Jak u pana Geigera za piecem
Fallout 3 stał się przede wszystkim olbrzymim placem zabaw dla twórców modów (zresztą podobną przyszłość już teraz przewiduję dla Fallout 4). Po pewnym czasie gra została tak mocno podrasowana przez fanów, że można było się zastanawiać, ile pozostało w niej z oryginału. Miło przekonać się, że Bethesda nie pozostała głucha na te sugestie i część z rozwiązań proponowanych w modach inkorporowała do Fallout 4.
Jednym z nich jest możliwość budowy własnej bazy. Prawdę powiedziawszy, jest to niesamowicie nośny pomysł. Jeżeli nazbieramy w ruinach Bostonu dostatecznie dużo gratów i odnajdziemy w sobie żyłkę architekta lub dekoratora wnętrz to spędzimy długie godziny na beztroskim urządzaniu swojego postapokaliptycznego gniazdka. Wprawdzie sam system budowy nie jest szczególnie wygodny, ale nie stanowi to aż tak znaczącego utrudnienia.
Inna rzecz, że całe to architektoniczne szaleństwo jest de facto mini-gierką, która w dość luźny sposób została powiązana z całością i nijak nie wpływa na ogólny odbiór Fallout 4. Szkoda, bo to naprawdę bardzo mocny akcent, jeśli chodzi o grywalność.
Zbroja od Diora
Kolejnym elementem, z którym wiązałem duże nadzieje, był pancerz wspomagany. Wszyscy znamy udekorowany gumowymi rurami hełm, który regularnie pojawia się na okładkach Falloutów i chyba nie ma osoby, która nie chciałaby zobaczyć swojego bohatera okutego w słynną futurystyczną zbroję. Wprawdzie już w Falloucie 3 mieliśmy taką możliwość, ale dopiero w najnowszej odsłonie serii słynna „power armor” nabrała takiego wyglądu, na jaki w pełni zasługuje.
To już nie zwykły strój, jaki możemy nałożyć jednym kliknięciem myszki, ale prawdziwy wehikuł, do którego musimy znaleźć specjalny rdzeń, żeby zapewnić mu zasilanie. Na co dzień ta metalowa bestia stoi „zaparkowana” w naszej kryjówce i korzystamy z niej jedynie wtedy, kiedy zadanie wymaga od nas pełnej gotowości bojowej. Brzmi dobrze? Dorzućmy do tego jeszcze możliwość modyfikacji każdego z elementów pancerza, montowania na nim specjalnych gadżetów oraz malowania go na dowolnie wybrane barwy. Czy teraz jest już idealnie? Nie do końca...
Choć pneumatyczna zbroja to potężne urządzenie, kiedy mamy ją na sobie, w żaden sposób nie czujemy jej ciężaru, ani mocy. Nasz bohater biega i podskakuje w zasadzie z taką samą swobodą, jak gdyby nie miał jej na sobie, a cały efekt ogranicza się do lekkiego wstrząsu, który ma miejsce pod naszymi stopami, kiedy uderzamy metalowymi buciorami o ziemię. Do tego dochodzą jeszcze znacznie wyższe parametry odporności na zranienie oraz radioaktywność i możliwość schodzenia pod wodę, ale czy tyle wystarczy, żeby w pełni odczuć potęgę słynnego falloutowego pancerza?
Tak tu pięknie, kiedy się zamknie oczy!
Na zakończenie warto wspomnieć o grafice w Fallout 4. Wizualnie gra prezentuje się naprawdę olśniewająco... A nie, zaraz, spojrzałem właśnie w kalendarz i uświadomiłem sobie, że jest rok 2015, a nie 2012. Gdyby nowość od Bethesdy ukazała się trzy lata temu, pewnie moglibyśmy mówić o spektakularnej oprawie graficznej, jednak biorąc pod uwagę obecne standardy, mimo wspaniałego klimatu lokacji, całość wywiera dosyć słabe wrażenie. Miejscami wydaje się, że to nie czwarta część Fallouta, ale nieco podrasowana wersja jego poprzedniczki. Niewątpliwie jest to efekt zastosowania jedynie zmodyfikowanego silnika Creation, który wykorzystywany był już w poprzednich odsłonach cyklu.
Co za tym idzie, twórcy robią co mogą, żeby zamaskować wszelkie niedociągnięcia, a te zabiegi potrafią poważnie zirytować. Zamiast przepięknego otwartego świata mamy czasami wrażenie, że poruszamy się po przesłoniętym mgłą monumencie minionych rozwiązań graficznych. W dodatku nasza wędrówka jest raz po raz przerywana pojawiającymi się ekranami ładowania. Te ostatnie szczególnie przeszkadzają w rozgrywce, bo bywa, że oglądamy je nawet przy przekroczeniu progu malutkiej szopy, na której wyposażeniu jest drewniany stół i dwa krzesła. Szkoda, że nie zdecydowano się na większą rewolucję w grafice, bo postapokaliptyczny Boston zdecydowanie posiada potencjał, żeby stać się imponującą scenerią naszej wyprawy.
Fallout 4 rozdaje dziurawe garnki
Podsumowując, mój mocno zaostrzony przez Bethesdę apetyt nie został zaspokojony. Oczekiwałem wybitnego erpega z olbrzymim i pełnym akcji światem, a w zamian dostałem niezbyt dużą piaskownicę, która nie urzeka graficznie, a jest jedynie w miarę nastrojową sceną dla nudnawej opowieści. Do tego całość do złudzenia przypomina Fallouta 3, a prawdziwie innowacyjnych rozwiązań jest tyle, co kot napłakał.
Fallout 4 to rzetelna pozycja dla wszystkich fanów zbieractwa i leniwego zwiedzania zrujnowanego wojną nuklearną świata. Niestety, gracze, dla których znalezienie dziurawego garnka lub skleconej ze starego tostera spluwy nie jest źródłem radości, mogą być głęboko rozczarowani tą pozycją. Fallout 4 to koronny dowód na to, że nie warto podkręcać oczekiwań i prezentować rozbuchanej kampanii reklamowej w momencie, kiedy nie dysponuje się równie atrakcyjnym produktem. Można powiedzieć, że to tytuł, który sam zdaje się być zbudowany tak jak przedmioty czy budynki spotykane w grze. Sklecono go z używanych części i choć spełnia swoją rolę, to trudno oprzeć się wrażeniu, że lada chwila może się rozpaść na kawałeczki.
Ocena końcowa:
- postapokaliptyczny klimat
- bogaty w miejsca do eksploracji Boston
- charakterystyczny dla serii czarny humor
- olbrzymia ilość ubrań i ogromny arsenał do wykorzystania
- możliwość modyfikacji sprzętu, pancerza i budowy swojej własnej bazy
- świetna ścieżka dźwiękowa
- to wciąż stary, dobry Fallout
- mało wciągająca opowieść i niezbyt oryginalne zadania poboczne
- niedziesiejsza grafika
- ekrany łwadowania na każdym kroku
- okrojony system dialogowy
- niewielka ilość innowacyjnych zmian względem poprzedniczek
- Grafika:
dostateczny plus - Dźwięk:
doskonała - Grywalność:
dobry
Komentarze
39Fabuła to gniot jakich mało, co moim zdaniem jest ważnym aspektem w grach typu RPG , no ale trzeba to powiedzieć głośno i wyraźnie: Fallout 4 nie jest żadnym RPG , jest wręcz obrazą dla gier tego typu. Szybciej można nowy tytuł wcisnąć w RTS z Symulatorem budowy typu Sims ( moim zdaniem nawet tekstury postaci są podobne).
W tym momencie bardziej wciagajacy pozostaje Shelter.
Osoba piszącą recenzje jest chyba niepoważna...
Ta gra nie ma nić wspólnego ze starym dobrym Falloutem.
Spodziewałem się czegoś innego. Rozbudowa baz powinna wyglądać inaczej. Jeżeli ktoś grał w F3 i New Vegas i podobało się to polecam.
- to wciąż stary dobry Fallout
WHAT!?
Obrazach w tej chwili wszystkich fanów serii.
Ta gra to ostry niewypał jadący na tytule sprzed lat.
Nazywanie tego cRPG godzi w dobre imię gier które naprawę są RPGami.
Popelina i tyle.
Wiesiek podniósł tak wysoko poprzeczkę tego gatunku, że ciężko będzie komukolwiek ją przeskoczyć. Najgłupsze zadanie poboczne w naszej produkcji jest o niebo ciekawsze i bardziej kreatywne niż 90% zadań głównych w innych grach.
I dlatego bardzo mi się podoba zdanie, które padło gdzieś w tutejszej recenzji Fallouta 4.
Jest to bardzo dobry symulator śmieciarza.
Hoarderzy poczują się w tej grze "jak na własnych śmieciach". Układanie klocków lego w jedno wielkie osiedle jest tu bardziej pasjonujące i angażujące niż podążanie za scenariuszem.
Ale hej. Nie chcę brzmieć pesymistycznie. Nie wszystkie rpg bazują na historii. Niektóre na tzw. Piaskownicy, więc jeżeli interesuje Cię bardziej ten aspekt rozgrywki, nie mogłeś trafić na lepszą pozycję. Po prostu zrób tak jak ja. Przeczekaj pół roku do pierwszej wyprzedaży na steam, kiedy grę będzie można kupić za pół ceny. Gra będzie miała już pokaźną liczbę modów, które będą naprawiały wszelkie niedociągnięcia, a póki co, odpal sobie Skyrima czy New Vegas.
Tej grze maksymalnie można wystawić 6/10
Na prawdę dziwie się, że przy tak poważnych minusach, decydujących o rozgrywce wystawia się tej grze ocenę 10/10