Nikt nie mówi, że już dziś mamy biec do sklepu po Quad'a, ale wielordzeniowe procesory to wcale nie taki 'głupi' pomysł - z punktu widzenia nowych technologii i wygody pracy. Oczywiście pod warunkiem,
O nowej Mikroarchitekturze procesorów Core2 pisaliśmy już odrobinę podczas premiery Core2 Duo. Ponowny wykład z tego, jak działa architektura Quad byłaby z pewnością interesująca dla garstki osób. Ale zamiast ponownie bawić się w 'inżynierów', bo w sumie póki co wiemy tylko tyle, ile przeczytamy z PDF'ów lub innych stron, dociekać jak co zostało zbudowane, udawać że potrafimy rozgryźć to, co twardsze głowy niż nasze projektowały przez kilkanaście miesięcy, wskazywać słabe punkty i błędy, lepiej chyba będzie poświęcić ten czas, aby odpowiedzieć sobie na ciekawsze pytanie: i co nam przyjdzie z tych czterech rdzeni?
W jednym z artykułów pisaliśmy już na benchmarku, że prawdziwym powodem, dla którego Intel i AMD zdecydowały się na tę technikę nie był fakt, że dual-core, a teraż już quad-core, nagle okazał się świetnym pomysłem. Producenci układów byliby bardziej zadowoleni z postępu polegającego na produkcji coraz szybszych, jednordzeniowych procesorów. Jednakże nie było to możliwe, ponieważ w chwili, gdy taktowanie zegarów procesorów przekroczyło barierę 3 GHz, jednordzeniowe procesory zaczęły zużywać zbyt dużo energii.
Wraz ze wzrostem wydajności, super szybkie jednordzeniowe procesory stały się drogie w chłodzeniu, wymagają większych radiatorów i potężniejszych wiatraczków, które są w stanie utrzymać eksploatacyjną temperaturę.
Początkowo wydawało się, że dwa rdzenie posłużą producentom CPU do tworzenia sprytniejszych reklam w stylu: "Dwa za cenę jednego! Zapytaj sprzedawcę", albo "5.6 GHz !" - czyli ordynarne dodanie częstotliwości 2.8GHz dwóch rdzeni. Ale to prawda.