No dobrze, ale co z odsłuchem konkretnych utworów muzycznych?
Włączam „Golden brown” Stranglersów i bas R7 zaczyna miarowo wybijać rytm, podczas gdy wysokotonowa kopułka dobrze oddaje akordy klawesynu. „Never a frown” brzmi jakby lekko cofnięte i nieco zamglone, choć nadal doskonale zrozumiałe. Następna ścieżka zabrzmiała równie dobrze – „Skin deep” grał z dobrą przestrzennością – było słychać, że dookólna projekcja dźwięku działa zaskakująco dobrze, tworząc otoczkę powietrza wokół muzyków.
Z kolei początek „With or without you” U2 z jego rytmiczną gitarą basową zmusił moją piętę do mimowolnego wybijania rytmu. Jak na bardzo mały głośnik R7 wytworzył też bardzo ładną aurę pogłosową w „I’ll be over you” Toto – powietrza było naprawdę sporo, zwłaszcza na wysokich tonach. Bardzo dobrze (jak na takie maleństwo) wypadła sekcja rytmiczna w „Hold the Line” tego samego zespołu.
Zmieniam muzykę i na „Save the Last Dance for Me” Harry Connick Juniora raczy mnie swoim lekko chropawym głosem, a towarzysząca mu orkiestra czaruje świetną sekcją dętą z dobrze słyszalnymi tłumikami nałożonymi na trąbki i puzony. „Baby don’t you know I love you so” brzmiało bardzo przekonywująco, tak że od razu poczułem klimat lat 20-tych i 30-tych.
Kolejna zmiana nastroju. Wrzucam „ Mój przyjacielu” Krawczyka i od razu czuję gorące bałkańskie rytmy. Głos brzmi naturalnie, choć jest lekko wycofany, ale do tego R7 już zdążył mnie przyzwyczaić. Bardzo dobrze słychać kobiecy chórek, a pulsujący bas dobrze nadąża za resztą pasma. Zmieniam ścieżkę jest na „Ślady na piasku” i od razu cieszę się dźwiękiem akustycznej gitary, a głos Krawczyka jest dużo lepiej słyszalny z powodu mniejszej liczby instrumentów ‒ brzmienie jest bardzo kameralne, niemal intymne, a R7 gra bardzo przekonywująco, dobrze oddając klimat utworu (choć wolałbym aby średnica była pełniejsza). Dobrze wypadły również organy Hammonda – instrument rzadko wykorzystywany przez Bregovica.
Kolejny utwór: tym razem mam ochotę na Hansa Zimmer i jego znakomitą ścieżkę dźwiękową z filmu Kung Fu Panda. Już od pierwszych dźwięków R7 przenosi mnie do Chin poprawnie wybijając trudny rytm na basie, choć nie bez pewnych rezonansów – w końcu, bądź co bądź, głośnik z dwunastocentymetrową membraną nie może zapewnić tej swobody i rozmachu jak pełnopasmowe kolumny.
W tym właśnie momencie pomyślałem o obiecanym przez Devantiera specjalnie zaprojektowanym dla R7 subwooferze, o którym powiedział mi podczas premiery R7 w Londynie. Zestawienie takiego subwoofera (mam nadzieję, że również jajkowatego) i dwóch R7 z pewnością podniosłoby reprodukcję dźwięku na wyższy poziom. Niestety, na subwoofer musimy poczekać co najmniej do styczniowego CES-u. Pierwszy utwór z Kung Fu Pandy „Hero” kończy się lirycznymi momentami, które R7 oddał znakomicie.
Włączam kolejny utwór i… mimowolnie podnoszę wzrok z nad ekranu komputera: werble rozpoczynające turniej („Let the Tournament Begin”) brzmią po prostu tak bardzo przekonywująco. Zwiększam nieco głośność, aby nasycić uszy atmosferą turnieju, a R7 radzi sobie bardzo dobrze (choć lekki rezonansik na basie pozostaje). Na „Dragon warrior is among us” R7 tak dobrze odwzorowuje dźwięk werbli i napięcie towarzyszące wyborowi nowego smoczego wojownika, że aż chce mi się sięgnąć po leżącego w szufladzie blu-raya z filmem i zobaczyć go jeszcze raz.
To zaskakujące, ale R7 radzi sobie nadzwyczaj dobrze jak na tak mały głośnik (fanfary po wyborze Pandy zabrzmiały bardzo przekonywująco). Zestawiam głośnik na podłogę i odstawiam go od ściany, aby usłyszeć, jak bardzo wpłynie to na jakość basu – jest lepiej, choć czuję, że muszę jeszcze trochę poeksperymentować ze znalezieniem najlepszego ustawienia dla tej bardzo dynamicznej muzyki.
Pozostaję w estetyce muzyki filmowej i „na ruszt” wrzucam główny motyw z „Polowania na Czerwony Październik”. To nie tylko wybitny przykład znakomitej współczesnej muzyki marynistycznej (rewelacyjny Bazyli Poledouris), lecz także niezwykle wymagający utwór, na którym poległo już wiele głośników, nawet kosztujących grubo powyżej 10000 (słownie: dziesięciu tysięcy) złotych.
Nie oczekuję od R7 cudu i… cudu oczywiście nie ma: jest słyszalna kompresja dynamiki. Pomimo tego nawet na tak trudnym utworze brzmienia da się go słuchać i to bez wstrętu. Oczywiście powodujące szybkie narastanie poziomu dźwięku frazy „b октябре, в октябре” podobnie jak śpiewane głośno kilka linijek dalej „tы плыви” raczej bezlitośnie pokazały kres możliwości dynamicznych R7. Pomimo dużej kompresji muzyka była nadal całkowicie strawna - i to z głośnika z membraną o średnicy 12,5 centymetra!
Zmieniam płytę i nastawiam „Muzykę na wodzie” Handla (Gardiner, Philips). Od razu słyszę tę niezwykłą kombinację instrumentów dętych i smyczkowych, która tak urzekła angielskiego króla, że przywrócił kompozytora do łask (aby zrealizować swój „niecny” plan Handel wynajął barkę z muzykami, która płynęła za królewską). Choć muzyka jest całkowicie akceptowalna, to w kategoriach absolutnych oprócz ww. kompresji słychać, że instrumenty smyczkowe nie mają takiego bogactwa harmonicznych, jakie mogłyby mieć na najlepszych przetwornikach.
Chcę powiedzieć, że brzmienie, mimo iż rytmiczne, poprawne, atrakcyjne i pozbawione zniekształceń jest lekko osuszone, a z tego względu nieco mniej przekonywujące. No tak, znowu zapomniałem, że mam do czynienia z głośnikiem, który ma membranę tylko nieco większą od średnicy słoika po dżemie.
„No dobrze” – myślę - „ciekawe jak R7 poradzi sobie z instrumentami solo”. Nastawiam XIII i XXIV kaprys Paganiniego (DG). Skrzypce są lekko odchudzone i nieco wyostrzone, ale R7 dobrze oddaje zawiłości tych utworów – po prostu bez problemu da się ich słuchać. W XXIV nie tylko słychać oddech Salvatore Accardo, ale także można łatwo wyczuć akustykę pomieszczenia, w których nagranie realizowano. Do pełnego realizmu jednak trochę brakuje (cały czas zapominam, że to nie sprzęt audiofilski za kilkadziesiąt tysięcy złotych).
Zmieniam nastrój na znacznie spokojniejszy. Christian Zimmermann i jego lutnia (Antes Edition) brzmią dobrze – wyraźnie słychać, że z tego typu instrumentami R7 radzi sobie zdecydowanie lepiej. Nastawiam „Ninna Nanna” z Pluhar i Jarousskym. Instrumenty brzmią dobrze, choć szybko narastający kontratenor Jaroussky’ego pokazuje, że możliwości dynamiczne (headroom) głośnika wysokotonowego na tak wymagającym kawałku są jednak dość ograniczone.
Zmniejszam zatem głośność i przynosi to pewną poprawę. Z kolei „Maria” w wykonaniu Barbary Fortuny wypada dużo, dużo lepiej, choć nie ulega wątpliwości, że ta niezwykle wymagająca, lecz przy tym subtelna i spokojna muzyka wymaga jednak zainwestowania w droższy sprzęt ze zdecydowanie wyższej półki.
Kompletnie zmieniam nastrój – czas na znakomitą ścieżkę dźwiękową z filmu Auta. Już od głośnego „Real Gone” słychać, że jest to muzyka, którą R7 preferuje od klasyki. Choć głos Sheryl Crow został lekko odchudzony i wyostrzony, to jak na tak małe przetworniki było nawet nieźle. Słucham dalej i słynny utwór „Route 66” w wykonaniu Chucka Berryego zabrzmiał nawet całkiem dobrze. Z kolei na „Behind the Clouds” Brada Paisleya R7 pokazał, że tego typu klimaty lubi chyba najbardziej – spokojna akustyczna muzyka i męski wokal to jego forte. Instrumenty były znakomicie rozróżnialne - sekcja rytmiczna, skrzypce, gitara hawajska, elektryczna itd.
„Our Town” zabrzmiało atrakcyjnie, choć gdyby tylko wokal był nieco lepiej określony w dolnym zakresie, byłoby jeszcze lepiej. Jednakże dopiero w moim ulubionym „Find Yourself” (ang. odnajdź samego siebie) R7 … odnalazły się najlepiej – zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że właśnie na tego typu spokojnej i lirycznej muzyce R7 niewiele ustępują droższym konstrukcjom. Ten właśnie utwór, z miękkim męskim głosem Brada Paisleya, gitarą hawajską i skrzypcami to z pewnością „best thing that could’ve happened” dla R7. Mając do czynienia z takim miodem dla uszu, utworu wysłuchałem oczywiście do samego końca.
W tej sesji wysłuchałem jeszcze wielu utworów, z których największą przyjemność na R7 sprawił mi pulsujący gorącym rytmem Beverly Hills „Axel F.” Faltermeyera oraz „Light of Life” jak zwykle znakomitej Natachy Atlas (ze ścieżki dźwiękowej do, moim zdaniem, niesłusznie, zjechanego przez krytykę „Królestwa niebieskiego” Ridleya Scotta). Na tego typu utworach R7 po prostu nie chciało mi się wyłączać.
Werdykt
W kategoriach absolutnych jakość dźwięku z R7 na zdecydowanej większości typowych utworów muzycznych mieści się w przedziale „dostateczny‒dobry” (bliżej dobrego). R7 to w ogólnej ocenie dobry głośnik, który tak naprawdę trudno porównać z czymkolwiek innym. Jedynym konkurentem wydaje się być znacznie mniej jajowaty Zeppelin firmy Bowers&Wilkins, ale on pracuje w poziomie, posiada 2,5 raza więcej przetworników, nie gra wielokierunkowo, no i jest niemal dwa razy droższy.
Największą zaletą R7 jest przestrzenność i wielokierunkowość dźwięku, dzięki której praktycznie nie ma znaczenia, w którym miejscu słuchamy. Wielokrotnie łapałem się na tym, że pracując na laptopie unosiłem nagle głowę znad ekranu i spoglądałem w kierunku R7, bo przestrzeń i aura pogłosowa, którą wytworzył były tak sugestywne, że chciałem po prostu sprawdzić, czy jakiś muzyk nie wszedł przypadkiem do mojego pokoju.
R7 spisuje się dobrze zarówno na muzyce pop, akustycznej, elektronicznej i country, gorzej na klasyce, jazzie i wokalnej. Widać, a raczej słychać w nim solidną inżynierię toru fonii, za co ukłony należą się Allanowi Devantierowi. To w sumie niezły dźwięk i to w dodatku z niezwykle małej obudowy o nietuzinkowym kształcie. Gdyby tylko cena była niższa ...
Pomimo dość wysokiej ceny z żalem patrzyłem jak kurier zabiera samsungowe jajo, które tak dobrze komponowało się z moim białym Aspire S7. Za Samsungiem R7 tęsknię także z innego powodu: żaden z moich gości nie powie już „jaka ładna lampka!". Szkoda.
Mam nadzieję, że R7 powróci w przyszłym roku, lecz tym razem w towarzystwie nie tylko drugiego R7 (będzie stereo), lecz także nowego subwoofera. Wtedy to, mam nadzieję, skosztuję nie „zwykłego” jajka, lecz wykwintnego „eggs Benedicta”. Czy polecam R7? Naturalnie, że tak.
Ocena końcowa:
- dobre, angażujące brzmienie;
- taka sama jakość dźwięku ze wszystkich stron;
- bezprzewodowa transmisja;
- bardzo łatwa obsługa;
- stylowy wygląd;
- świetne wykończenie;
- integracja i neutralność rejestrów mogłaby być lepsza;
- brak aplikacji na Windows Phone;
- brak pilota;
- nie zastępuje lampy (niestety);
- wysoka cena;
Komentarze
2