Prawdziwa gratka dla fanów realistycznego prowadzenia. Ponad tysiąc samochodów, dziesiątki torów i znakomita oprawa dźwiękowa. Gran Turismo 6 nie rozczarowuje.
Zamiast napisać zgrabny wstęp zapowiadający temat niniejszego artykułu wzięło mnie (o zgrozo!) na sentymenty. Dlaczego? Cóż, głównie dlatego, że właśnie uświadomiłem sobie, że w serię Gran Turismo gram już prawie od 16 lat, czyli dokładnie połowę mojego żywota. Tak, nie boję się stwierdzić, że jestem wielkim fanem tej gry. Specjalnie dla niej kupiłem pierwsze Playstation (PSX), potem Playstation 2, no i PS3. Mogę się jednak założyć, że w chwili gdy wyjdzie Gran Turismo 7 sprzedam nerkę, albo inny zduplikowany organ i kupię Playstation 4 wraz ze swoją ulubioną grą.
W czym tkwi tajemnica Gran Turismo? Pytanie jest dość trudne i zapewne każdy fan gry udzieli nieco innej odpowiedzi. Moim zdaniem osoby, które rozpoczynały przygodę z serią od wersji pierwszej doceniały jej ówczesną unikalność. Był to tytuł wyróżniający się nie tylko dobrą, jak na tamte czasy grafiką, ale przede wszystkim wyższym realizmem prowadzenia samochodu, wciągającą, klimatyczną oprawą muzyczną oraz szerokimi możliwościami dopasowywania ustawień samochodów.
Do tej pory pamiętam jak spędzałem długie godziny na udoskonalaniu geometrii zawieszenia, zmianie charakterystyki każdego pojedynczego biegu, dokładaniu mocy, odejmowaniu wagi i wymienianiu oleju silnikowego. Cały ten „serwis” samochodu był dla mnie równie przyjemny jak sam wyścig. Nic mnie tak nie cieszyło, jak osiąganie kolejnych rekordowych czasów okrążeń. Pierwsze miejsce na mecie było tak naprawdę konsekwencją wcześniejszych zabiegów.
Gran Turismo nie jest grą dla osób nastawionych na maksimum hollywoodzkiej akcji. Jest to dokładne przeciwieństwo współczesnego Need For Speeda, w którym uciekasz na złamanie karku przed radiowozem i nawet jeśli jedziesz podrasowanym Ferrari Enzo, to i tak jakiś glina w rodzinnym sedanie cię wyprzedzi. Nic z tych rzeczy! W GT króluje panuje atmosfera, która kojarzy mi się z klubem dla koneserów samochodów. Niezależnie od tego, czy jeżdżą Renault Clio, czy też Bugatti Veyronem kochają samą jazdę oraz cenią sobie godziny spędzone na „dłubaniu” przy samochodzie.
Menu główne – zaprojektowane od nowa
Pytanie więc, czy Gran Turismo 6 odziedziczyło te same geny po swoich przodkach? Odpowiedź jest krótka: tak! Muszę jednak przyznać, że przesiadka z GT5 na GT6 była na początku dość trudna. Miało na to wpływ kilka istotnych czynników. Pierwszym z nich jest przeprojektowany interfejs menu. Producent nie umieścił wszystkich elementów na jednym ekranie, gdyż po prostu nie zmieściłyby się one tam (lub byłyby zbyt małe). Dlatego menu podzielone zostało na niezależne sekcje, do których docieramy klikając w lewo lub w prawo (opcjonalnie L1 / R1).
Pomimo lekkiego zagubienia jakie czułem na początku interfejs okazał się bardzo prosty, przejrzysty i pomysłowy. Daje przy okazji możliwość rozbudowywania w przyszłości, jeśli tylko Polyphony Digital postanowi dołożyć kolejne funkcje, nowe wyścigi lub zawody specjalne.
Oprawa dźwiękowa
Pod tym względem seria Gran Turismo zawsze się wyróżniała. Spotkałem się nawet kiedyś z takim pytaniem: „Gran Turismo? To jest ta gra z dziwną muzyką?”. Dokładnie tak. Muzykę w GT można kochać albo nienawidzić. Jest to bowiem unikalna mieszanka spokojnego jazzu i muzyki fortepianowej ze współczesną elektroniką i naprawdę energetycznym rockiem. Nie każdemu to przypadnie do gustu. Dla mnie jest to jeden z klasycznych, kultowych wręcz składników tej gry, którego bym nie zmienił za żadne skarby. Muzyka między wyścigami uspokaja. Sprawia, że mam ochotę zaparzyć sobie dobrą kawę, rozsiąść się w fotelu i w półmroku zatopić się w świecie sportowych samochodów. W czasie wyścigu tempo wzrasta, a adrenalina skacze, więc muzyka również zmienia się na szybszą. Godne wyróżnienia są też dźwięki silników, które tworzone były na podstawie odgłosów realnie istniejących pojazdów. Sam Kazunori Yamauchi – szef Polyphony Digital przyznaje jednak, że studio pracuje już nad nową metodą generowania dźwięków silnika.
30 tysiaków na początek
Jedną z rzeczy, które najbardziej cenię sobie na początku gry jest ograniczony budżet na zakupy. W kolejnych odsłonach GT kwoty różniły się delikatnie od siebie, ale podstawowa zasada wciąż jest taka sama – stać cię na małe wozidełko, któremu daleko do rasowego sportowca. Wystartować trzeba nim w jednym prostszych wyścigów dla nowicjuszy, takich jak np. Sunday Cup (Puchar niedzielny).
Ciekawostką jest system ocen. Za pojedynczy wyścig możemy otrzymać maksymalnie trzy gwiazdki – jedną za samo dojechanie do mety, kolejną za miejsce na podium i jeszcze jedną za pierwsze miejsce w wyścigu. Jak można się domyślić im więcej gwiazdek zdobędziemy, tym lepiej. Dodatkowe bonusy i nagrody (np. w postaci samochodów) oferowane są za ukończenie cyklu ze wszystkimi gwiazdkami na koncie. Ukończenie zawodów dla nowicjuszy będzie rzeczą prostą dla osób zapoznanych z serią Gran Turismo. Wielkiego problemu nie powinni mieć także ci, którzy dopiero zaczynają przygodę z tą grą, choć samo przyzwyczajenie się do dość realistycznego stylu jazdy może chwilę potrwać.