Zapewne zastanawiacie się jak bardzo można odświeżyć 10-letnią grę z cel-shadingową grafiką. Cóż, na jakiś wielki szok nie macie co liczyć. Mimo to w Borderlands: Game of the Year Edition warto zagrać. I to nie tylko dla nostalgii. To idealna rozgrzewka przed Borderlands 3.
- ulepszona oprawa graficzna,; - garść unowocześniających grę poprawek i usprawnień,; - 6 dodatkowych legendarnych broni,; - 4 osobowy, kanapowy tryb kooperacji na jednym ekranie,; - możliwość importu zapisu gry z pierwowzoru (w ramach tej samej platformy),; - poprawiona walka z finałowym bossem, dla większego wyzwania i satysfakcji,; - wszystkie dodatki DLC w pakiecie,; - wciąż świetne strzelanie i magnes w postaci ogromnego arsenału.
Minusy- irytujące „nachodzenie się” sterowania podczas przeglądania menu, w trybie lokalnej kooperacji.
Kiedy w 2007 roku Gearbox Software zapowiedział nadejście swojej nowej strzelaniny chyba mało kto przypuszczał jak bardzo odmieni ona oblicze branży gier. Poza charakterystyczną, stylizowaną na komiks oprawą wizualną pierwsze Borderlands przyniosło bowiem temu gatunkowi swoisty powiew świeżości w postaci całej masy najróżniejszych broni, które tylko czekały by je zebrać i przetestować.
Niby nic wielkiego, a jednak pomysł chwycił, i to tak mocno, że za chwilę znaleźli się liczni naśladowcy. Z najnowszych wymienić można choćby Destiny 2, Anthem czy Tom Clancy’s The Division 2. Ojcem wszystkich nowoczesnych loot shooterów (bo tak nazwano ów gatunek strzelanin) pozostaje jednak niezmiennie właśnie pierwsze Borderlands.
I choć od jego premiery minęła już prawie dekada, a po drodze dostaliśmy jeszcze przebojową dwójkę, pre-sequela i garść innych gier z tej serii (od epizodycznej przygodówki, po Borderlands 2 VR) to i tak oryginalne Borderlands wciąż ma swoje miejsce w sercach graczy. Widać to choćby w entuzjastycznym przyjęciu odświeżonej i poprawionej wersji - Borderlands: Game of the Year Edition.
Gearboxowy gabinet kosmetyczny
Ilekroć dostaje do recenzji remaster bądź remake jakiegoś tytułu zadaje sobie pytanie – czy warto było go odkurzać i czy faktycznie zestarzał on się na tyle, że sięgnięcie po niego po raz drugi przyniesie równie duże emocje co kiedyś. I tak miłą niespodziankę zgotował mi choćby odświeżony Shadow of the Collosus, a prawdziwie potężnego kopa sprzedał Resident Evil 2 Remake.
W przypadku Borderlands: Game of the Year Edition mam spory dylemat. Bo choć zmiany są, i to całkiem konkretne, to nie do końca przekonuje mnie sensowność liftingu wciąż nieźle wyglądającej gry.
Wbrew pozorom bowiem ów charakterystyczny styl graficzny tak mocno jeszcze się nie zestarzał i nadal prezentował się całkiem dobrze. Rozumiem jednak potrzebę przypomnienia pierwszego Borderlands posiadaczom obecnej generacji konsol. Szczególnie, gdy na horyzoncie widać już Borderlands 3.
Co więc konkretnie się zmieniło? Jakie „nowości” zaserwował nam tym razem Gearbox? Bo to, że w Borderlands: Game of the Year Edition odświeżono oprawę wizualną jest oczywiste…choć może nie do końca widoczne. Dość powiedzieć, że poprawiono tekstury, ulepszono oświetlenie i modele postaci tak, aby jak najlepiej prezentowały się w rozdzielczości 4K (i 60 klatkach na sekundę). Do tego na konsolach dochodzą jeszcze efekty HDR.
Oprócz tego wyeliminowano kilka archaizmów, a inne, mniejsze nieco przypudrowano, by nie przeszkadzały podczas zabawy. I tak, w Borderlands: Game of the Year Edition nie trzeba już podnosić ręcznie każdego przedmiotu z ziemi (prócz broni), bo wszystko „łapiemy” z automatu. Dla wygody dodano też minimapę i pozwolono blokować ulubione bronie, by przez przypadek ich nie sprzedać bądź wyrzucić.
Z ciekawostek warto dodać, że twórcy wsłuchując się w głosy społeczności postanowili dać graczom możliwość powtarzania walk bossami, a także uczynić finałowe starcie nieco bardziej wymagającym. Dorzucili też przy okazji 6 dodatkowych legendarnych broni, które można zdobyć zarówno podczas samej gry, jak z pomocą złotych kluczy.
Czterech na jednego to banda łysego
Największą jednak atrakcją Borderlands: Game of the Year Edition na konsolach jest bez wątpienia możliwość kanapowej kooperacji w 4 osoby na jednym ekranie. Oczywiście, wiąże się to z widocznym spadkiem jakości oprawy graficznej, ale frajda płynąca z takiej zabawy niemal w pełni to rekompensuje.
„Niemal”, bo twórcy nie ustrzegli się tutaj od kilku dziwacznych błędów. Wspomniałem już wyżej o możliwości blokowania broni przed jej sprzedażą, prawda? Na Playstation 4 robi się to wciskając gałkę R3. Drugie jej naciśnięcie powoduje oznaczenie broni jako złom.
Dotąd wszystko wydaje się więc logiczne. Kłopot w tym, że jeśli dwie (lub więcej osób) w tym samym czasie wejdzie do menu, jedna może przeszkadzać drugiej. Naciśnięcie R3 na dowolnym gamepadzie działa bowiem identycznie we wszystkich oknach powodując oznaczenie przedmiotu zarówno u nas, jak i u kolegi. Ciekawe, że dotąd jeszcze tego błędu nie wyeliminowano, skoro naprawiono już kwestie sieciowej kooperacji.
Borderlands: Game of the Year Edition – czy warto kupić?
No i tu zaczynają się schody. Bo komu tak naprawdę można polecić ten tytuł? Zagorzałych fanów Borderlands przekonywać do tej edycji zapewne nie ma po co, bo oni już dawno grają. Szczególnie, że pecetowi posiadacze pierwowzoru dostali tę grę w gratisie.
Jeśli jednak ktoś z Was nie miał jeszcze okazji pograć w ojca wszystkich loot shoterów to lepszego momentu, by samemu sprawdzić od czego to wszystko się zaczęło, po prostu nie będzie. To wciąż świetna, nieco zwariowana gra, która znakomicie nadaje się do tego by podgrzać atmosferę przed nadejściem Borderlands 3.
Ocena końcowa Borderlands: Game of the Year Edition:
- ulepszona oprawa graficzna
- garść unowocześniających grę poprawek i usprawnień
- 6 dodatkowych, legendarnych broni
- 4 osobowy, kanapowy tryb kooperacji na jednym ekranie (konsole)
- możliwość importu zapisu gry z pierwowzoru (w ramach tej samej platformy)
- poprawiona walka z finałowym bossem, dla większego wyzwania i satysfakcji
- wszystkie dodatki DLC w pakiecie
- wciąż świetne strzelanie i magnes w postaci ogromnego arsenału
- irytujące "nachodzenie się" sterowania podczas przeglądania menu, w trybie lokalnej kooperacji
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Grę Borderlands: Game of the Year Edition na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Gearbox Software
Komentarze
4Rysunkowy klimat jakoś nigdy do mnie nie przemawiał,pewnie gra jest dobra nie mówię że nie i pewnie wielu godzinami się zagrywało w ten tytuł ale nie ja i dalej nie zamierzam.
w koncu beda mogł zagrac normalnie
Border dobry jak każdy inny, jak wg. mnie najlepsza była pierwsza część bo najwięcej czasu miałem jak wychodziła i najwięcej w nią grałem, a następne części były dla mnie takimi średnimi kontynuacjami jedynki (a może jedynka była najłatwiejsza i dlatego mi się podobała hmmm...).