Jeśli naśladować to najlepszych
Homefront: The Revolution ma jeszcze jeden, całkiem poważny problem. Jest nim praktyczny brak innowacyjności. Wszystko to już gdzieś było. Interfejs czy możliwość personalizacji broni, takiej jak choćby zmiana celownika, od razu na myśl przywołuje Crysisa. I trudno się dziwić – to tak naprawdę ten sam producent.
Nie da się nie zauważyć inspiracji także innymi tytułami. Jeszcze więcej twórcy zapożyczyli np. z Far Cry. Cała idea funkcjonowania otwartego świata została zaczerpnięta właśnie z tej produkcji. Posterunki, kluczowe miejsca, duże odległości między punkami misji, pojazdy do szybszego poruszania się po mapie. Brzmi znajomo? Pojawia się tu nawet aparat do robienia zdjęć.
Rozumiem, że w obecnych czasach, gdy przez rynek przewinęło się już tyle tytułów, że ciężko o innowacyjność w tak “tłocznym” gatunku. Jednak są to elementy, których ta produkcja po prostu nie potrzebowała, dlatego też tak mocno razi ten festiwal zapożyczeń.
No może oprócz automatu z kultową już grą TimeSpitters 2, który twórcy dodali tu w formie easter egga. Ba, można w niego nawet zagrać. Takim patentom bije głośne brawa.
Czwórka z plastyki, mierny z fizyki
Do grafiki przyczepić się nie mogę. Wykorzystany tu silnik CryEngine „daje radę”. Dzięki niemu grafika Homefront: The Revolution jest całkiem przyjemna. Rewolucji tu może nie uświadczycie, ale nie będziecie też kręcić nosem. Na mnie największe wrażenie zrobiły animacje wybuchów i płomieni.
Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o fizyce, gdyż ta jest tragiczna. Jest tu więcej robactwa niż w amazońskiej dżungli. Pociski zatrzymują się na zwykłej siatce, cegła rzucona w ekran TV rozpada się na kawałki, a przeciwnicy przenikają przez ściany bądź się w nich blokują.
Ten ostatni przypadek jest na tyle kuriozalny, że strzelając w prześwitującego wroga możemy go zabić. Aż wierzyć się nie chce, że takie błędy występują w grze twórców Crysisa, który swego czasu zdawał się być ideałem.
Homefront: The Revolution nie taki zły jak go rysują
Oczekiwania wobec nowej odsłony Homefront były spore. Nie da się ukryć, że swoje zrobiła zarówno początkowa informacja, że w tym projekcie palce maczał były oddział Cryteka, a i późniejsza wyjątkowo prężna machina marketingowa. Niestety rzeczywistość okazała się nieco bardziej szarawa. Nie żeby grało mi się źle - strzelanie w Homefront: The Revolution jest całkiem przyjemne. Problem leży gdzie indziej.
Bo choć Homefront: The Revolution podejmuje się wyjątkowo ciekawego tematu, który już nie raz gościł na ekranach naszych telewizorów, pecetach i konsolach, to nie potrafi ukazać go w wiarygodny sposób.
Pomimo całej swojej brutalności mrożące krew w żyłach sceny fabularne nie kopią tam gdzie boli. A powinny, przecież to wojna. A gdzie duch walki o ojczyznę, o dom, o rodzinę? Niestety zmiana twórców, którzy de facto pchnęli serię do przodu, nie przyniosła spektakularnych rezultatów. Zrewolucjonizowali oni na swój sposób mechanikę gry, jednak wciąż kuleje coś co powinno być filarem tej produkcji - fabuła.
Być może trzeciej części uda się wykorzystać potencjał tego wątku, o ile oczywiście takowa powstanie. Pytanie tylko czy gracze po raz trzeci zaufają marce Homefront. Bo choć przysłowie mówi „Do trzech razy sztuka” to nie zawsze wystarcza nam cierpliwości, by się o tym przekonać.
Ocena końcowa:
- lepsza niż część pierwsza
- przyzwoity klimat
- system dzielnic
- pokaźny arsenał broni
- personalizacja i ulepszanie broni
- ciekawy easter egg z TimeSpitters 2
- słaba fizyka i inteligencja przeciwników
- "na siłę" otwarty świat
- spora inspiracja innymi grami
- zmarnowany potencjał historii
- błędy techniczne
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dostateczny
Komentarze
6Pół świata czeka na BF w czasach 1 wojny światowej...
Cały świat czeka na hit w czasach 2 wojny swiatowej , gdzie granat to był granat a nie skacząca kulka...
Gdzie broń się czasem zacinała a nie waliła bez przerwy...
Gdzie można było zasiąść za sterami czołgu czy działa i walić w niemaszków...Tego nam potrzeba !
Gry w stylu CoD-UO - to był niezapomniany hit !