Adam Słodowy grałby na Mountain Everest Max – testujemy klawiaturę modularną dla graczy… i nie tylko
Klawiatury można podzielić na membranowe i mechaniczne, na te dla graczy i dla reszty użytkowników pecetów… Ale można też – na nudne i ciekawe. Mountain Everest Max zdecydowanie zalicza się do tych ostatnich. Są moduły, wymienne przełączniki, masa opcji – szykuje się niezły test!
Mountain Everest Max, czyli mechaniczne „Zrób to sam”
Do niektórych urządzeń musimy się przyzwyczajać, inne sprzęty – przeciwnie – przyzwyczajają się do nas. Taka jest właśnie dedykowana graczom klawiatura Mountain Everest Max. A to za sprawą modularnej budowy, która pozwala na dopasowanie tego „mechanika” do naszych indywidualnych potrzeb. Projekt prędko zyskał finansowanie na Kickstarterze, ponieważ, trzeba przyznać, prezentuje się wyjątkowo atrakcyjnie.
Gdyby go porównywać z bardziej „mainstreamowymi” propozycjami, to może nasunąć skojarzenia z Microsoft Sidewinder X6. Tutaj również mamy możliwość podłączenia i odłączenia klawiatury numerycznej, ale to nie wszystko… Widać, że twórcy Mounatin Everest Max idą na całość, jeśli chodzi o personalizację sprzętu. Dość powiedzieć, że jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się jaki rodzaj przełączników mechanicznych w klawiaturze mechanicznej spełni Twoje oczekiwania... to tutaj możesz przestać już o tym myśleć. Dlaczego?
Spójrzymy więc na szczegóły tej unikalnej klawiatury, która pewnie wyjątkowo przypadnie do gustu majsterkowiczom lubującym się w dopasowywaniu narzędzi do swoich wymagań. Innymi słowy, to taki klawiaturowy mokry sen Adama Słodowego. Zapraszamy więc do lektury testu Mountain Everest Max!
Specyfikacja techniczna:
- Typ klawiatury: mechaniczna
- Rodzaj mikroprzełączników: liniowe MX Cherry RED (z możliwością wymiany i dołączonymi do zestawu pięcioma przełącznikami innego rodzaju)
- Profil: wysoki
- Typ komunikacji: przewodowy
- Profile: tak
- Wbudowana pamięć: tak
- Klawisze programowalne: w pełni
- Klawisze multimedialne: tak
- Dodatkowe funkcjonalności: odłączany moduły z klawiaturą numeryczną i klawiszami multimedialnymi; wymienne mikroprzełączniki, dodatkowy wyświetlacz na module z obsługą multimediów, anti-ghosting i N-Key Rollover; podświetlenie RGB; podkładka pod nadgarstki; regulacja wysokości przy pomocy magnetycznych krążków
- Wymiary: 265 mm x 461mm x 43mm
- Długość kabla: 2 m
- Waga: 1373 g
Wymień, podłącz, odłącz, przełącz
Moduły to z pewnością największa zaleta Mountain Everest Max i coś, co wyróżnia ją pośród konkurencji. Cały zestaw składa się więc z kilku części – mamy główny moduł, klawiaturę numeryczną, ciekawie zaprojektowany kontroler multimediów, miękko wyściełaną podkładkę pod nadgarstki i magnetyczne krążki, które pozwalają dostosować wysokość naszego Everestu.
Główna część klawiatury i moduł numeryczny wizualnie bardzo przypadły mi do gustu. Aluminiowa, stylizowana na czarne drewno rama, przyciski o wysokim profilu, podświetlana całość i klawisze funkcyjne, które stylistyką przypominają nieco komputerowe ikonki z lat dziewięćdziesiątych.
Z kolei podkładka pod nadgarstki została wykonana z przyjemnego w dotyku materiału i jest mocowana do głównego bloku klawiatury magnetycznie. W pierwszej chwili zastanawiałem się, czy magnes utrzyma ją w stabilnym położeniu, ale na szczęście te obawy okazały się mocno przesadzone. Trzyma się na miejscu jak należy i ułatwia obsługę sprzętu.
Podobne rozwiązanie zastosowano w kontekście regulacji wysokości klawiatury, choć tutaj pokuszono się o nieco większą innowacyjność. Zamiast klasycznych rozkładanych „nóżek”, znalazłem w pudełku zestaw magnetycznych krążków. Można je dołożyć lub odjąć, żeby zwiększyć lub zmniejszyć nachylenie sprzętu. Z jednej strony zapewnia to większą przyczepność Everest Max do podłoża i więcej możliwość, jeśli chodzi o ustawienie wysokości, z drugiej jednak – wymiana krążków zajmuje trochę czasu.
Media Dock, czyli swoisty panel z przyciskami multimedialnymi nakładany jest z kolei na górną część ramy (po lewej lub prawej stronie – tam są gniazda), a klawiatura numeryczna dołączana (również alternatywnie do lewej lub prawej krawędzi) plastikowymi wypustkami i uchwytem magnetycznym. Ewentualnie oba elementy można też podłączyć krótkim przewodem dołączonym do zestawu i ułożyć gdzieś z boku na biurku, tam gdzie akurat nam odpowiada.
Krótko mówiąc, w tych everestowych „klockach LEGO” opcji jest sporo. A to jeszcze nie wszystko, bo w pudle z klawiaturą znalazłem też szczypce do wymiany nakładek na przyciski i… całych przełączników. O ile to pierwsze bywa bowiem standardowym rozwiązaniem w wielu konkurencyjnych modelach, o tyle to drugie już nie. W łatwy i szybki sposób można tu więc podmienić mechanizm przycisków i zastąpić MX Cherry RED (które były domyślnie zamontowane w testowanym przeze mnie zestawie) na inne mikroprzełączniki.
To wygodne rozwiązanie dla tych, którzy preferują na przykład czerwone mechaniki do grania, a klikające niebieskie do pisania. Pewnie, mimo zaoferowanych przez producenta ułatwień, wymiana całej klawiatury trochę trwa… no ale jak już majsterkować, to na całego! Adam Słodowy na pewno znalazłby na to czas. ;)
Spód klawiatury ma dużo rynienek na przewody
Szkoda tylko, że do Mountain Everest Max dołączono do zestawu zaledwie pięć dodatkowych przełączników w różnych kolorach. Oznacza to, że alternatywne komplety trzeba dokupić osobno, i to wcale w niemałej cenie sięgającej około 35 Euro. Oczywiście, wygodniej byłoby, gdyby zostały już dorzucone do podstawowego pakietu, ale to z pewnością podbiłoby to cenę całości.
Moduł multimedialny, cyfrowa „baza” i testy przełączników
Ze wszystkich modułów Mountain Everest Max ten z klawiszami multimedialnymi to rzecz nad wyraz ciekawa i domaga się poświęcenia mu osobnego miejsca w naszym teście. Bo oprócz standardowych przycisków odtwarzania, przewijania czy wyciszania, znajduje się też na nim okrągły wyświetlacz, którego krawędź służy też za pokrętło.
Dzięki niemu mogłem między innymi wygodnie zmienić jasność podświetlenia klawiszy, dostosować głośność, zmienić profil, a nawet uzyskać informacje o obciążeniu poszczególnych podzespołów „pieca”. Niby to tylko gadżet, ale z rodzaju tych mile widzianych i uprzyjemniających obsługę sprzętu.
Jak się już pewnie domyślacie, skoro możliwa jest zmiana profilu „w locie”, to pewnie można je uprzednio zaprogramować w ramach jakiejś aplikacji. Nie inaczej! W tym przypadku służy do tego Mountain Base Camp.
Base Camp to oprogramowanie, które nie zaskakuje - ani na plus, ani na minus. Jest jasne i przejrzyste. Pozwala na ustawienie kilku profilów, dodatkowo umożliwia modyfikację podświetlenia RGB, programowanie przycisków, a nawet ustawienie opcji wyświetlacza modułu multimedialnego. Można więc zmienić jego kolor, jak też liczbę ustawień, z których się korzysta. Co więcej, jest też opcja wyboru wygaszacza tego małego kolistego ekranu i jego wyłączenia po danym czasie.
Starczy już jednak o cyfrowym zapleczu Mountain Everest Max. Czas przejść do testów przełączników. A konkretnie testów antighostingu (to zabezpieczenie przed rejestrowaniem fantomowych, nie wciśniętych przycisków przez klawiaturę) oraz N-key rollover (a więc wykrywaniu każdego, pojedynczego naciśnięcia przycisku, nawet gdy jednocześnie naciśniemy ich wiele).
Zgodnie z obietnicami producenta przy testach antighostingu i N-Key Rollover Mountain Everest Max ani nie dodawało nic od siebie, ani nie odejmowało. Sprawdzian zdany!
Mountain Everest Max u szczytu swoich możliwości
A co może być takim szczytem, kiedy mowa o klawiaturze dedykowanej przede wszystkim graczom? Oczywiście, odpowiednie spisanie się na wirtualnych polach walki. Do tego testu wybrałem nieśmiertelną MOBĘ League of Legends, legendarnego erpega Baldur’s Gate III (od niedawna we wczesnym dostępie), dieselpunkowego RTS-a Iron Harvest i wreszcie strzelaninę strzelanin, a więc Call of Duty: Modern Warfare.
Co tu dużo mówić, gra się naprawdę bardzo dobrze. Mechaniczne przełączniki działają jak należy, żadne klawisze nie są pomijane, nawet kiedy palce z trudem nadążają za akcją na ekranie, a klawiatura i towarzysząca jej podkładka pod nadgarstki stabilnie trzymają się blatu biurka.
Same nakładki na przyciski może nie powalają super-przyczepną fakturą, ale narzekać na nie też nie sposób. To w zasadzie standard, ale całkiem wygodny. Warto też wspomnieć, że wielbiciele doprowadzania swoich pieców do granic możliwości, z pewnością skorzystają na wyświetlaczu modułu z przyciskami do multimediów, który może na bieżąco wyświetlać podstawowe parametry obciążenia sprzętu.
Podobnie jak przy graniu, Mountain Everest Max spisuje się naprawdę dobrze też przy pisaniu czy zadaniach multimedialnych w rodzaju montażu filmów. Krótko mówiąc – ta klawiatura spełniła moje dość wygórowane oczekiwania. Wygląd idzie tu więc z funkcjonalnością.
Mountain Everest Max - czy warto kupić?
Jeżeli cenicie sobie bardzo tradycyjne klawiatury i ich prostotę, Mountain Everest Max z pewnością NIE jest propozycją dla Was. To sprzęt dla profesjonalistów i pasjonatów, którym zależy na tym, by każdy detal urządzenia, na którym pracują na co dzień dopasować do swoich potrzeb.
I to oni właśnie najbardziej docenią modularną konstrukcję tej klawiatury. Należysz właśnie do tej grupy użytkowników? Skoro tak, Mountain Everest Max jest sprzętem w sam raz dla Ciebie. Będziesz mógł do woli eksperymentować z ustawianiem klawiatury numerycznej, z wyświetlaniem różnych parametrów na ekranie panelu multimedialnego, a nawet powymieniasz wszystkie przełączniki na takie, które lepiej pasują do Twojego aktualnego zadania.
Oczywiście, nie jest to propozycja idealna, ale każdy dodatek (taki jak zestaw alternatywnych przełączników czy pokrowiec na nieużywane elementy) odbiłby się na cenie urządzenia. Co za tym idzie, pozostając na tej samej półce cenowej, wiele więcej zrobić się nie dało (a cena za Everest Max na ten moment to ok. 250 euro). W każdym razie producenci wiele więcej zrobić już nie mogą, Ty natomiast zrobisz z Mountain Everest Max, co będziesz chciał, bo ta „klawa” daje prawdziwe pole do popisu.
Ocena końcowa Everest Max:
- estetyczne wykonanie
- modularna budowa, która pozostawia sporo swobody w modyfikowaniu urządzenia
- łatwa i szybka wymiana nakładek na przyciski, a nawet całych przełączników mechanicznych
- moduł multimedialny z dostępem do wielu opcji oraz kolorowym wyświetlaczem
- solidne mechaniczne przełączniki
- przejrzyste oprogramowanie
- tylko pięć dodatkowych przełączników w zestawie
- tylko jeden opcjonalny kabel do podłączenia klawiatury numerycznej lub modułu z przyciskami multimedialnymi
- nie wszystkie opcje dostępne na wyświetlaczu panelu multimedialnego są równie przydatne
- ododatkowe poręczne opakowanie na nieużywane elementy byłoby miłym dodatkiem
- Ergonomia:
dobry - Jakość wykonania:
dobry plus - Stylistyka
dobry plus - Mechanizm klawiszy:
bardzo dobry - Możliwości programowania:
dobry plus - Szybkość reakcji
bardzo dobry - Funkcjonalność
dobry
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Słyszalny klik czy błyskawiczna szybkość? Jaki rodzaj przełączników w klawiaturze mechanicznej spełni Twoje oczekiwania?
- Rodzaje przełączników w klawiaturze
- Jaka klawiatura gamingowa? TOP 10
Komentarze
12A poza tym - kwestia gustu, co komu odpowiada. Na pewno to rozwiązanie nikogo nie pomija, bez względu na preferencje.
Po co obrażać twórczość jednego z genialniejszych polskich majsterkowiczów?
Gracz nie potrzebuje bloku numerycznego - Kupuje po prostu klawiaturę bez tego bloku.
Reszta to nikomu nie potrzebne zbdety i pokrętełka.
Miałem poprzednią klawiaturę z dodatkowymi klawiszami do maila - dzwięku - i innych dupereli - uzyłem tylko raz by sprawdzić czy działają...zbędne klawisze - dziś mam klawe bez bloku numerycznego - mechanik z dolnej pólki - działa idealnie :)
Wracajac do meritum - klawiatura taka sobie, predzej bralbym nastepce Sidewindera X6, jesliby taki byl.