Ta szczególna więź
To zaskakujące, że w zasadzie nie powiedzieliśmy sobie jeszcze zbyt wiele o tytanach. A przecież te machiny bojowe stanowią centralny punkt Titanfall 2, i to zarówno w trybie dla jednego gracza, jak i w potyczkach wieloosobowych.
Być może wynika to z faktu, że nawet piesze perypetie pilotów są wspaniale zaprojektowane i można by mówić o nich bez końca. Ale gdy dodać jeszcze do nich wielkie mechaniczne monstra, robi się nawet ciekawiej.
Slogan reklamowy Titanfall 2 brzmi: „Become one”. To nawiązanie do niezwykłej więzi, która w świecie tej gry łączy pilota tytana z jego machiną bojową. I nie jest to jedynie czcze marketingowe gadanie! Tę fuzję da się odczuć na własnej skórze i rzeczywiście czyni ona titanfallowe pole bitwy unikalnym.
Cała kampania dla pojedynczego gracza (wiem, wiem, zajmuje ona dużo miejsca w tej recenzji, ale nie bez powodu) kręci się wokół relacji głównego bohatera z jego tytanem nazywanym krótko BT.
Ten stalowy wielkolud wdziękiem dorównuje znanemu z kinowego ekranu robotowi Wall-E, a budową może się niemal równać z Transformersami.
Niezależnie od tego, czy pilotujemy naszego tytana siedząc w jego metalowym wnętrzu czy też współpracujemy z nim, kiedy zaczyna on działać na własną rękę, zawsze polega to na partnerskiej (a nawet przyjacielskiej) interakcji.
Nawet, kiedy naszego kumpla-wielkoluda nie ma w pobliżu i tak nieprzerwanie odczuwamy jego obecność, ponieważ drogą radiową dowcipnie komentuje przebieg naszej misji.
A skoro już mowa o rozmowach z BT, pozwolę sobie przy tej okazji na drobną dygresję i dwa słowa krytyki. Dialogi w Titanfall 2 są niezbyt wyszukane, ale przyjemnie umilają czas, który inaczej byłby wypełniony mało komfortową ciszą. Nie mam więc do nich większych zastrzeżeń. Co innego wybory dialogowe. Rzadko widuje się je w strzelankach i, jak widać, nie bez powodu.
Niezwykle irytowały mnie te momenty, kiedy to w ferworze walki musiałem wczytywać się w wyświetlane na dole ekranu propozycje i główkować, którą z podanych kwestii ma wypowiedzieć mój bohater.
Co gorsza, wszystkie te wybory mają znaczenie wysoce marginalne, a wyznaczony na ich podjęcie czas sprawia, że możemy przez nieuwagę przeoczyć całkiem zabawny kawałek dialogu. Ten element rozgrywki był dla mnie absolutnie zbędny, a przez to też mocno działający na nerwy.
Tyle na marginesie! I tyle też o kampanii dla pojedynczego gracza. Czas powiedzieć parę słów, jak to wszystko wygląda w trybie wieloosobowym.
Katana i termit
Zwykle w sieciowych FPS-ach mamy do wyboru kilka klas postaci, które różnią się zdolnościami i uzbrojeniem. W Titanfall 2 sprawy mają się podobnie. Z tym, że ten wybór niejako się podwaja, bo oprócz ekwipunku dla naszego pilota, decydujemy się także na jeden z modeli tytanów, który może zostać przyzwany na pole bitwy po osiągnięciu określonej liczby zabójstw.
Osobiście najbardziej przypadł mi do gustu Spopielacz, który zasypuje wroga pociskami z płonącym termitem, rzuca mu pod nogi beczki z łatwopalnym gazem i chroni się przed wrogimi atakami za pomocą ognistej tarczy.
Ale to jeden z wielu dostępnych tytanów. Oprócz niego, mamy też między innymi do dyspozycji teleportującego się giganta, który siecze wszystko na swojej drodze olbrzymim mieczem, jak gdyby żywcem wyciętym z serii Final Fantasy.
Możemy też sięgnąć po jego kumpla z laserową snajperką, która potężnymi salwami przebija pancerze wrogich machin, albo też po napakowanego rakietami tytana, który wzbija się wysoko w powietrze i automatycznie namierza cele znajdujące się w zasięgu wzroku.
Mając to wszystko w głowie, zadajmy sobie pytanie, które pojawiło się już wcześniej: jak w rozgrywkach z innymi graczami przedstawia się ta szczególna więź pilota z jego tytanem?
Wiemy, że na nasz rozkaz mechaniczny towarzysz zostanie zrzucony w dowolne miejsce pola walki. Dodajmy do tego, że możemy też w dowolnej chwili opuścić naszego tytana.
Tylko po co porzucać tę machinę, skoro w jej wnętrzu jest tak przytulnie i bezpiecznie? Odpowiem anegdotą. Podczas jednego z meczy rozgrywanego w formule „Do ostatniego tytana” (czytaj: wygrywa ta drużyna, która wyeliminuje wszystkie człapiące pojazdy wroga) mój skład napotkał nie lada problem.
Oto w wąskim przejściu między budynkami ustawił się tytan z karabinem maszynowym w łapie i bronił tego przesmyku, niczym Spartanie Termopil. Tłoczyliśmy się jeden przy drugim, ocierając się o siebie pancerzami i depcząc sobie po metalowych stopach, aż wreszcie doszedłem do wniosku, że trzeba tę patową sytuację rozwiązać inaczej.
Jak mawia stare porzekadło, kiedy partia nie idzie po naszej myśli, warto odłożyć karty i wyciągnąć szachownicę. Ukradkiem katapultowałem się z mojego tytana prosto do znajdującego się nieopodal budynku.
Na wszelki wypadek włączyłem elektroniczny kamuflaż mojego pilota, przekradłem się do okna wychodzącego na wrogą machinę, po czym zeskoczyłem na jej grzbiet. Wsadzony w metalowe bebechy granat starczył, żeby przeciwnik wyleciał w powietrze.
Tak, wiem, to brzmi jak streszczenie przerywnika filmowego z kampanii dla pojedynczego gracza, ale tak wcale nie jest. Identyczne i podobnie brawurowe akcje są na porządku dziennym w Titanfall 2. To właśnie one sprawiają, że raz po raz wskakujemy i wyskakujemy z naszego tytana, a także uczymy się jak najlepiej łączyć jego umiejętności ze zdolnościami naszego pilota.
Tytan moich marzeń
Klasy tytanów, klasy pilotów... Krótko mówiąc, jest w czym wybierać. A dodatkowo każda z nich może być przez nas indywidualnie dopasowana, zmodyfikowana, spersonalizowana - co kto lubi!
Poza oczywistym wyborem uzbrojenia, talentów i skórek na broń dla naszego pilota, możemy też pobawić się w dobór specjalnych cech naszego tytana, a także pomalować go wedle gustu. Mam na myśli zarówno barwy uzbrojenia, jak i samego pancerza.
Niewiele rzeczy cieszy tak bardzo, jak widok naszego mechanicznego kumpla z indywidualnym wzorem na stalowym torsie, który wylatuje w powietrze razem z wrogim składem, dzięki własnoręcznie przez nas wybranej modyfikacji umożliwiającej autodestrukcję.
Innymi słowy, każdego, kto lubi w sieciówkach dopieścić wizualnie swoją postać i idealnie dopasować jej zdolności do swojego stylu gry, w Titanfall 2 czeka podwójna zabawa.
Jasny ślad na niebie
Na swój sposób Titanfall 2 doskonale dopełnia strzelankową ofertę EA. Wielbiciele ustatkowanej, taktycznej rozgrywki drużynowej sięgną pewnie po Battlefield 1. Natomiast indywidualiści-akrobaci, którzy przede wszystkim lubią imponować błyskawicznym poruszaniem się po polu walki i likwidowaniem przeciwników z niemal nadludzkim refleksem, znajdą wszystko, co lubią, właśnie w drugiej części tytanowych bojów.
Co za tym idzie, Titanfall 2 stanowi też poważną konkurencję dla najnowszych odsłon serii Call of Duty. Wprawdzie można mu zarzucić zbyt duże podobieństwo do gier od Activision i klejenie ze sobą wielu elementów innych produkcji, jednak trzeba przy tym pamiętać, że dodaje on też swój własny unikalny motyw. Są nim tytany, które wprowadzają sporo świeżości do mozaikowej rozgrywki.
Tym bardziej szkoda, że EA zapewniło tak słabe zaplecze marketingowe tej produkcji. Koszmarny cover „Bang, bang”, jaki rozbrzmiewa w jednym ze zwiastunów, to stosunkowo małe niedociągnięcie w porównaniu z wyjątkowo niefortunną datą premiery.
Pozostaje jednak mieć nadzieję, że Titanfall 2 mimo wszystko wyjdzie z tej walki zwycięsko. Zwłaszcza, że perspektywa wszystkich nadchodzących DLC dostępnych za darmo (tak jest, nie przejęzyczyłem się!) zachęca do zakupu tej gry.
Poza tym, trzeba powiedzieć wprost, że to tytuł absolutnie genialny, a każda jego składowa jest dopracowana niemal w stu procentach. I niezależnie od wszystkich spekulacji na temat metod dystrybucji, jedno jest pewne. Titanfall 2 płonie jasną smugą na nieco poszarzałym niebie współczesnych strzelanin.
Ocena końcowa:
- fenomenalna mechanika walk
- zapierająca dech w piersiach kampania dla pojedynczego gracza
- awangardowa rozgrywka z tytanami w roli głównej
- malownicze mapy (zarówno w trybie jednoosobowym, jak i wieloosobowym)
- wciskające w fotel mecze sieciowe
- spora pula modyfikacji i personalizacji postaci oraz tytanów
- niezła polska lokalizacja
- dziecinnie prosta i trochę za krótka historia opowiadana w trybie jednoosobowym
- zbędne wybory dialogowe w kampanii dla pojedynczego gracza
- nieco zbyt wyraźne zapożyczenia z innych gier
- brak możliwości zmiany dubbingu na wersję oryginalną
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
super - Grywalność:
super
Grę do testów dostarczył wydawca - Electronic Arts Polska
Komentarze
5COD pogrzebany doszczętnie w tym roku.
Ale nie da sie ukryc, grajac w gre, ze odnosi sie wrazenie "Ze juz w to gdzies kiedys gralem" - tak, wlasnie w BO3..:) lub mowiac prosciej, BO3 zaciagnelo duzo z pierwszej czesci serii Titanfall.
Kampania, faktycznie krótka, aczkolwiek historia jest świetna! Opcje dialogowe dodają smaczku. Multiplayer wciąga, w szczególności jak się ma kompanów do gry ;) Polecam.