Darksiders zawsze było dobre w naśladowaniu – jedynka inspirowała się serią Zelda, w dwójce można było zobaczyć odbicia hack’n’slashy takich jak Diablo. Z kolei Darksiders 3 to już Dark Souls i parę innych tytułów, które walczą o naszą uwagę, próbując się nawzajem wygryźć.
- ciekawie wykreowany świat po apokalipsie, możliwość oglądania wojny Nieba z Piekłem,; - momentami bardzo ciekawie zrealizowane przerywniki i bossowie,; - widowiskowe ataki i kontry,; - zagadki potrafią być całkiem interesujące,; - sporo zróżnicowanych wrogów.
Minusy- fatalna praca kamery,; - kiepsko zrealizowany model walki,; - tragiczne uniki,; - problemy z płynnością i sporo pomniejszych błędów.
Problem z Darksiders 3 jest taki, że tytuł ten chciałoby być jednocześnie grą akcji, pozwalającą nam w brutalny i widowiskowy sposób miażdżyć duże grupy pomiotów piekła (i nieba) – Furia, główna bohaterka tej części ma fantastyczny bicz, który idealnie nadaje się do tego celu – i trudnym, wymagającym klonem Dark Souls. Mieszanka, jaką serwuje THQ Nordic nie zgrywa się jednak płynnie w całość i choć czasem działa świetnie, w wielu momentach po prostu potwornie się ze sobą kłóci.
Błyskawiczny skok w świat smutku i…frustracji
Pamiętacie zdradę pierwszego jeźdźca apokalipsy – Wojny? A późniejszą próbę odkupienia win brata przez Śmierć? Jeśli tak to z miejsca wskoczycie w historię opowiadaną w Darksiders 3. Zadziorna Furia pojawia się bowiem w momencie, gdy Wojna wciąż jest uwięziony przez Radę Spopielonych, a Śmierć jeszcze nie wrócił ze swojej misji.
Po krótkim przywitaniu gra z miejsca rzuca nas w serce przygody, w której polujemy na Siedem Grzechów Głównych. I co ciekawe, już po paru minutach stajemy naprzeciwko pierwszego z nich – Zazdrości (Ucieleśnienia goryczy), która daje nam poczuć jak bardzo kłóci się ze sobą Darksiders 3.
Cała potyczka to momenty zręcznościowej walki, krótkich wymian ciosów i masy biegania po kładkach, by doskoczyć do wzlatującej co chwilę przeciwniczki. Jeśli zawalimy cofamy się o kilkadziesiąt metrów do ostatniego punktu kontrolnego, by zabić raz jeszcze parę potworków, po czym od nowa zacząć bieganie po platformach.
Połączenie to może nie wydawać się problematyczne, jednak po którejś powtórce na start po źle wymierzonym skoku i dwu-trzy minutowym spacerku, potrafi zrobić się frustrujące. To zresztą nie jedyna taka sytuacja w Darksiders 3.
Bazując na systemie punktów kontrolnych – odpowiednika soulsowych ognisk – gra rzuca nas raz za razem do lokacji, gdzie bez powodu każe nam biec przez puste korytarze do bossa położonego dwie trzy minuty dalej, nie rzucając po drodze żadnych wyzwań. Trochę złośliwie zmusza nas też do przeskoczenia tych samych nudnych platform, przebiegnięcia tych samych pustych korytarzy, bo za śmierć musimy zapłacić tę bzdurną cenę.
Szczęśliwie nie jest to też reguła. W Darksiders 3 wiele rozrzuconych po mapie miejsc automatycznego zapisu usytuowanych jest tak, że faktycznie między nimi, a ważnym celem robimy coś interesującego i „pożytecznego”.
A to zabijamy mniejsze potworki, zbierając służące za walutę dusze, a to przechodzimy przez interesująco wyglądającą lokację, a to znowu szukamy rozwiązania do napotkanej zagadki, w której coś przesuniemy, przełączymy lub zgramy w czasie kilka ruchomych elementów.
Droga do jednego z ukrytych, wyjątkowo trudnych bossów pobocznych wymagała na przykład pokonania całej sekcji zręcznościowej i walki z golemem zdolnym zmieść nas z kładki, której strzegł. I choć spadanie z platformy po niemal niemożliwym do uniknięcia ciosie potrafi frustrować, przynajmniej czuć tu jakąkolwiek trudność.
Furia kompletnie pogubiona
I na tym polega właśnie dualizm Darksiders 3, które potrafi jednocześnie tę samą rzecz robić bardzo dobrze, albo bardzo źle. Niektóre lokacje to cieszące oko, starannie wyrzeźbione krajobrazy, inne przypominają nudne, cięte z szablonu korytarze z gier MMO, gdzie nikt nie przywiązuje wagi do otoczenia ani tekstur.
Furia w walce jest albo potężnym narzędziem zagłady, które macha swoim przerażającym biczem siekając wrogów na lewo i prawo, albo miękką fajtłapą, ginącą od byle pomiotu piekieł, gdy nie wykona idealnego uskoku. Bo Darksiders 3 nie do końca wie, czym chce być, próbuje więc być wszystkim po trochu.
Jako, że fabuła Darksiders 3 robi dokładnie to, czego mogliśmy po niej oczekiwać – przepycha nas z jednej lokacji do drugiej, tłumacząc jakoś ten ciągły ruch – nie odgrywa specjalnie ważnej roli, choć nie da się zaprzeczyć, że potrafi być ciekawa.
W centrum uwagi jest bieganie i skakanie po platformach, które zrealizowano całkiem nieźle, nawet mimo tego, że czasem potrafimy przez zamarzający na sekundę czy dwie obraz spaść i zginąć. Rzecz w tym, że gdy zamiast biegać po ścianach i latać na biczu jak Indiana Jones nad wyrwami w ziemi, musimy walczyć, zaczynają piętrzyć się problemy.
Jak przystało na grę typu souls-like, każdy zadany przez przeciwników cios boli nas tutaj naprawdę mocno. Ataki zwykłych, szeregowych potworków potrafią ściągnąć ćwiartkę, czy jedną trzecią wytrzymałości. W idealnym scenariuszu nie chcemy więc przyjąć ani jednego ciosu.
W tym celu musimy robić uniki, a te nie dość, że nie działają najlepiej, jeżeli nie mamy „namierzonego” żadnego wroga, to jeszcze potrafią wpakować nas w miejsca, gdzie kamera nie pokazuje nic poza czubkiem nosa bohaterki i kontynuowanie uskoków staje się zwyczajnie niemożliwe.
Do tego, w przypływie absurdalnej fantazji ktoś postanowił zrezygnować z klatek niezniszczalności – momentów w uniku, podczas których nie możemy otrzymać żadnych obrażeń. Jeśli więc nawet uda nam się wykonać idealny uskok, nagradzany w grze lekkim spowolnieniem czasu na wykonanie kontry, i tak możemy oberwać od losowego wroga atakującego z boku.
W rezultacie, nawet gdy robimy wszystko dobrze, gra sygnalizuje, że jesteśmy kiepscy, ponieważ nie zrobiliśmy kilku uników na raz. Odbiera to sporo satysfakcji z oglądania widowiskowych ciosów, jakie wyprowadza nasza bohaterka.
Do tego dochodzą zagadki, czasem potwornie wręcz banalne pokroju „przynieś kilka mieczy z różnych kątów mapy i złóż je w jednym miejscu”, a czasami wymagające odrobinę więcej pomyślunku i kombinowania. Te lepsze sprawiają radość, gdy zrozumiemy, o co chodzi, te słabsze nie wywołują żadnych emocji. Są formalnością, którą musimy odhaczyć, by przejść do kolejnej niezbyt równej walki z kamerą.
Darksiders 3 – czy warto kupić?
Jeżeli od lat niecierpliwie czekaliście na kontynuację historii Jeźdźców Apokalipsy i chcieliście sprawdzić, jak Furia poradzi sobie w porównaniu z dwoma poprzednimi bohaterami, to jak najbardziej warto kupić Darksiders 3.Trzeba jedynie zdawać sobie sprawę z tego, że jest to pewien krok wstecz dla tej serii. Z pewnością nie wygląda jak coś, od czego chcielibyśmy zacząć swoją przygodę w świecie pogrążonym chaosie wojny między aniołami i demonami.
Niestety, Darksiders 3 bliżej do Lords of the Fallen niż Dark Souls. To mocno niedoszlifowana gra, w której dostaniemy równie dużo cudów, co frustracji. Skacząc między jakością ciekawej, oryginalnej gry przygodowej, a kiepsko wykonanego slashera, trzecia odsłona serii balansuje na wyjątkowo cienkiej granicy. Szkoda zmarnowanego potencjału.
Ocena końcowa Darksiders 3:
- ciekawie wykreowany świat po apokalipsie, możliwość oglądania wojny Nieba z Piekłem
- niezły klimat
- momentami bardzo ciekawie zrealizowane przerywniki filmowe i bossowie
- widowiskowe ataki i kontry
- zagadki potrafią być całkiem interesujące
- sporo zróżnicowanych wrogów
- fatalna praca kamery
- kiepsko zrealizowany model walki
- tragiczne uniki
- problemy z płynnością i sporo pomniejszych błędów
- Grafika:
dostateczny plus - Dźwięk:
dostateczny plus - Grywalność:
dostateczny plus
Ocena ogólna:
Komentarze
6