Drużyna kołpaka
Choć trasy pokonujemy samotnie (no prawie, bo z pilotem), to jednak na zespół rajdowy składa się więcej osób. Jesteśmy co prawda ważnym, ale tylko fragmentem większej całości. Podobnie jak w prawdziwych zawodach nie poradzilibyśmy sobie bez wsparcia sztabu inżynierów i techników.
Wzorem poprzednika DiRT4 umożliwia nam pewne zarządzanie grupą, choć sprowadza się to głównie do zatrudniania co lepszych specjalistów. Oprócz tego możemy samodzielnie zająć się opieką nad naszą marką, bądź zatrudnić do tego fachowca od PR.
Od razu uspokajam: takiego obowiązku nie ma i DiRT 4 nawet nie próbuje udawać tutaj jakiegoś Rally Typhoona. Nie zmienia to jednak faktu, że to łatwy sposób na zarobienie paru kredytów. Warto w tym celu sprawdzać dostępną z poziomu menu skrzynkę mailową, w której od czasu do czasu może się pojawić propozycja współpracy ze sponsorem.
Zresztą na karoserię naszego auta nie musimy przyklejać wyłącznie reklam. Osoby, lubujące się w wizualnym tuningu będą zadowolone z możliwości wybrania wzoru pokrywającego samochód oraz jego kolorystyki. Przy odrobinie wprawy możemy obudzić bestię nawet w niepozornym Clio ;)
Życie na zakręcie
Jednym z większych mankamentów gier wyścigowych jest ich powtarzalność. Kto z nas nie uczył się tras na pamięć? DiRT 4 zrywa z tym ograniczeniem za sprawą mechanizmu proceduralnego generowania trasy. Brzmi to nieco skomplikowanie, ale w rzeczywistości jest proste i całkiem przemyślane.
W DiRT 4 trasy przygotowywane są bowiem na bieżąco i różnią się od siebie. W praktyce wygląda to tak, że gra za każdym razem wprowadza mniejsze bądź większe korekty długości i skomplikowania danego odcinka.
Ma to przełożenie na liczbę zakrętów, hopek czy umiejscowienie elementów niebezpiecznych np. zepsutego samochodu, albo sterty kamieni na drodze. Co prawda nie dostajemy w ten sposób zestawu całkowicie nowych tras, prędzej setki ich wariacji, ale już samo to eliminuje jeżdżenie na pamięć.
Innymi słowy w DiRT 4 nie uświadczymy dwóch identycznych odcinków. Tyczy się to zarówno trybu kariery jak i gry swobodnej, w której sami wybieramy sobie odcinek ustalając jego długość i poziom skomplikowania. Pomysł świetny, gorzej z wykonaniem.
Niestety mam wrażenie, że twórcy przygotowując ten mechanizm dali sobie na wstrzymanie z lokalizacją rajdów. Do wyboru mamy tylko Stany Zjednoczone, Hiszpanię, Australię, Walię i Szwecję. Co z tego, że otrzymujemy praktycznie niepowtarzalne odcinki skoro oglądamy je bez przerwy w tych samych warunkach?
Dobrze, że przynajmniej grafika nie wypala oczu. Samochody, którymi się ścigamy odwzorowano z wielką dbałością o detale. Szkoda tylko, że podczas jazdy kibicują nam szkaradki wyciągnięte z epoki Playstation 3.
Na pochwałę zasługują natomiast efekty pogodowe, szczególnie opady deszczu. Jest ładnie i urokliwie. Mnie osobiście najbardziej do gustu przypadły jesienno-mgliste etapy rozgrywające się w Michigan. Wizualnie jest może mniej efekciarsko, ale dzięki temu całość dobrze współgra ze stonowanym, realistycznym modelem jazdy.
Za mostem w prawo i do mety
Co by nie mówić, fani czterech kółek nie będą zawiedzeni. DiRT 4 broni się doskonale jako gra rajdowa i trochę mniej, jako wyścigowa na zamkniętych torach. Tryby Rallycross i Landrush to raczej dodatki typu "zagrać i zapomnieć". Tak naprawdę cały urok tej produkcji tkwi bowiem w modelu jazdy.
A jeździ się tu doprawdy wyśmienicie. Gra nie kopiuje charakteru poprzednika, co niektórzy mogą uznać za wadę. Nawet z wyłączonymi wszystkimi wspomagaczami w trybie symulacyjnym jeździ się nieco łatwiej niż w DiRT Rally. To dobra wiadomość dla osób, które chciałyby spróbować takich wyścigów bez większych obaw o poziom trudności.
Ostatecznie z tej próby schwytania dwóch srok za ogon DiRT 4 wychodzi zwycięsko, choć nie bez otarć. Dostajemy doskonale opracowany i wyważony produkt, który powinien zadowolić zarówno zatwardziałych fanów symulacji, jak i mniej doświadczonych graczy.
Ocena końcowa:
- wspaniały model jazdy
- ponad 50 licencjonowanych samochodów
- możliwość zarządzania zespołem
- świetna muzyka
- wysoka grywalność
- proceduralnie generowane trasy...
- ...i powtarzalność ich lokalizacji
- dodatkowe tryby "za dychę"
- nierówna oprawa graficzna
- czasem sprawia wrażenie bardziej DLC, niż kontynuacji
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Komentarze
12Wolalbym wobec tego dostac na poczatku tryb rajdu, rallycrossu (5 krajow) z odpowiednimi dla nich samachodami (np po 8 szt) i i np rajdy klasyczne z lat 70.
W nastepnym roku : DLC - chcialbym dostac 3 kraje do rajdow i kolejne 5 samochodow w kazdym z trybow i np rajdy klasyczne lata 80 a do tego jakis inny tryb rajdu np terenowego jak Baja Rallye w Mexyku. Oczywiscie za 1/3 ceny.
Tak samo w kolejnym roku: 3 kraje do rajdow, 5 samochodow w kazdym z trybow, rajdy klasyczne lata 60 albo 80, i kolejny typ rajdu wysicgu koze np jakis zrecznosciowiec typu Ken Block Gymkhana. Cena DLC tez nie powinna przekroczyc 1/3 podstawki.
Nie potrzebuje zapychac sobie steama scigalkami ktore maja aktualnosc jednego sezonu. To samo zreszta jest z F1. Po co co roku gra, jesli wystarczy podliftowac grafike na jakims dobrym silniku i wrzucic nowe sklady, bolidy i gotowe... Takie same zdanie mam zreszta o FIFIE.
Jesli chodzi o zaproponowany model trudnosci wolabym 3 a nie dwa.
Jeden typowo arcadowy jak NFS dla niedzielnych kierwcow,
Drugi posredni dla ludzi ktorzy chca pojezdzic normalnie ale nie maja czasu na encyklopedyczne zawilosci ustawien zawieszenia, pochylenia kol, ustawien dyferencjalow itp... potrzba im jezdzic 2-3h w tygodniu i samochod ustawiac w kilku podstawowych sprawach.
3. Typowo symulacyjny... ze wszyskimi zaletami i konsekwencjami.
Tak wyglada moj wymarzony Dirt Rally. I mysle ze na tym modelu mozna zarobic wiecej niz na wypuszczniau co roku tego samego. Kazdy kto widzi ze gra zyje, ma wieksza sklonnosc do jej zakupu no i jej cena nie spadalaby zbyt szybko. Klient tez bylby zadowolny widzac ze nie musi wyrzucac gierki do smieci po 1 sezonie.
Dla mnie osobiście Dirt Rally był świetny, taki powrót do korzeni, czyli CMR 2.0. Tutaj widzę znowu odejście od tego w bardziej "zabawową" formę, co nie do końca mi się podoba, no ale nie ocenia się przecież książki po okładce.