Razer Piranha to słuchawki o konstrukcji półotwartej, a więc takiej w której ucho jest tylko częściowo zasłonięte. Mimo to, dzięki całkiem niezłej budowie, zapewniają skuteczną izolacje od dźwięków otoczenia.
Miękkie, gąbkowate poduszki wykończone zostały cienką powłoką skaju i osadzone w plastikowych obudowach, w których symetrycznie umieszczono po 12 otworów. Całość wygląda bardzo porządnie i zapewnia wystarczający komfort podczas eksploatacji Piranii (w każdym razie w początkowym okresie).
Słuchawki przymocowano do masywnie wyglądającego, regulowanego pałąka, którego szczyt od wewnątrz wysadzony został ok. 4mm warstwą gąbki. Ma ona, w zamierzeniach twórców gwarantować wygodę podczas długich sesji w ulubione gry.
Nie całkiem jednak to rozwiązanie sprawdza się „w praniu”. Okazuje się, że pałąk zbyt mocno naciska na uszy co powoduje z kolei takie jego wygięcie, że po pewnym czasie zaczynamy odczuwać lekkie, ale dość uciążliwe wciskanie się w głowę. W każdym razie takie są moje wrażenia. Być może ktoś o bujniejszej fryzurze zupełnie nie zwróci na to uwagi.
Problem zbyt mocnego nacisku na uszy dotyczyć może już wszystkich i bardzo obniża komfort użytkowania Piranii. Co prawda w sieci można znaleźć sposoby jak poradzić sobie z tą niedogodnością (np. rozgięcie pałąka poprzez pozostawienie słuchawek na noc na obudowie komputera), to jednak nie zmienia to faktu, że konstruktorzy nie pomyśleli o tak zasadniczej kwestii jaką jest wygoda tak wymagającego użytkownika, jakim bez wątpienia jest zapalony gracz.