Złośliwość maszyn, złośliwość ludzi
Niestety, mimo wciągającej rozgrywki, możliwości stałego podnoszenia swoich umiejętności i ogromnej satysfakcji z każdej wygranej misji, Rainbow Six Siege ma momenty, w których zwyczajnie irytuje. Przede wszystkim są to problemy techniczne. Choć co pewien czas wypuszczane są aktualizacje, niektóre błędy pozostają niepoprawione od samej premiery.
Dotyczy to chociażby pracy serwerów. Bardzo często zdarza się, że nie da się dołączyć do kolejki oczekujących na rozgrywkę. Wtedy jedyną opcją jest zrestartowanie gry. Nie jest też rzadkością utknięcie na ekranie ładowania misji. Czasem wystarczy chwilę poczekać, innym razem niestety trzeba jeszcze raz przebijać się przez intro, nawiązywanie połączenia i odnajdywanie współgraczy.
Zdarzają się też pomniejsze problemy. Przykładowo, raz gdy zostałem „zdjęty” kilkoma celnym trafieniami w korpus, chciałem błyskawicznie odczołgać się do kompanów, zanim wróg zdążyłby mnie dobić. Na moje szczęście i prawdopodobnie ku zdumieniu przeciwnika, gra od razu przerzuciła mnie przez podłogę, piętro niżej. Wylądowałem tuż pod stopami kompana, który przywrócił mnie do życia. Błąd zadziałał na moją korzyść, jednak wyobrażam sobie, że namierzający mnie wróg zdążył w głowie zwymyślać mnie od oszustów.
No właśnie, skoro o nich mowa – w Rainbow Six Siege wciąż występuje problem z „cheaterami”. Przyznam, że nie do końca wgłębiałem się w to, jakich konkretnie programów używają nieuczciwi gracze, jednak mogą to być umożliwiające widzenie przez ścianę wallhacki, poprawiające celność aimboty czy modyfikacje zapewniające nieśmiertelność. Twórcy gry zapewniają co prawda, że są bezlitośni i takie działania każdorazowo zakończą się natychmiastowym banem, ale jest to jednak problem, którego prawdopodobnie nigdy nie uda się wyeliminować. Występuje on bowiem nawet w oficjalnych rozgrywkach, w niemal każdej dużej produkcji sieciowej. Wierzę więc tylko, że nadzór nad graczami i groźba utraty konta Uplay sprawi, że serwery będą stosunkowo wolne od oszustów.
Słyszę ruch przeciwnika, cel w zasięgu wzroku
Nie sposób oceniać gry, nie zwracając uwagi na jej aspekty audiowizualne. W Rainbow Six Siege chodzi jednak o coś więcej, niż tylko walory estetyczne. W tej produkcji to czy coś zobaczymy i usłyszymy pierwsi niemal zawsze decyduje o naszym przeżyciu. Dlatego też twórcy stanęli przed nie lada wyzwaniem – stworzyć ładną grę ze szczegółowymi teksturami i licznymi obiektami, które równocześnie nie wprowadzą zbyt dużego chaosu i pozwolą na płynną rozgrywkę.
Na pewno nie jest to najlepiej wyglądająca produkcja ubiegłego roku - część tekstur jest w niskiej rozdzielczości. Opcjonalnie gracze mogą pobrać aktualizację do jakości Ultra HD, ale zmiana ta dotyczy przede wszystkim modeli postaci i broni. Tak naprawdę jednak nie chodzi tu o graficzne fajerwerki, a o funkcjonalność. Ta została w pełni zachowana - najważniejsze elementy przedstawione są dobrze i czytelnie. Po kilku meczach widać, które ściany zbudowane są z cienkiego kartongipsu, a które są znacznie grubsze. Można więc stwierdzić, że świetnie funkcjonująca fizyka i model zniszczeń w całości rekompensują pewne estetyczne niedoróbki i niewielką szczegółowość otoczenia.
Co najważniejsze – całość chodzi płynnie nawet na kilkuletnim sprzęcie, z ustawioną wysoką jakością grafiki. W końcu o to w rozgrywce sieciowej chodzi, żeby dało się odróżnić przeciwnika od manekina i żeby wszystko odbywało się bez zbędnych zacięć. Do tego, czego wymaga taktyczny charakter gry, sprawdza się bardzo dobrze także zaimplementowany model fizyki . Odstrzeliwane kawałki barykad pozostawiają w Rainbow Six Siege spodziewanych rozmiarów dziury, pociski przelatują przez ściany i kruche obiekty raniąc wrogów, a celnie odbite granaty trafiają prosto do celu.
Strona dźwiękowa to przede wszystkim funkcjonalność związana z odgłosami pola bitwy. Na szczęście, ten element wykonano w Rainbow Six Siege na tyle dobrze, że polegając na słuchu można określić rodzaj zagrożenia i kierunek, z którego nadciąga. Tak naprawdę niczego więcej tu nie potrzeba. Wbudowany system komunikacji głosowej działa bez zarzutu, a poziomy dialogów, odgłosów czy muzyki da się odpowiednio dostosować suwakami.
Rainbow Six Siege – długo wyczekiwana niespodzianka
Jeśli miałbym wymienić gatunek gier, przy którym „straciłem” najwięcej czasu, ale który dał mi najwięcej satysfakcji, byłyby to właśnie sieciowe FPSy. Choć w Counter-Strike: Global Offensive mam rozegranych jedynie kilkadziesiąt godzin, to swego czasu ładnych parę lat poświęciłem zabawie w darmowe Enemy Territory. Od tamtej pory czekałem na produkcję, która wciągnie mnie bez reszty i zaoferuje coś więcej, niż tylko deathmatchową rozwałkę na miarę Quake'a. Po tym, jak rozczarowało mnie Dirty Bomb, czuję że wraz z Rainbow Six Siege wreszcie dostałem to, czego chciałem.
Jedno, co budzi moje wątpliwości, to model biznesowy zastosowany w nowym Rainbow Six. Wspomniane Enemy Territory było grą wielką, ale mimo to – darmową. Produkcja Ubisoft zdaje się mieć trochę za mało treści, żeby kosztować od 130 do ponad 200 złotych. Za taką cenę, życzyłbym sobie prawdziwej kampanii dla pojedynczego gracza i… odblokowania pełnej zawartości. Zamiast tego, w wariancie solowym mogę grać w samouczku lub na losowych mapach jako „samotny wilk”, natomiast liczne elementy w wewnętrznym sklepie da się wykupić tylko za realną gotówkę. Owszem, są to przede wszystkim malowania broni i inne drobne dodatki, jednak mam wrażenie, że żądając na starcie od graczy niemałych pieniędzy, można było zrezygnować z mikropłatności.
Mimo wszystko, chociaż nie zgadzam się z niektórymi rozwiązaniami, a raz na jakiś czas napotykam błędy techniczne, uważam Rainbow Six Siege za grę idealną dla osób, które szukają świeżości w sieciowych FPSach. Od bardzo dawna żaden tytuł nie wciągnął mnie tak, żeby pojedyncze podejście na zasadzie „tylko jeden mecz” przeciągnęło się do całoweekendowej sesji, podczas której starałem się odblokować jak najwięcej operatorów i nauczyć się jak najlepiej wykorzystywać ich zdolności.
Ubisoft widzi przyszłość Rainbow Six Siege w e-sporcie. Nie ma w tym nic dziwnego, jest ona stworzona idealnie, aby sprawdzać współpracę i taktykę dwóch przeciwnych drużyn. Jeśli tylko społeczność dopisze, a błędy będą w dalszym ciągu poprawiane, wróżę tej produkcji długie życie. Jednego jestem pewien – tak długo jak na serwerach będą obecni gracze, nie usunę Rainbow Six Siege ze swojego komputera. Jeśli więc macie celne oko i choć trochę taktycznego zacięcia, zapoznajcie się z tą rewelacyjną grą. Gorąco zachęcam!
Ocena końcowa:
- świetny, taktyczny tryb wieloosobowy
- duża ilość operatorów (komandosów) do wyboru
- całkiem niezła sztuczna inteligencja botów w trybie kooperacyjnym
- duża swoboda w wykorzystaniu otoczenia
- świetne udźwiękowienie
- syndrom jeszcze jednej potyczki
- problemy z serwerami
- niewielkie zróżnicowanie lokacji i trybów gry
- dyskusyjny system mikropłatności
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
doskonała
Okiem starego zgREDa Barona |
Komentarze
22Dla pocieszenia powiem, że w grze jest również tryb terrohunt, który jest niczym innym jak coopem. W multiplayerowej 5-osobowej drużynie ( możemy również grać solo ) wykonujemy zadania, a komputer stara się nam przeszkodzić. W tym trybie nie zauważyłem problemów z siecią. Sam grywam na very hard ( realistic ) jest to tryb niemożliwy do przejścia bez bardzo dobrej drużyny. Prawdziwa gratka dla lubiących wyzwania.
Odnosząc się do rewelacji o cheaterach, to nie spotkałem nawet jednego.
Wracając do multiplayera to jest on rewelacyjny. Jeśli tak jak ja jesteście fanami coda lub battlefielda, jednak od czasu cod 1,2, bf bad company 2, ew. bf3, uważacie, że nie wychodzi nic świeżego, to donoszę, że rainbow six jest właśnie grą, na którą czekaliście.
Na koniec dodam, że gra jest trudna. Multiplayer nie wybacza, jeśli w codzie idzie wam średnio to ta gra zwyczajnie będzie was frustrować. Śmierć na początku rozgrywki i oczekiwanie na następną rundę, over and over nie będzie dla was przyjemne. Tak więc rainbow six wymaga myślenia i w momencie gdy dochodzi do konfrontacji w cztery oczy, reflexu rewolwerowca.
Największa wada gry wynika z jej systemu czyli jak lamisz to giniesz, a wtedy czekasz do końca rundy. Jak szybko giniesz to wychodzi na to, że grasz jakieś 20%, a 80% patrzysz się na poczynania kolegów i czekasz na start kolejnej rundy.
Gra sama w sobie jest bardzo dobra, przemyślana, wciągająca i oryginalna. Klimat czuć mocno.
Tego typu grę trzeba poprostu lubić i umieć w nią grać. Jak ktoś jęczy na CS, COD, BF, to tutaj ma mocny miks tego wszystkiego który jest zupełnie innym światem.
Gra mocarna ale jak cholera "kochasz albo nienawidzisz" tu pasuje.
e-sport? poczekamy zobaczymy gry e-sportowe wymagają trochę innego modelu (podejścia) do tematu. polityka ubi jest oparta na modelu wydać -> ściągnąć kase -> zapomnieć A takie tytuły wymagają ciągłej pracy i rozwoju gry.
Droga do tego żeby R6 zaczęło się liczyć na arenie e-sportowej jeszcze daleko. Pytanie czy ubi wystarczy sił i cierpliwości.
Pomijając fakt, że gra ma problemy techniczne z serwerami. Które ciągną się jeszcze od Far Cry 3 (mówię tu o nagminnej "migracji hosta" która nie raz doprowadzała mnie do wrzenia kiedy kiedy 3 mecz z kolei kończył się w ten sposób) Czy to wywalanie z meczy które ciągnie się jeszcze od Ghost Recon Phantoms. Nie jeden mecz skończyłem niespodziewanym wylotem do lobby.
Oznacza to, że ubi nie potrafi sobie z tym poradzić albo ignoruje ten problem. Niezależnie od powodu nie rokuje to dobrze i z takim podejściem daleko nie zajdą w e-sporcie.
Gralem od wczesnej alphy i najwiekszy bug to byl "brak dedykowanych serwerow" mial 2000 wpisow itd a develop i tak stwierdzil ze ma to w d....
Dopoki to nie bedzie solidnych dedykowanych serwerow, nie mozna zagwarantowac dobrego pinga itd, a wiec gra w esporcie nie bedzie istniala
Do tego kompletny brak sp i szybko sie nudzi, a granie mp z losowymi osobami to tez porazka - albo nie wiedza jak grac albo czituja.
Gra ma potencjal, ale raczej niewykorzystany
Jedno pytanie. Obastawiam, że w grze jest wbudowany komunikator głosowy? Jeśli tak to jest on coś warty czy lepiej używać zewnętrznych programów?