To nie był typowy test laptopa, jaki zazwyczaj przeprowadzam na benchmarku. Rzadko mam okazję i czas na to, aby na jednym laptopie pracować przez tak długi czas. Zwłaszcza w przypadku notebooków z nie ukrywajmy najniższej półki cenowej. Bynajmniej nie dlatego, że nie mam szacunku do takich urządzeń bądź ludzi, którzy z różnych względów decydują się na ich zakup, ale dlatego, że jestem świadom ograniczeń i kompromisów, na jakie producenci takich laptopów musieli pójść, aby utrzymać cenę na niskim poziomie.
Dlatego kilkutygodniowy test Kiano Elegance 13.3 przyjąłem w kategoriach wyzwania. Przyznaję, że byłem sceptyczny odnośnie tego, czy w gorączce redakcyjnej pracy, Kiano nie przyprawi mnie przypadkiem o ból głowy. I cóż mogę powiedzieć, początki nie były różowe. Moje problemy z zainstalowaniem aktualizacji Windowsa na nowiutkim, dopiero co rozpakowanym sprzęcie, nie wróżyły nic dobrego. Na szczęście potem było już znacznie lepiej i Kiano okazało się funkcjonalnym narzędziem do pracy.
Od razu muszę jednak zaznaczyć, że wykorzystywałem tego laptopa praktycznie do pisania tekstów i przeglądania internetu. W tle odpalone niemal przez cały czas było Spotify, ale w zasadzie na tym koniec. Kiano Elegance 13.3 do tego bowiem zostało stworzone. Do podstawowych zastosowań. A ponieważ ma całkiem wygodną klawiaturę, to tworzenie artykułów i szukanie źródeł, okazało się jak najbardziej możliwe, a do tego wygodne.
Kiedy zapominałem się i próbowałem przeedytować jakieś zdjęcie, mój entuzjazm nieco słabł, ale szybko upominałem siebie, że w środku jest tylko Intel Celeron, który wydajnością nie grzeszy. Na szczęście komfort pracy poprawia 4 GB pamięci RAM, które sprawiają, że laptop uruchamia się wystarczająco szybko.
Tutaj muszę jeszcze dodać jedną rzecz. Kiano Elegance 13.3 sprzedawane jest w wersji niezawierającej dodatkowego dysku SSD, lecz jedynie 32 GB kartę eMMC, na której postawiony jest system. Ja natomiast otrzymałem do testów laptopa wyposażonego w dodatkowy dysk SSD 128 GB, co znacząco podwyższa komfort pracy - zwłaszcza po przeinstalowaniu na nim Windowsa. I do tego właśnie zachęcałbym każdego, kto zdecyduje się na zakup tego modelu. Zwłaszcza że montaż dysku jest dziecinnie prosty i sprowadza się do odkręcenia i przykręcenia dwóch śrubek. Każdy sobie z tym poradzi.
Wprawdzie wiązać się to będzie z zakupem dodatkowego dysku, czyli wydatkiem około 200 złotych, ale będzie to dobra inwestycja. Kiano w cenie 1500 złotych wciąż będzie konkurencyjną i atrakcyjną ofertą dla osób, które nie potrzebują sprzętu o wysokiej wydajności.
Można się zżymać, że za tę kwotę w ogóle nie warto kupować laptopa, ale dla kogoś, kto nie ma większych możliwości finansowych, a nie chce kupować używanego komputera z nie do końca sprawdzonego źródła na jednym z portali aukcyjnych, taki laptop jak Kiano staje się rozsądną alternatywą.
Wygląda nieźle, jego obudowa jest zaskakująco solidna i poprawnie wykonana, ma nawet ekran Full HD, co w tej cenie należy uznać za luksus. Do pisania i przeglądania internetu w zupełności wystarczy.
Ocena końcowa
- solidna i estetyczna obudowa
- wyświetlacz Full HD
- wygodna klawiatura
- zadowalający czas pracy na baterii
- możliwość szybkiego i łatwego montażu dysku SSD
- wydajność wystarczy do podstawowych zadań...
- ... ale do niczego więcej
- wbudowana pamięć to tylko 32GB eMMC
- niska jasność ekranu
- błyszcząca matryca
Komentarze
20Wiedząc jaki to ma procesor i ile ramu będę wiedział jak to działa, bez czytania subiektywnych odczuć autora.
Dla jednych atom x5 czy celeron 3450 nadają się do pracy i internetu, dla innych nie. Dla mnie - nie.
Pisanie o ekranie też jest wrażeniem subiektywnym - dla mnie reprodukcja barw nie ma znaczenia jeżeli ekran ma 100-150ppi. Ja widzę wtedy tylko piksele i nieostre czcionki. Ekran powyżej 200ppi jest godzien rozważenia, powyżej 250ppi - godzien polecenia.
Inna para kapci, skoro można tam wsadzić M.2 B-Key (SATA), to dlaczego producent podaje maksymalny rozmiar pamięci masowej jako 256MB? Ktoś wie? Ktoś sprawdził? :)
Następnym razem jednak warto podać pojemność w watogodzinach, albo chociaż przy tych miliamperogodzinach podać nominalne napięcie pracy. Laptopy to nie telefony, gdzie zazwyczaj jest jedno ogniwowy akumulator.
Moze czasem warto przejsc sie na spacer, a po powrocie przeczytac jeszcze raz, co sie napisalo :)
Abstrahujac od tej roznicy, ktorej waga jednak JEST dosyc ciezka, to takie frędzle z klawiszami nazywa sie nie laptopami, tylko nettopami. Nawet nie ultrabook, jak to "popelnil" PCL. Predystynuje do nazwy uzyty procesor, a juz w zupelnosci ow wynik, do ktorego "przez ostatnie 8 lat miliony Polek i Polakow nie przywiazywaly zbyt wielkiej wagi".