Czy smartfony faktycznie są rewolucyjnymi urządzeniami? Czy zmieniły wymiernie nasz świat? I tak, i nie. Na pewno stały się nośnikiem zmian, a z czasem - kwintesencją nudy w czasach dojrzałej ery informacyjnej.
Czym jest smartfon? Po co smartfon?
Smartfon, smartfon - co to w ogóle jest? Według źródeł przeróżnych, które sobie zsyntetyzuję na potrzeby własnej definicji, smartfonem będzie każde urządzenie mobilne, które łączy funkcje telefonu komórkowego oraz komputera, umożliwia przeglądanie internetu, robienie zdjęć, uruchamianie aplikacji i nagrywanie wideo. Do tego pozwala na komunikowanie się z ludźmi za pomocą połączeń głosowych, wiadomości tekstowych i najróżniejszych alternatywnych komunikatorów. Masakra jakaś mi wyszła z tej definicji, bo wychodzi na to, że przenośna lodówka mogłaby być smartfonem.
Dajmy sobie może spokój z definicjami, co? Uznajmy, że wszyscy wiedzą, czym są smartfony i wszyscy wiedzą, że to po prostu pewna ewolucja telefonów komórkowych. Nazewnictwo jest tu zresztą, tyle nieprecyzyjne, co zwyczajnie nieszczęśliwe. Czymś, nad czym warto byłoby się pochylić, będzie idea stojąca za smartfonami, za tym, że smartfony w ogóle powstały. Nie planuję tu referowania szeroko zakrojonych badań, ni tym bardziej ich uprzedniego prowadzenia, a odwołam się do pewnej naturalnej cechy ery informatycznej, którą jest takie celowanie ludzkimi aktywnościami, by wszystkie one działy się szybciej i działały lepiej. Wiecie: szybciej, więcej, lepiej, głośniej - intensywniej!
Pęd do intensywności przyswajania treści musiał z czasem wydać na świat potomstwo, które, nawet w alternatywnej rzeczywistości, przybrałoby formę znanego wszystkim smartfona. Urządzenia, które potrafi wszystko, jest proste w obsłudze, zasadniczo dostępne dla większości społeczeństwa i z powodzeniem przejmuje rolę wielu innych “tradycyjnych” urządzeń, stając się komputerem, radiem, odtwarzaczem muzycznym, czytnikiem książek, aparatem fotograficznym, kamerą, telewizorem i tak dalej… Rzecz jasna, fakt, że na smartfonie można robić te same rzeczy, co na komputerze (i nie tylko) wynika również z rozwoju oprogramowania i sektora usługowego oraz sparowanego z nimi rozwoju technologii informatycznych - nic tu nie jest dziełem przypadku.
Nierewolucyjne smartfony?
No dobra, wiemy, czym jest smartfon i wiemy, po co nam smartfon, a jak nie wiemy, to wyjaśniam - na smartfonie możemy robić wszystkie rzeczy, które możemy robić też na urządzeniach przeznaczonych do robienia rzeczy, tylko gorzej. Smartfon zrobi gorsze zdjęcie niż aparat fotograficzny, odtworzy muzykę w gorszej jakości niż solidny domowy zestaw audio i mniej wygodnie napisze się na smartfonie wiadomość email niż na komputerze.
Plusem, i to niezaprzeczalnym, smartfona jest to, że na smartfonie zrobimy wszystko, a na konkretnym urządzeniu wyłącznie jedną rzecz. No dobra, na laptopie zrobimy prawie wszystko, prawie to samo, jak na smartfonie, ale laptop jest większy i mniej wygodnie byłoby używać go w tramwaju, autobusie czy innym metrze - to ważne, bo wszyscy doskonale wiemy, że właśnie najczęściej najważniejsze rzeczy robimy na smartfonie w komunikacji miejskiej…
Dlaczego uważam, że smartfon, a w zasadzie to smartfony ogólnie nie mają w sobie niczego rewolucyjnego? No dobra, może nie niczego, bo zrewolucjonizowały sposób wykonywania czynności rozmaitych, zrobiły krok w kierunku mitycznej mobilności. Poza tym jednak, lipa. Nuda. Nic się nie dzieje. Jak za rządów PO między 2008 a 2015 rokiem. I właśnie dlatego smartfony nie są żadną realną rewolucją. Trochę tu małpuję Petera Zeihana, ale skoro gość słusznie zauważył, że smartfony to urządzenia, które robią to, co inne urządzenia i zasadniczo agregują możliwości różnych urządzeń w ciele jednego urządzenia, to z definicyjnej perspektywy, nie są rewolucyjne. Są to urządzenia użytkowo rewolucyjne, ale nie będące rewolucją samą w sobie. Wszak nikt (chyba?) nie nazywał odtwarzaczy kaset z wbudowanym radiem, czymś rewolucyjnym, prawda?
Myślę, że smartfony byłyby iście rewolucyjne, gdyby robiły coś innego, gdyby miały pewne bonusowe funkcje, których nie znajdziemy w żadnych innych urządzeniach. Weźmy sobie na tapet zegarki sportowe, smartwatche czy smartbandy, czy tam nawet opaski fitness. To w pewnym wymiarze rewolucyjne urządzenia, których zdolności do monitorowania naszej aktywności, mierzenia stresu, wydolności, jakości snu czy asystowanie w treningach sprawiły, że wyrobiły sobie własną rynkową niszę. Żaden inny sprzęt, żadne urządzenie z wielkiego zbioru konsumenckiej elektroniki tego nie potrafi. Jasne, mamy opaski, mamy pierścionki, ale to de facto pokłosie popularności i możliwości sportowych zegarków.
Podsumujmy, by ruszyć dalej. Rewolucja w sposobie korzystania ze sprzętu - tak, to smartfony ogarnęły. Rewolucja funkcjonalna sensu stricto - not so much.
Internet i smartfony, i rewolucja?
Mobilna rewolucja to ciekawy temat. Nie internetowa rewolucja i nie smartfonowa rewolucja. Mobilna! Pamiętam doskonale, jak poruszałem ten wątek podczas gali z okazji 20 urodzin portalu dobreprogramy.pl. Pamiętam, jak z Tomkiem Rożkiem zastanawialiśmy się nad tym, co internet i co smartfony zmieniły w naszym życiu i pamiętam, że wątpliwości co do zasadnego używania terminu “rewolucja” nie dawały mi do niedawna spokoju. Dziś jestem już pogodzony, bo dziś wszystko sobie ogarnąłem w głowie.
Dziś już wiem, że smartfony w mierze produktowej rewolucyjne nie są. Dziś wiem też, że internet sparowany ze smartfonami wspólnie odpięły wrotki zglobalizowanego świata i popędziły na spotkanie rewolucji w szaleńczym tempie. To, jak zmienił się nasz świat na przestrzeni ostatnich dwóch dekad to wypadkowa wielu czynników, co do tego nie ma cienia wątpliwości. To czynniki geopolityczne, kulturowe, gospodarcze i technologiczne: twarde i miękkie. Twarde, czyli przemysłowe, miękkie, czyli te, o których się tu zastanawiam. I na tym się skupmy, na kwestiach miękkich, takich technologiczno-komunikacyjnych, pomijając pozostałe wątki.
Mobilna rewolucja, która ukonstytuowała nasz świat, ma dwóch bohaterów. Dwóch głównych bohaterów, by być precyzyjnym. Pierwszym jest internet, a drugim smartfony, które nauczyły się z tego internetu korzystać. Internet bez smartfonów był fajny, ale trzeba było korzystać z niego w domu albo w kawiarenkach internetowych - co za nazwa w ogóle!
Smartfony bez internetu były zaś znacznie fajniejsze niż internet bez smartfonów - można było robić nimi zdjęcia, można było grać w gry, słuchać muzyki w dobrej jakości (ach, jak ja dobrze wspominam Nokię 5800!) i w ogóle pokazywać je znajomym, by nam zazdrościli. Były to super urządzenia, takie rozrywkowe kombajny, które dopiero sprzęgnięte z internetem pokazywały swój pełny potencjał.
Niech się dzieje mobilna rewolucja!
Internet i inteligentne telefony, smartfony, sprzęgnięte z siecią - bez tego duetu nie byłoby współczesności, świata, w którym dziś żyjemy. To narzędzia, które niczym pług, niczym maszyna parowa wręcz wyniosły nas na początku XXI wieku do nowego, wspaniałego świata. Miały w tym jednak pewną pomoc, gdyż internet ciągnięty po telefonicznym kablu nie miał nic wspólnego z internetem z powiedzmy 2010 roku, z internetem upowszechniającym się na potęgę, w erze iPhone`owej, w erze Facebookowej, w początkach ery YouTube`owej.
Internet został zdefiniowany przez rozmaite platformy społecznościowe i usługowe, przez sektor ecommerce, przez komunikatory wszelakie oraz serwisy streamingowe, te muzyczne i te filmowo-serialowe. Internet, w którym odbierało się pocztę email i pisało na Czacie z randomowymi ludźmi, których łączy tylko to, że siedzą w tym samym pokoju tematycznym, był zjawiskiem starożytnym dla ludzi, którzy w 2010 roku wzięli do rąk gorący i cudny HTC Desire lub pierwszą poważną Galaktykę od Samsunga. Dla tych zaś, którzy na nowe telefony przeskoczyli w, powiedzmy, 2015 roku, internet pokazywany w starych amerykańskich filmach jawi się jako coś zgoła groteskowego i trudnego do zrozumienia. Jest niczym telewizja, którą trzeba włączyć, a przecież internet to coś, co po prostu jest, prawda?
Mobilna rewolucja sprawiła w gruncie rzeczy, że ciągle żyjemy w internecie, że nie jest on żadną alternatywną rzeczywistością, a immanentną częścią tkanki społecznej. To jest prawdziwa rewolucja! Nie smartfonowa i nie internetowa. To rewolucja potrzeb odpowiadająca na alienację społeczną późnej nowoczesności zglobalizowanego i zabieganego świata zachodniego. Rewolucja interfejsów, punktów dostępowych wykorzystywanych przez jednych ludzi, by komunikować się z innymi ludźmi i instytucjami. To rewolucja naczyń połączonych, ot co.
Co byłoby rewolucją?
Wyobraźmy sobie, że żyjemy w dojrzałej erze informacyjnej, która dawno już wkroczyła w erę mobilności. No dobra, nie musimy sobie tego wyobrażać, to w końcu nasza codzienność. Pytanie zatem, które warto byłoby zadać, zdając sobie sprawę z realiów historyczno-gospodarczo-kulturowych czasów, w których żyjemy brzmi - co byłoby realną rewolucją w ukonstytuowanej, dojrzałej erze mobilności wszelakiej?
Nowy sposób interakcji z urządzeniem mobilnym? Coś, co wykracza poza dotykowy ekran? No tak średnio, gdyż nowy sposób byłby jedynie wariacją na temat interfejsu w urządzeniu, które robi to samo, co smartfon, czyli to samo co garść innych urządzeń. Może zatem nowy sposób interakcji i nowa filozofia korzystania z mobilnego urządzenia? Może taki Ai Pin, co to się do niego gada, co to wyświetla nam coś na dłoni i ma AI, które robi rzeczy za nas? Nie kupuję tego, bo choć lubię nowości i doceniam kreatywność, jest to urządzenie wybitnie mniej funkcjonalne niż smartfon.
Może zatem metaverse? Czy byłaby to rewolucja? Ohoho, zdecydowanie tak! Byłoby to pchnięcie ludzkości w nowym kierunku, stworzenie alternatywnej płaszczyzny komunikacyjnej, która mogłaby nadać erze mobilności nowego wymiaru. Która mogłaby zmultiplikować to, co możemy wyrabiać z naszymi urządzeniami i jak dzięki nim wchodzić w interakcje międzyludzkie. Szkoda tylko, że metaverse jest raczkującym bękartem, który nikogo w sumie jeszcze nie interesuje i który wymaga tony sprzętu, by w ogóle móc zajrzeć za kotarę, móc doświadczyć tego nowego, wspaniałego świata.
To może zamiast tego całego metaverse, prawdziwą, dającą się w ogóle w dającej się przewidzieć przyszłości zaimplementować do otaczającego nas świata rewolucyjną technologią byłaby rozszerzona rzeczywistość? Prędzej, gdyby była wola i chęć. Wola i chęć uszycia rozszerzonej tkanki informatycznej w otaczającej nas rzeczywistości, którą podejrzeć moglibyśmy na swoich okularach.
W mojej ocenie, temat jest wykonalny - okulary z kamerami to nic nowego, a możliwość pozyskiwania dodatkowych, cennych niekiedy informacji poprzez podglądanie rzeczywistości przez normalne w zasadzie okulary z kamerką i małym ekranem byłaby czymś, z czego sam korzystałbym chętnie. Byłoby to też coś, względnie łatwego do zaimplementowania i zwyczajnie użytecznego. Ot choćby godziny otwarcia sklepów, promocje w marketach, czas oczekiwania na nadjeżdżający tramwaj - te wszystkie informacje wepchnięte do rozszerzonej rzeczywistości byłyby przyjemne w odbiorze, a przeniesienie ich do AR oczyściłoby nieco przestrzeń miejską z milionów znaków, standów, bilboardów. Ja to kupuję. Szkoda, że poza mną, nikogo ten temat chyba już nie rusza.
To może AI? Przy całej swojej niechęci do AI, uważam, że jego rozwój faktycznie będzie motorem napędowym rewolucji. Nowej rewolucji, która nie skupi się na mobilności, ale będzie takim tąpnięciem, jak rewolucja przemysłowa przed laty. To może być gruba rzecz, spektakularna zmiana sposobu interakcji człowieka ze światem i człowieka z człowiekiem. AI może być odpowiedzą na wszystko. Może być też końcem wszystkiego. Aż nie mogę się doczekać!
Koniec ględzenia
A może, tak sobie myślę na koniec, nie ma sensu się łudzić? Może rewolucja winna doczekać się redefinicji? Jestem mocno przekonany, że nowego pługa, nowej maszyny parowej i nowego komputera już nie będzie. Że skazani jesteśmy, choć termin jest to nieszczęśliwy, na ewolucję, a nie przełomowe rozwiązania. Na ewolucję na wielu płaszczyznach: sprzętowych, usługowych, społeczno-kulturowych, które finalnie doprowadzą do rewolucji w naszym sposobie życia? Przemawia przeze mnie pozbawiony wyobraźni, zakuty w dyby codzienności stary dziad, ale towarzyszy mi pewne wrażenie, że ludzkość wymyśliła już tak dużo, że czas najwyższy rewolucyjne zapędy wygasić i skupić się na systematycznym rozwijaniu perspektywicznych pomysłów, byśmy sami stali się motorem rewolucji, a nie tylko obserwatorami czekającymi na Gutenberga XXI wieku… No dobra, wypisuję głupoty. AI pozostaje tu pewną niewiadomą, która może pchnąć świat w ciekawym kierunku, na co szczerze liczę.
Komentarze
8Obecnie większość smartfonów służy do tego by być skutecznym środkiem do sprzedaży reklam, fałszywych informacji, manipulacji społeczeństwami, niszczenia demokracji.
Przytłaczająca większość osób używa go głównie do przeglądania mediów społecznościowych i to że dostaliśmy do ręki mobilność oznacza tylko większe problemy zdrowotne.
Obrazek dziecka ze smartfonem w ręku jako ilustracja tego artykułu jest przerażający.
Niestety dzieci doznają największych szkód i te które rosną ze smartfonem od kołyski z dużym prawdopodobieństwem będą miały ogromne problemy ze zdrowiem jeszcze nim osiągną pełnoletność.
O ile liczba śmierci na drogach spada tak liczba samobójstw rośnie.
Obecnie w Polsce więcej jest ofiar samobójstw niż wypadków drogowych.
Smartfony są gorsze niż narkotyki, działają szkodliwie powoli, przez lata, w sposób niemal niezauważalny i nikt przed ryzykiem korzystania z nich nie ostrzega.
Jest już sporo badań pokazujących jak tracimi zdrowie korzystając ze smartfonów, jak tracimy jakość życia.
Przykre.
Można było też nie zaczynać.