Po wejściu na stronę Ubuntu i kliknięciu na odnośnik Download Ubuntu mamy dostęp do różnych wersji - "głównej", "Netbook edition" oraz pochodnych ("Kubuntu", "Edubuntu", "Xubuntu"). Różnią się one głównie wyglądem i standardowo zainstalowanymi programami, mamy wydania 32- i 64-bitowe. Są to tzw. wersje LiveCD (aby skorzystać z systemu nie trzeba nic zmieniać na dysku twardym). Można je nagrać na płytę/pamięć flash, uruchomić z nich komputer, a następnie ewentualnie przenieść ich zawartość na dysk.
Alternatywną opcją jest użycie oddzielnego tekstowego instalatora albo zainstalowanie całości na partycji z Windows poprzez program instalacyjny działający w okienkach Microsoft - rozwiązanie WUBI dostępne na płycie jako plik wubi.exe albo oddzielnie.
Postanowiłem przetestować najmniej "przyjazny" wariant (z tekstowym instalatorem). Chciałem użyć możliwie małego modułu uruchomionego z płyty CD, który pobrałby wszystkie pakiety przez sieć. Ponieważ miałem pewne problemy z jego znalezieniem, wykorzystałem Google (hasło "ubuntu network installation"). Pierwszy odnośnik zaprowadził mnie na stronę "Installation", a stamtąd do pliku mini.iso (tylko 13 MB).
Po wypaleniu obrazu na płycie uruchomiłem z niej komputer... Na ekranie pojawił się niezbyt zachęcający komunikat:
Trzeba było nacisnąć jakiś klawisz, żeby zobaczyć "właściwe" menu startowe:
Potem pojawia się już instalator tekstowy (dzięki temu obraz płyty jest mały) znany chociażby z Debiana. Najpierw wybieramy język, a później klawiaturę:
Widać tutaj niestety pewne braki w lokalizacji, ale też dużą ilość obsługiwanych wariantów.
Później konfigurujemy ustawienia sieci (ja wykorzystywałem połączenie przez Ethernet i nie wiem, czy możliwe jest użycie w tym procesie WiFi) i wybieramy lokalizację serwera z plikami. Następnym krokiem jest odpowiedź na pytania związane z ustawieniami zegara.
Następnie przechodzimy do partycjonowania dysku. Tu proponowany jest domyślnie system plików z charakterystycznej dla Linuksa serii "ext" (a konkretnie ostatnia wersja "ext4"). Należy zauważyć, że jest to obecnie stabilne rozwiązanie, a ewentualne problemy wynikające ze sposobu działania zostały wyeliminowane wraz z jądrem 2.6.30 (wyjaśnia to np. Wikipedia). System ten może być natomiast ewentualnie wolniejszy niż "ext3", co zostało przedstawione na stronach Ubuntu. Domyślne proponowana jest również oddzielna partycja na plik wymiany. Moim zdaniem można ewentualnie (np. przy dużej ilości RAM) zrezygnować z niej i później umieścić pamięć wymiany w pliku, podobnie jak w Windows (wymaga to jednak dodatkowych komend).
Później następuje znacznie dłuższe już pobieranie podstawowego systemu. Brakuje informacji o przewidywanym czasie całej tej operacji. Kolejne zadanie to podanie danych logowania użytkownika (nazwa i hasło) i wskazanie, czy jego katalog domowy ma być szyfrowany. Wtedy instalator pobiera kolejne pliki.
Następnie wybieramy, czy aktualizacje mają być pobierane automatycznie i na dysku pojawiają się kolejne porcje plików. Później decydujemy o tym, jakie grupy pakietów mają być pobrane. Wybrałem "Ubuntu Netbook" i wtedy można było już pójść na kawę - tym razem od początku do końca pasek postępu jest z odliczaniem.
I wreszcie koniec - instalacja boot-loadera, konfiguracja zegara i prośba o wyciagnięcie płyty z napędu.
W przypadku Mint na stronie Download dostępne jest "tylko" 8 wersji: Live CD, Live DVD, wersja dla producentów komputerów i użytkowników z USA/Japonii - każda 32 i 64-bitowa. Pobrałem 32-bitową Live CD i po uruchomieniu z niej komputera zobaczyłem następujący pulpit (na obrazku poniżej pokazany z rozwiniętym menu Start):
Mimo faktu, że system ukazał się dzień wcześniej, widać już informację o 66 uaktualnieniach. :-) Z kronikarskiego obowiązku: widoczne przy zegarku komputery nie są niestety animowane jak w Windows XP (czyżby projektanci zapatrzyli się aż tak mocno na Windows 7?)
Po kliknięciu ikony "Install Linux Mint" i podaniu odpowiedzi na 7 prostych pytań, podobnych do tych z instalatora tekstowego, Linux został posadzony na dysku. Wystarczyło tylko wyjąć płytę z napędu, ponownie uruchomić komputer i już można było rozpocząć pracę.
Z ciekawostek: o ile wersja CD Ubuntu nie mieściła się na płytę CD-RW 700 MB, o tyle z Mintem nie miałem tego drobnego "problemu".
Sprawdziłem również opcję alternatywną, czyli instalator w technologii WUBI. Na płycie Minta w głównym katalogu jest on umieszczony jako plik mint4win.exe. Należy go uruchomić pod Windows (na obrazku działa w Mincie), podać dane takie jak hasło użytkownika czy wielkość dysku, którą chcemy przeznaczyć na Linuxa, a zainstaluje całość jak zwykłą aplikację okienkową (jest widoczna w "Dodaj/Usuń programy" oraz menu startowym systemu Microsoftu). Dzięki tej opcji możemy zapoznać się z tym rozwiązaniem bez potrzeby partycjonowania dysku!
Są pewne minusy. I tak np.:
- Operacje dyskowe mogą być wolniejsze (co jest wyraźne wskazane przez producenta)
- Partycja Windows, na której posadzono pliki Linuksa, znajduje się w zupełnie innym miejscu systemu plików niż pozostałe (to zauważyłem u siebie)
- Partycja wymiany jest zakładana samoczynnie