Oktagon wypełniony nowościami i bardziej przyjazny dla nowych graczy – recenzja EA Sports UFC 4
UFC 4 to najlepsza gra o sportach walki. I to nie tylko dlatego, że praktycznie nie ma konkurencji. I choć może się wydawać, że to "tylko" usprawnione UFC 3, to jednak garść nowości sprawia, że odnajdą się tu i początkujący, i zaawansowani wirtualni wojownicy.
- rozwój ciosów przez ich wykorzystywanie,; - w końcu dobry samouczek!,; - ułatwione poddania i walka w klinczu,; - nowy system ciosów w ruchu,; - rozmaite dodatki kosmetyczne,; - wyzwania, poziomy i nagrody angażujące do gry.
Minusy- można odnieść wrażenie, że to UFC 3 z dodaną zawartością kosmetyczną i rozwojem postaci,; - usunięcie trybu Ultimate Team,; - silnik graficzny powoli zaczyna się starzeć.
Ogłaszam, że seria UFC to król lokalnego trybu wieloosobowego, tak jak „lew jest król dżungli”! No dobra, może trochę przesadzam, z miejsca intronizując markę EA Sports, ale podium się jej na pewno należy. Dlaczego? Bo moja praktyka gracza pokazuje, że kiedy spotykam się ze znajomymi i mamy ochotę na gry we dwójkę przy komputerze lub konsoli, ciężko mi namówić ich na przykład na Helldivers czy NBA 2K20, przez dość wysoki próg wejścia. Za to niemal zawsze chcą pograć w FIFĘ, zaciekawi ich radosne Moving Out albo... wspólnie postanowimy, że oklepiemy sobie wirtualne twarze.
Gry, takie jak Tekken czy Mortal Kombat straciły trochę w moich oczach, kiedy po miesiącu uczenia się na pamięć ciosów, stanąłem do walki z kolegą, który nigdy w nic podobnego nie grał i... pokonał mnie wciskając losowe klawisze. Kiedy więc ktoś chce stanąć do równej walki, ściągam z półki EA Sports UFC 3. Choć teraz bardziej pasuje czas przeszły – „ściągałem”.
Od kilku dni bowiem na mojej konsoli gości już UFC 4. Mimo, że w praktyce to tylko garść usprawnień do poprzedniczki, to były one na tyle potrzebne, żebym mógł stwierdzić: to zwyczajnie lepsza część.
EA Sports UFC 4 to w dalszym ciągu jedyna licencjonowana gra UFC. Na tym polu EA ma monopol. Pytanie tylko czy wygrana walkowerem sprawia, że wystarczy się nie wysilać i dać graczom ten sam produkt? Cóż, i tak, i nie.
Nie zmienia się zwycięskiego składu
Niemal wszystko, co dwa i pół roku temu napisałem o EA Sports UFC 3, teraz też jest prawdą. Wciąż jest to więc zręcznościowa symulacja, w której trzeba trzymać gardę, dbać o kondycję i nie zasypywać przeciwnika gradem ciosów, tylko czekać na dogodną okazję, by paroma celnymi trafieniami posłać go na deski.
Najnowsza odsłona to w dalszym ciągu jedyna licencjonowana gra UFC, dzięki czemu wciąż możemy walczyć dziesiątkami realnych zawodników, jak Conor McGregor i Joanna Jędrzejczyk, ale też Tyson Fury, czy... Bruce Lee (w ramach płatnego dodatku). Na tym polu EA ma monopol, więc nie dziwota, że wydaje "najlepszą" grę w swoim gatunku. Tylko czy wygrana walkowerem sprawia, że wystarczy się nie wysilać i dać graczom ten sam produkt?
Cóż, i tak, i nie. Nie, bo EA Sports UFC 4 jest pod kilkoma względami lepszą grą - poprawia liczne bolączki i sprawia, że jest to produkt bardziej "dla mas", o czym za chwilę. Z kolei "tak", ponieważ wyraźnie widać, że ten sam silnik nie cieszy już tak bardzo jak w roku 2018, a dodanie wielu "młodzieżowych" grafik, ze świecącymi elementami i maźnięciem kubłem z farbą nie zakryje wrażenia, że to bardziej garść modyfikacji i dodatków, niż nowy produkt.
Pod jednym względem widzę spory krok wstecz - usunięto znany z UFC 2 i UFC 3 tryb Ultimate Team. Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubiłem swój zespół wojowników z różnych kategorii wagowych, uczenie ich nowych ciosów i wygrywanie kolejnych turniejów. Oficjalnie, decyzja o wycięciu zawartości miała uzasadnienie biznesowe. Zgaduję, że wiąże się ono ze zbyt niskimi zyskami z zawartych w tym elemencie mikropłatności. No cóż, całe szczęście, że pozostałe tryby wciąż tu są i zostały solidnie usprawnione.
Modyfikacje są widoczne już od pierwszych minut. Po włączeniu EA Sports UFC 4, jesteśmy wrzucani do trybu kariery, który jest dość podobny do tego z „trójki”, z tym, że w końcu otwiera go sensowny samouczek. W poprzednich częściach dostawaliśmy jedynie filmiki instruktażowe. Teraz, kilka pierwszych godzin spędzimy na treningach, sparingach i pojedynkach niższych federacji, zanim wkroczymy w świat zawodowego UFC. W końcu, bo już myślałem, że nigdy nie opanuję obaleń czy poddań.
Przy okazji, poza wyjaśnieniem mechaniki gry, twórcy wprowadzili opcjonalny ułatwiony tryb przejść w klinczu i parterze. Dzięki temu nie muszę wiedzieć czym jest wpięcie do żółwia, żeby zdać sobie sprawę, czy mój wojownik będzie uciekał czy atakował po wybraniu tej opcji.
Podobnie ma się kwestia mini-gry w poddania - teraz jest prosta, intuicyjna i przyjemna. W UFC 3 uciekałem od tego rozwiązania, obecnie sam je aktywuję w trakcie pojedynku. To też sprawia, że EA Sports UFC 4 jest znacznie lepsza dla laików.
UFC 4 - niszowa gra dla mas
No więc właśnie, mam wrażenie, że zrobiono wszystko, żeby do EA Sports UFC 4 przyciągnąć nie tylko fanów tego sportu. Poradniki i ułatwienia to jedno, ale sprawienie, by gracz chciał rozgrywać walkę za walką to zupełnie co innego. Na szczęście, tutaj udało się wręcz wyśmienicie.
Według badaczy, jedną z głównych zalet ogólnych mechanik gier jest nagradzanie i krótkie cele. W EA Sports UFC 4 niemal co walkę dowiadujemy się, że wyćwiczyliśmy jakiś rodzaj ciosu albo że spędziliśmy na duszeniu rywala kolejne sto sekund w karierze i dostaniemy za to nagrodę. Do tego dochodzą jeszcze wyzwania kariery, misje codzienne czy osiągnięcia w trybie wieloosobowym.
Przyznajcie sami - sporo tu elementów do zdobycia. Niemal każda akcja jest mierzona, żeby albo podnieść statystyki postaci i pozwolić jej odkryć lepsze ciosy, albo byśmy mogli cieszyć się wejściem na wyższy poziom gracza, zdobyć monety i chwalić się kolorowym profilem w trybach online.
Może brzmi to banalnie, ale mnie te rozwiązania "kupiły" natychmiastowo, przez co moje sesje z grą były znacznie dłuższe, niż wynikałoby to z recenzenckiego obowiązku. Pewnie domyślacie się, że te wszystkie bonusy wiążą się też z mikropłatnościami. No niestety, taki mamy klimat.
Na szczęście mikropłatności w EA Sports 4 dotyczą w zasadzie wyłącznie kwestii kosmetycznych - jeżeli chcemy występować z rękoma obwiązanymi linami, w garniturze i kowbojskim kapeluszu, to czeka nas albo zdobywanie wirtualnej waluty albo wpłacenie realnej gotówki. Nie jest to jednak wykupowanie ulepszeń, które wzmacniają statystyki w walce przez sieć. I na takie zakupy jestem w stanie przymknąć oko (patrz i ucz się, NBA 2K!).
Poza skupieniem się na przystępnych, małych osiągnięciach i zakupach, próg wejścia w EA Sports UFC 4 obniża jeszcze dodanie archetypów zawodnika. Tworząc postać, możemy wybrać jej specjalizację - to z kolei przekłada się na konkretne umiejętności początkowe. Dzięki temu możemy w pełni świadomie wykreować wojownika zgodnie z naszymi preferencjami lub trybem walki.
Bo przecież nie potrzebujemy maratończyka z dużą kondycją do błyskawicznych, "minutowych" walk w sieci. Tak samo jak nie przyda nam się zapaśnik z umiejętnościami podduszania do trybu wzorowanego na klasycznych bijatykach z automatów, gdzie chodzi o to, żeby jak najszybciej skrócić pasek życia przeciwnika. Tak, takie tryby też są tu dostępne i dają sporo frajdy, gdy chcemy odpocząć od tradycyjnych zasad oktagonu.
Do listy ważnych zmian dodano jeszcze małą rewolucję w wyprowadzaniu ciosów. Od teraz da się równocześnie stosować uniki i ruchy tułowiem z atakowaniem. Dzięki temu, można na przykład pochylić się, by uniknąć sierpowego i od razu zaatakować podbródkowym z dogodnej pozycji. Wygląda to naprawdę efektownie i po chwili opanowywania pomaga wygrać walki.
Przyznam jednak, że w EA Sports UFC 4 musiałem się dużo bardziej napracować, by wywalczyć knock-out. W UFC 3 wystarczyło dobrze kopnąć w skroń przeciwnika, który odsłonił gardę, by posłać go na deski. W najnowszej części znowu muszę zaliczyć znacznie więcej trafień, by oponent padł nieprzytomnie lub "odklepał" walkę. A szkoda, bo mocniejsze ciosy były dla mnie dużą zaletą "trójki".
EA Sports UFC 4 - czy warto to kupić?
Bez dwóch zdań, to najlepsza część serii, choć bardzo podobna do poprzedniczki. Przeboleję nawet brak trybu Ultimate Team i odczuwalnie słabsze ciosy. Wiem, że raczej nigdy nie uruchomię już UFC 3 przez wzgląd na to, że dopiero teraz przyjemność sprawiają mi gry w poddania, a przejścia w parterze nie stanowią już zagadki.
Do tego, autentycznie wciągnąłem się w zbieranie przedmiotów dla swojej postaci i wykonywanie kolejnych wyzwań. Trzeba oddać EA, że potrafiło stworzyć usługę, którą pewnie będą tanim kosztem rozwijać - dodając zadania i akcesoria. Mnie kupili, ale liczę na to, że za parę lat nadejdzie EA Sports UFC 5 nowej generacji, z zupełnie nowym silnikiem i świeżym podejściem. Na daną chwilę polecam jednak EA Sports UFC 4 - lepszej bijatyki na konsole po prostu nie znajdziecie.
Ocena końcowa EA Sports UFC 4:
- rozwój ciosów przez ich wykorzystywanie,
- w końcu dobry samuczek!
- ułatwione poddania i walka w klinczu
- nowy system ciosów w ruchu,
- rozmaite dodatki kosmetyczne
- wyzwania, poziomy i nagrody angażujące do gry
- można odnieść wrażenie, że to UFC 3 z dodaną zawartością kosmetyczną i rozwojem postaci
- usunięcie trybu Ultimate Team
- silnik graficzny powoli zaczyna się starzeć
- Grafika:
dostateczny plus - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Grę EA Sports UFC 4 na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od wydawcy gry - firmy Electronic Arts Polska
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Wskakuj do oktagonu - tak wygląda UFC 4
- EA Sports UFC 3 - trzecie uderzenie bywa najpotężniejsze
- FIFA 20 vs FIFA 19 - przesiąść się czy nie przesiąść
Komentarze
7Ktoś tu chyba bardzo kiepsko przykładał się przez ten miesiąć. Problem nie leży w tych grach, tylko w autorze... :-)