Stray od początku urzekał nietypowym bohaterem. No bo w ilu grach możemy być kotem? A przecież miały tu być jeszcze i roboty i cyberpunkowy klimat. Efekt końcowy okazał się całkiem dobry, choć niekoniecznie wszystkim przypadnie on do gustu. Dlaczego? O tym w naszej recenzji.
Stray, czyli chyba widziałem kotecka
Nie wiem czy pamiętacie, ale pierwszy raz o Stray usłyszeliśmy kilka miesięcy przed premierą konsoli PS5, . Było to w trakcie czerwcowego pokazu Sony w 2020 roku, na którym zapowiedziano takie przyszłe hity jak choćby Spider-Man: Miles Morales, Ratchet & Clank: Rift Apart, Gran Turismo 7 czy Horizon Forbidden West. I jak widać tu duże, głośne tytuły zdążyły już powychodzić, a Stray – urokliwie wyglądająca przygodówka z kotem w roli głównej, na dobrych kilka miesięcy zniknęła z radarów.
W końcu jednak ów uroczy „kotecek” doczekał się swojej premiery i to od razu również w abonamencie nowego PS Plusa. Czy warto było na niego czekać? I czy faktycznie Stray na PS5 to nextgenowe doświadczenie? Tego dowiecie się z naszej recenzji.
Zaginiony, zabłąkany
Mniej więcej to właśnie kryje się pod angielskim słówkiem „stray”. I przyznam szczerze, że świetnie pasuje to do całej gry (i tak, wiem że stray to również "bezdomny"). Nasz koci bohater zabłąkał się bowiem w uwięzionym pod powierzchnią ziemi i zapomnianym przez czas mieście, do którego trafia wskutek pewnego wypadku. Cel gry jest więc jasny – wydostać się na zewnątrz.
Brzmi prosto, ale droga na powierzchnie wcale taka prosta nie jest. Przyjdzie nam bowiem szukać przejścia poprzez kolejne dzielnice skąpanego w mrokach miasta opanowanego przez humanoidalne maszyny. Co więcej, myszkować będziemy musieli tutaj całkowicie sami, bo na jakiekolwiek znaczniki, prowadzenie za rączkę do celu misji czy nawet bardziej konkretne podpowiedzi nie ma co liczyć.
I właśnie to błąkanie się po kolejnych lokacjach w poszukiwaniu dalszej drogi jest tutaj kwintesencją całej zabawy. Bo choć są tu też rozmowy ze zrobotyzowanymi mieszkańcami, którzy „dają” nam różne zadania, to i tak koniec końców wszystko sprowadza się do znalezienia przejścia do jakiejś lokacji czy pomieszczenia.
Trzeba więc mocno się rozglądać, bo skoro sterujemy tu kotem to i drogi prowadzące do celu bywają niebanalne. Skakanie po rurach,balustradach i metalowych belkach, chodzenie po gzymsach, drapanie ścian i dywanów, toczenie beczek i wskakiwanie przez okna do mieszkań – to wszystko tu jest. Ba, jest nawet więcej, bo nasz koci bohater rychło zyskuje małego robota-towarzysza, dzięki któremu jest w stanie otwierać drzwi, uruchamiać windy, zbierać przedmioty, a nawet używać specjalnej broni na lokalne pijawkowate potworki zwane tutaj zurkami.
Co najlepsze, twórcy postarali się, żeby wszystkie te czynności były proste do wykonania i dostarczały masę frajdy. Wystarczy więc spojrzeć w górę, obrócić odpowiednio kamerę i już pojawia się nam na ekranie wymowny „x” sugerujący, że na ten akurat obiekt możemy wskoczyć. Podobnie jest z aktywowaniem dialogów czy używaniem przedmiotów – nieomal zawsze jest to kwestia jednego przycisku.
„Nieomal” bo drapanie znajdujących się tu i ówdzie sof, drzwi, dywanów czy desek wymaga już wykorzystania dwóch przycisków naprzemiennie. Nie jest to może jakaś wielce pomocna funkcja (choć w kilku miejscach faktycznie się przydaje), ale też potrafi sprawić frajdę. Szczególnie, że na PS5 w komplecie z tą czynnością dostajemy też wibracje gamepada i wykorzystanie adaptacyjnych triggerów. Są też odgłosy miałczenia dochodzące z głośniczka DualSense’a. Ot, taki bajer, ale wyjątkowo klimatyczny.
Cyberpunkowa apokalipsa
A skoro już o klimacie mowa to nie sposób nie pochwalić twórców Stray i za naprawdę zjawiskowo prezentujące się miejscówki, i za rzuty kamer, które potęgują niesamowite doznania. Podczas rozgrywki zdarzały się zarówno takie miejsca, które dosłownie powalały niesamowitą cyberpunkową atmosferą, jak i takie które potrafiły wywołać gęsią skórkę np. kolejno pojawiającymi się w ciemnościach światełkami zurków.
Aż żałuje, że nie mogę zdradzić Wam co nieco z fabuły, ale niestety – w tym przypadku każdy szczegół mógłby Wam zepsuć odbiór Stray. Nie żeby tytuł ten snuł jakąś skomplikowaną opowieść. Nic z tych rzeczy. Po prostu opowiadana w tej grze historia jest raczej mało wyszukana, choć zahacza o wątki egzystencjalne zmuszając nas na końcu do lekkiej zadumy. Szkoda tylko, że robi to wszystko trochę po łebkach.
A kot ma to w nosie
Oczywiście wszystkie scenariuszowe dziury dałoby się wytłumaczyć faktem, że naszemu kociemu bohaterowi jest w zasadzie wszystko jedno. Żałuje jednak trochę, że twórcy nie pokusi się o nieco większe rozbudowanie tła całej historii przez co finał Stray pozostawia nas z lekkim uczuciem niedosytu. Niby gra pełna jest postaci, z którymi nawiązujemy jakieś relacje, ale w większości są one niczym statyści, tak że koniec końców ich los był mi zupełnie obojętny.
Na to jednak można jeszcze przymknąć oko, wszak sama gra do przesadnie długich nie należy - wystarcza na jakieś 6-7 godzin zabawy (choć i w dwie da się ją przejść co sugeruje jedno z osiągnięć). Budowanie większy relacji było tu więc utrudnione. Dużo większe zarzuty można mieć jednak względem zagadek, które nie stanowią niemal żadnego wyzwania. No i oczywiście do sporej liczby bugów. Te ostatnie potrafią niekiedy skutecznie popsuć całą zabawę, a to blokując naszego bohatera między jakimiś obiektami, a to w ostatnim momencie wyświetlając sugestie co do innego miejsca skoku przez co lądujemy nie tam, gdzie chcieliśmy.
Na tym zdjęciu widnieje kod do elektronicznego zamka – domyślacie się gdzie?
Mimo tych irytujących błędów nie sposób obrazić się na Stray na tyle mocno by od niej odejść i już nie wrócić. Ten kot ma w sobie coś magnetyzującego. Sam nie wiem, czy chodzi tylko o jego niesamowicie urokliwy wygląd, majestatyczne ruchy (absolutnie fenomenalne animacje) czy też może ogólnie o całą oprawę wizualną. Dość powiedzieć, że wydarzenia rozgrywające się na ekranie ogląda się tutaj z przyjemnością. I tak też się gra.
Stray – czy warto kupić?
Przyznam szczerze, że nie miałem wobec Stray zbyt wielkich oczekiwań. Nie żebym nie lubił kotów, ale projekt ten jawił mi się jako raczej skromny indyczek, który próbuje „przykleić się” do początkowego hype’u związanego z nadejściem PlayStation 5. Do tego jeszcze połączenie cyberpunkowych klimatów z kotem w roli głównego bohatera jakoś średnio mi pasowało.
Tymczasem Stray przyniósł całkiem miłe zaskoczenie i to na dwóch poziomach – niesamowitej frajdy płynącej z zabawy i absolutnie fenomenalnego klimatu. Może i wielkiego nextgenowego hitu z tego nie będzie, ale dobrta gra i owszem. Miejcie jednak świadomość, że Stray to taka trochę wydmuszka – ot, historyjka o kocie i pozostałościach po ludzkiej cywilizacji obudowana prostymi zagadkami środowiskowymi i wałęsaniem się po wcale nie takich dużych lokacjach.
O dziwo jednak nie przeszkadza to w czerpaniu przyjemności z zabawy, bo owo szukanie drogi sprawia całkiem dużą frajdę idealnie wpasowując Stray w sezon ogórkowy. Bo wiecie, skoro w tym czasie nie ma wielkich hitów to i małe, dobre produkcje są na wagę złota.
Opinia o Stray [Playstation 5]
- świetny, ni to postapokaliptyczny, ni to cyberpunkowy klimat,
- ciekawa, choć dość prosta fabuła,
- nieźle przemyślane i sprawiające dużą frajdę sterowanie kotem,
- robiące wrażenie lokacje,
- zmieniająca się rozgrywka, która do końca nie pozwala się nudzić,
- doskonałe, budujące klimat ujęcia kamery,
- niezłe wykorzystanie możliwości kontrolera DualSense w wersji na PS5,
- czasem mocno irytujące bugi,
- tło całej historii potraktowane po macoszemu,
- nieco zbyt proste zagadki,
- przewijające się w tle mało ciekawe postacie,
- niektóre zadania poboczne wydają się być dodane na siłę,
- stosunkowo krótka rozgrywka
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę Stray (PS5) na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od reprezentującej producenta firmy Fortyseven Communications
Komentarze
4