Liberty City jest naprawdę olbrzymie. Składa się z 4 wysp posiadających całkowicie inny klimat i napakowanych do granic możliwości wyróżniającymi je detalami. Co prawda na początku gry mamy dostęp jedynie do niewielkiej części miasta, ale w miarę rozwoju fabuły coraz bardziej otwiera ono przed nami swoje podwoje. Niestety, nie możemy tego przeskoczyć próbując dostać się wcześniej do zamkniętej strefy Liberty City. Takie próby kończą się zawsze 5 gwiazdkowym pościgiem, którego tym razem zgubić praktycznie nie ma szans. Można jednak próbować jak najdłużej przeżyć, co w przypadku Xbox’a 360 nagradzane jest nawet specjalnym osiągnięciem (o ile wytrzymamy „na tym świecie” wystarczająco długo).
Miasto, które powoli odkrywamy podczas gry obfituje w rewelacyjnie wręcz przygotowane miejscówki, którym uroku dodaje jeszcze dynamicznie zmieniająca się pogoda i cykl zmian pór dnia i nocy. Twórcom należą się naprawdę wielkie brawa za tak doskonale odwzorowane efekty pogodowe, z których największe wrażenie zrobiły na mnie burza z piorunami, gęsty, rzęsisty deszcz i mgła unoszącą się nad jezdnią. Co ciekawe zmieniające się warunki pogodowe wpływają nie tylko wygląd ulic, na których przechodnie wyciągają parasole gdy zaczyna padać deszcz czy też uciekają z ulic w momencie pojawienia się pierwszych błyskawic, ale wyraźnie odbijają się także na innych elementach gry. Widać to choćby w dużo gorszym komforcie jazdy po drogach pokrytych cienką warstwą wody.
Liberty City posiada tyle różnych urokliwych smaczków, że starając się je Wam wszystkie opisać w ramach niniejszej recenzji stworzyłbym tekst trudny do przełknięcia. Lepiej samemu spróbować je odkryć co nie jest proste, gdy do przodu pcha nas tak ciekawie skonstruowana fabuła. Warto jednak o nich pamiętać podczas wykonywania poszczególnych zadań i czasami zrobić sobie przerwę, aby w spokoju podziwiać wytwór geniuszu twórców z Rockstara.