko to sprawia, że na pewno nieraz będę do niej wracał. I tylko trochę szkoda, że kampania fabularna mimo, że całkiem soczysta jest też stosunkowo krótka. Mam nadzieję, że w drugiej części, o ile powstanie, otrzymamy po prostu dłuższą historię. No i nieczęsto mamy możliwość gazowania wrogów skunksem, tak więc klipsy na nos i do roboty. Wojna sama się nie wygra :)
Ocena końcowa
- świetnie zaprojektowany świat gry
- klimatyczna grafika i muzyka
- humor i odwołania do rzeczywistości
- przemyślany tryb wieloosobowy
- dynamika starć...
- ...która nie każdemu przypadnie do gustu
- fani złożonych strategii mogą poczuć niedosyt
- o powodzeniu w rundzie często decyduje szczęście
- stanowczo za krótka kampania dla pojedynczego gracza
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
bardzo dobry - Grywalność:
dobry
Ocena ogólna:
Komentarze
5