Dark Below miesiąc po premierze - okiem Roberta: Robert Matuszak
Największa rewolucja przytargana na plecach The Dark Below to jednak kilka zmian w systemie zdobywania przedmiotów i kulania waluty na zakup tych znajdujących się w sklepie. Do sfinalizowania transakcji u jednego z przedstawicieli frakcji stacjonujących w Wieży potrzebujemy teraz bowiem nie tylko odpowiedniej rangi i „hajsu”, ale i również tzw. Commendation – odznak zdobywanych wraz z kolejnym awansem w szeregach danego ugrupowania. Najwięksi hardkorowcy na widok tego elementu parskną pewnie śmiechem. Ci mniej oddani pójdą już cicho szlochać do kąta, bo wspomniane Commendation to nic innego jak nowy, dorzucony na świeżo stopień na długich i stromych schodach grindu w stylu Destiny. Nie mniejsze zaskoczenie czeka tu także wszystkich kolekcjonerów egzotycznych broni i pancerzy – wliczając to egzemplarze zdobyte na pierwszym rajdzie. W wielkim skrócie bowiem absolutnie każdy przedmiot w sklepie jest teraz lepszy od tego co jak dotąd udało Wam się w pocie czoła zdobyć. I tylko egzotyczną broń można tu podnieść do poziomu reprezentowanego przez dodatek, chociaż znów potrzeba do tego specjalnego przedmiotu i sporej ilości kosmicznej mamony.
Sytuacja opisana powyżej to dla mnie największy problem związany z The Dark Below. Dawno żaden dodatek w tak brutalny sposób nie przekreślił bowiem wszystkiego, co dotąd udało mi się osiągnąć w podstawce. Przez podniesione statystyki broni w sklepach każdej posiadanej giwerze z poziomu legendarnego można w zasadzie podziękować za współpracę – i wrócić do kulania mamony na nowe egzemplarze. Sytuacja z „egzotykami” wygląda już nieco lepiej, choć tu powtórzenie związanego z nimi zadania z miejsca da nam egzemplarz poziomu „rozszerzeniowego”. A jeśli posiadaną już broń faktycznie chcemy wzmocnić, znów trzeba czekać aż odpowiedni i wymagany do całego procesu przedmiot pojawi się w ogóle u Xura – kosmicznego domokrążcy przybywającego co weekend do Wieży. Czy chce mi się to wszystko robić? Niekoniecznie - marchewka na końcu kijoszka wygląda tym razem tak licho, że naprawdę ciężko jest wykonać jakikolwiek krok dalej.
Dark Below dwa miesiące po premierze - okiem zgRED Barona: Maciej Piotrowski
Choć początkowo i ja strasznie wkurzyłem się na zmiany jakie Bungie postanowiło zaserwować nam przy wejściu dodatku w systemie rozwijania broni dość szybko doszedłem do wniosku, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Owszem, dodanie Commendation to trochę jak strzał w plecy dla każdego gracza ułatwiającego sobie uciążliwy grind kupowaniem nowych rzeczy i rozmontowywaniem ich w celu uzyskania tak potrzebnych surowców. O dziwo jednak, kolejne poziomy wydają się wpadać dość łatwo przez co na brak odznak po tych dwóch miesiącach od premiery dodatku narzekać nie mogę. Ba, ja nawet nie mam na co ich wydać. I tu leży znacznie poważniejszy problem Dark Below – starych surowców potrzebują obecnie tak naprawdę jedynie nowi gracze, którzy dopiero wchodzą do gry. Weterani uganiają się bowiem za tymi nowymi, niezbędnymi do rozwinięcia pancerza do 32 poziomu i broni otrzymanych z rajdu. Niestety, tu schody robią się wyższe i dużo bardziej strome, bo kolejne „radianty” da się pozyskać jedynie właśnie na rajdzie, a te jak wiadomo otrzymujemy tam tylko raz na tydzień. No dobra, jest jeszcze opcja zamiany „energy” (służących do ulepszania broni) na „shardy” (do pancerzy) i odwrotnie, ale to z kolei wymaga osiągnięcia odpowiedniego poziomu w wyzwaniach Eris, których dziennie nie ma zbyt wiele. Jednym słowem – grind, grind i jeszcze raz grind.
Ten stworzony przez fanów gry filmik, a szczególnie jego końcówka doskonale oddaje ducha Destiny – gra w zespole nie ma sobie równych.
Nie jest natomiast wcale tak źle z nowym/ starym arsenałem jak początkowo mogło się wydawać. Owszem podniesienie ich maksymalnych obrażeń do 331 w pewnych sytuacjach potrafi robić różnice, ale niektóre, starsze legendy z powodzeniem używane są do dziś, świetnie sprawując się nawet na nowych rajdach. Przykład – najczęściej wykorzystywane giwery w Destiny według statystyk dostarczonych przez Bungie to Vision of Confluence i Fatebringer. Dla niewtajemniczonych – to „stary”, niezaktualizowany arsenał z pierwszego rajdu. Po tych dwóch miesiącach od premiery dodatku odnoszę wrażenie, że nawet zmiany jakie zaszły w egzotykach przyniosły więcej korzyści niż szkody. Nowi gracze dużo łatwiej wejdą w nowy system, a starzy wreszcie mają na co wydawać kosmiczny hajs. Bardziej irytujące wydają się za to błędy i gliche, które pojawiają się z każdą kolejną aktualizacją. Jedne są usuwane, a w ich miejsce zaraz pojawiają się następne. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że Bungie z różnym nastawieniem podchodzi do ich eliminacji. Dziwnym trafem szybko łata te, które pozwalają graczom szybciej przejść rajd, a zostawia te które utrudniają nam rozgrywkę i powodują frustrację np. znikająca amunicja czy ustawiczne problemy z wyrzucaniem z gry.
Ten dobry/ zły dodatek
Dark Below miesiąc po premierze - okiem Roberta: Robert Matuszak
The Dark Below to w moich oczach zmarnowany potencjał świetnej gry, jaką jest Destiny. I nie chodzi tu tylko o to, że kiepsko wywiązuje się z powierzonej mu roli (czytaj: jako dodatek w istocie dodaje niewiele), ale również jaką drogę obiera w zastępstwie i ile sobie za to życzy. Bo tak naprawdę twórcy wraz z Activision wyciągają do nas dłoń po kolejne pieniądze byśmy w ogóle mogli bawić się w takie rzeczy jak misje Daily, Weekly i Nightfall – każda z nich obecnie związana jest wyłącznie z dodatkiem. Poza tym wszyscy weterani oryginalnego rajdu z pakiecie z The Dark Below otrzymują potężny kopniak w krocze za ich wysiłek, cała reszta zaś zaproszona zostaje do dalszej zabawy w to samo – strzelanie, zmianę magazynku i trzymanie kciuków za zacny „drop”. Oczywiście szaleństwem byłoby oczekiwać w tym miejscu od Destiny czegoś zupełnie innego, kiedy to posyłanie kolejnych pocisków w dalszym ciągu daje tu niezrównaną z żadną inną produkcją satysfakcję. Niemniej jednak ciekawe pomysły na rozgrywkę toną tu w morzu w kółko tych samych i powoli wypalających się patentów. Bungie pognało w tym miejscu niesamowicie na skróty, a takim procederom mówię stanowcze „nie”.
Ocena Roberta
Grafika:
dobry
Dźwięk:
dobry
Grywalność:
słaby plus
Ocena po miesiącu od premiery:
Dark Below dwa miesiące po premierze - okiem zgRED Barona: Maciej Piotrowski
Niełatwo ocenić dodatek DLC, bo niemal zawsze jego cena wydaje się nieadekwatna do zawartości. A już szczególnie, gdy wcześniej dochodzą nas głosy, że większość jego zawartości znajduje się już w podstawowej grze, tylko skrzętnie jest poukrywana. A w takiej sytuacji znalazł się właśnie Dark Below. Dużo gorzej, że jego wejściu towarzyszyły zmiany wprowadzające zupełnie niepotrzebny chaos. Zbyt wiele modyfikacji na raz i wyraźne ograniczenie dotychczasowej gry w razie nie posiadania dodatku to faktycznie mocny plaskacz dla tych, którzy kupili Destiny w dniu jej premiery. Nie tak powinno to wyglądać. Co prawda z czasem przestajemy zwracać uwagę na wszystkie grzeszki Dark Below, bo gra nadal ma w sobie tę niezwykłą magię potrafiącą skusić nas na kolejną partyjkę, ale nie zmienia to faktu, że twórcy kupili sobie nim dodatkowy czas na doszlifowanie gry. Pytanie czy przy kolejnym DLC to wystarczy by przytrzymać graczy na znacznie dłużej niż 2 miesiące. Wszak kolejny, tym razem naprawdę duży dodatek pojawić się ma dopiero we wrześniu. Moja ocena: 3,5/5
Wzięli to, co najgorsze w mmo, czyli masakryczny grind, i wrzucili to w grę z ograniczonym multiplayerem... Nie jestem osłem żeby lecieć za marchewką. Dla mnie klapa.
hideo
2
demo tej gry mi pasuje, fajny klimat i trzeba będzie kupić Destiny :) czuć Halo
Ziemas
1
Poczekam na wersje PC. Granie w strzelanki na konsolach i padach to nieporozumienie i kalectwo. strzelanki to tylko klawiatura + mysz
Witaj!
Niedługo wyłaczymy stare logowanie.
Logowanie będzie możliwe tylko przez 1Login.
Komentarze
4