W grę Bionic Commando po raz pierwszy można było pograć na klasycznych automatach do gry w roku 1987. Została wydana przez Capcom, podobnie jak remake, który miałem przyjemność recenzować. W domach można było spotkać się z nią od 1988 roku, kiedy to postanowiono stworzyć jej wersję na konsolę NES. W Japonii ukazała się pod tytułem Hitler no Fukkatsu: Top Secret . Co ciekawe w grze nie można było skakać – przeszkody pokonywało się za pomocą bionicznego ramienia naszego bohatera.
Pudełko i zawartość
Pudełko wygląda jak...pudełko. Graficznie bez fajerwerków. Z przodu znajduje się postać głównego bohatera – Nathana Spencera i zarazem postać, której poczynaniami kierujemy. Z tyłu 6 screenów z gry, które jak się później okaże prezentują się jakby nieco lepiej, niż te same widoczki w grze.
Testowałem wersję w Polskiej wersji językowej (napisy po Polsku, dialogi po Angielsku). Tekstu było niewiele a i tak ekipa odpowiedzialna za tłumaczenie zdołała popełnić karygodną literówkę, o której więcej w sekcji „błędy”.
Płytę z pudełka wyjmuje się BEZPROBLEMOWO a przecież to mankament tak wielu produkcji. Ile razy, wyciągając płytę z pudelka, baliśmy się żeby jej nie połamać? Plusik na pewno, choć nie dla gry, a za sposób jej zapakowania.
Instrukcja obsługi wykonana bardzo estetycznie. Po spisie treści zostaje nam przybliżona historia będąca zarazem wprowadzeniem do gry. Fabuła nie jest jakimś przełomem, powiem więcej, jest dość prosta, ale przecież nie rozbudowanej fabuły szukamy w grach akcji tego pokroju, prawda? Pamiętajmy, że jest to remake gry, która jakiś tysiąc lat temu święciła triumfy na automatach! Książeczka wykonana jest rewelacyjnie, przejrzyście, prezentuje się doskonale graficznie (gdy ja przeglądałem zastanawiałem się, czy będę mógł to samo powiedzieć o grafice w grze; w końcu od gry akcji, prócz samej grywalności, można wymagać również tego). Zastanawia mnie jednak po co w sekcji sterowanie zaprezentowano sterowanie na kontroler XBOX360, skoro jest to przecież wersja PC? Rozumiem, że istnieją wszak posiadacze innych kontrolerów, niż klawiatura, aczkolwiek żeby akurat kontroler XBOX, który jest dość specyficznym? Konsolowe akcenty przeważnie nie wychodzą grom na dobre, choć to tylko instrukcja obsługi...Mimo to, moje obawy co do samej produkcji zaczęły się wzmagać.
Gra została przystosowana, zgodnie z tym, co możemy przeczytać na pudełku, do Directx10 i procesorów wielordzeniowych. Zacząłem się obawiać czy mój dwurdzeniowy e8400 nie będzie miał problemów z jej pociągnięciem, jak się później okazało bezpodstawnie.
Bionic Commando został zoptymalizowany aby funkcjonować najlepiej na kartach Nvidii, wykorzystuje Physx. Jednak uwierzcie, że w grze odczujecie to w sposób stosunkowo niewielki, a już na pewno nie będzie miało różnicy to czy gracie na karcie ATI, czy Nvidii.
Wymagania sprzętowe
OS | Windows Vista/XP |
Procesor | Intel Core Duo / AMD Athlon +5200 |
Pamięć | 1.5 GB RAM |
Miejsce na dysku | 8GB |
Karta graficzna | NVidia GF 7800 / ATI Radeon x1900 |
Opcjonalnie | PAD do gry |
Platforma testowa
OS | Win XP 32bit |
Płyta | Gigabyte GA-P35-S3G |
Procesor | |
RAM | Kingston DDR2 2x1GB 1066MHz CL5 HyperX |
Karta | Gigabyte 9600 GT 512 chłodzenie Zalman |
Dysk |
Instalacja
Instalator jak instalator. Wersja "dalej dalej dalej dalej", w grę wchodzi ewentualny wybór folderu, do którego miałaby zainstalować się gra innego niż domyślny. Bez rewelacji, bez grafiki, ot zwykły instalatorek, ale przecież nie dla niego kupujemy grę, prawda?.
Instalacja jak mówi mój kumpel Krzyś to tak zwane lekkie przegięcie bagiety ;). Gra zaczęła się u Ciebie instalować? Dobrze. Masz dzieci? Odbierz je ze szkoły. Lubisz jeść? Idź coś zjeść. Nie przekąsić. Zjedz. Dwudaniowy obiad. Powoli. Jeśli z kolei lubisz sport to wskocz na rower i zrób 30 kilometrową pętle. Jak wrócisz instalator powinien być w połowie. Teraz wstaw wodę na herbatę, poczekaj aż się zaparzy i wróć z nią przed monitor, na którym powinna widnieć już radosna informacja, że proces zbliża się ku końcowi... Ile można czekać? Pierwszy raz spotykam się z tak długą instalacją gry. Na początku włączyłem stoper. Gdy go zatrzymałem wskazał: 19 minut i 29 sekund. Nieco długawo. Ale co tam. Nie będę marudził - to tylko instalacja, prawda? Sama gra na dysku zajmuje 7.56 GB co jest ilością względnie niewielką w dobie obecnych dysków twardych.
Pierwsze wrażenie
Bardzo ważnym w naszym życiu codziennym jest to, jakie na kimś zrobimy pierwsze wrażenie. Idziesz do nowej szkoły i walniesz gafę pierwszego dnia nauki? Może być ciężko za jakiś czas. Przybyłeś na uczelnię, poszedłeś na wykład i rozmawiasz z kumplem po prawicy i kumpelą po lewicy? Pomódl się na sesji, jeśli zostaniesz dostrzeżony. W rozmowie o poważną pracę w biurze przyjdziesz w najlepszym wyjściowym dresie? Wtopa. Analogicznie sprawa się może mieć z grami. Może, acz nie musi.
Po załadowaniu gry, co trwa naprawdę krótką chwilę (wszystkie przerywniki reklamowe przed wejściem do Menu można na szczęście przerwać) oczom naszym ukazuje się pomysłowo wykonane menu, przygotowane w stylu mocno minimalistycznym, choć dość pomysłowym. Pisząc o pomysłowości mam na myśli sposób w jaki na nasze ruchy reaguje bioniczne „coś” pośrodku poszczególnych kategorii. Od razu pod względem kolorystyki oraz pewnego rodzaju klimatu przypomniał mi się Assassins Creed.
Z ciekawości „kroki” swe skierowałem prosto do sekcji, od której zacznie przygodę z grą większość z Was. Tą sekcją są „Opcje graficzne”. A tam? Spójrzcie sami:
Nie ukrywam, że byłem nie lada zaskoczony widząc, że jedynym, na co mamy wpływ jest rozdzielczość kontrast. Nieporozumienie? Nie... Przecież już w instrukcji obsługi trąciło akcentem konsolowym – tu mamy kolejny. Trudno – pomyślałem i ustawiłem rozdzielczość na 1440x900, gdyż moja karta większej i tak nie obsłuży. W trakcie gry średnią wg Frapsa było 55 fps, jest więc jak najbardziej w porządku.
Zaczynając grę mamy możliwość wyboru jednego z 3 slotów na jej stworzenie. Są dostępne 3 poziomy trudności – „normalny”, „komandos” oraz „trudny”. Ważnym dla tego, co później napiszę jest fakt, iż grę przeszedłem na poziomie „normalny”.
Rozgrywka - strona techniczna
Po wybraniu poziomu trudności oczom naszym ukazuje się intro bazujące na silniku gry. Przedstawiony w nim jest zarys tego, co dzieje się w świecie, do którego wnet wkroczymy.. W niewielkim skrócie: Ludzie posiadający bioniczne części zostali ich w brutalny sposób pozbawieni, gdyż zostali uznania za zagrożenie dla ludzkości. Ci, którzy się temu oparli zginęli w walce lub uciekli. Bohater zostaje ułaskawiony, (zwrócone zostaje mu jego bioniczne ramię), w zamian za przysługę dla człowieka, który go wcześniej uwięził. Nasz komandos przystaję na ofertę dopiero wtedy, gdy oferent proponuje pomoc w odnalezieniu wybranki serca Nathana. Dowiadujemy się też, że swą przygodę zaczniemy w Ascencion City.
Gra zaczyna się od wielkiego „bum”. Czy podobnie jak w powieściach Hitchcocka napięcie podniesie się jeszcze bardziej? Przygodę zaczynamy w nadszarpniętym jakimś pociskiem (powiedziałbym nawet, że niejednym pociskiem) budynku. Może zostanę zbesztany, ale graficznie na pierwszy rzut oka przypomniało mi się GTA IV i Prototype. Nie jednak pod względem JAKOŚCI tej grafiki, ale jakby sposobu kreacji otoczenia, samej postaci. Co do kwestii jakości, o której wspomniałem jest nie najlepiej. Grafika w bliższym nam otoczeniu jest dość kanciasta, pomieszczenia wydają się bardzo sterylne. Jest to jednak przedsmakiem tego, co czeka nas w innych, bardziej rozległych lokacjach. Wszystko co znajduje się na dalszym planie, co widzimy poza budynkiem, tudzież z dala od naszej postaci jest dużo ładniejsze, może przez efekt rozmycia. W dalszych etapach zaczyna irytować fakt, że przestrzenie są ogromne, jednak jakby puste, nie ma wkoło nic ciekawego, powtarzają się do znudzenia te same przedmioty, których jednak niewątpliwą zaletą jest to, że możemy nimi np. rzucić (Nathan posiada taką umiejętność).
Co do warstwy dźwiękowej: stoi ona na znośnym poziomie – nie ma ekstazy, ale muzyka jest dobrze dobrana do sytuacji, w której się znajdujemy. Jest spokojna, gdy niewiele się dzieje oraz zmienia tempo i staje się nieco bardziej agresywna, gdy jesteśmy w opałach. Żołnierze, gdy nas nie widzą rozmawiają ze sobą, nie są to jednak przesadnie rozbudowane dialogi.
Rozgrywka - grywalność
Przechodząc płynnie do tego w jaki sposób będzie można czerpać frajdę z samej gry nie mogę pominąć faktu, że podpowiedzi, które dostajemy odnośnie klawiszologii podczas rozgrywki są tragiczne. Bardzo rzadko otrzymujemy informację jaki konkretnie klawisz trzeba nacisnąć, wyświetlają się bowiem...ODPOWIEDNIKI KLAWISZY NA PADZIE XBOX360! Czy jeżeli gra ukazuje się najpierw na konsolę to czy twórcy nie mogą zadać sobie nieco trudu i dostosować swojego dzieła do potrzeb PCtowców? Brak stosownych informacji na ekranie skutkował spoglądaniem raz po raz do ustawień klawiatury w opcjach gry. Po jakimś czasie poszedłem po rozum do głowy i otworzyłemm instrukcję dołączoną do gry na stosownej stronie – towarzyszyła mi ona do końca gry. Klawiszy do opanowania może wiele nie ma, ale moja pamięć nie jest najlepsza. :) Ze smutkiem stwierdzam, że nigdzie nie doszukałem się także informacji, że klawisz TAB służy do otwierania menu „wyzwań” w trakcie gry. Musiałem do tego dojść sam – nie było to ujęte w żadnej klawiszologii.
Cóż może być ważniejszego w każdej grze akcji od pokaźnego arsenału zabawek, którymi przyjdzie nam siać spustoszenie i pożogę w szeregach przeciwnika? Do dyspozycji na starcie dostajemy jedynie pistolet, do którego amunicję znajdować będziemy w wypadających z przeciwników, dość oldschoolowo wyglądających kanistrach, bądź po prostu zbierać ją z ziemi. Jakież wielkie było moje zdziwienie, gdy po pozbyciu się pierwszego przeciwnika nie mogłem podnieść broni, którą wypuścił z dłoni. Byłem ciekaw skąd będę brał broń, jeśli nie od mojego wroga. Śmieszną rzeczą, na jaką zwróciłem uwagę, był fakt, że ilekroć widziałem przeciwnika z karabinem, tylekroć miał włączoną latarkę – nawet na otwartych przestrzeniach, gdzie światło aż biło po oczach. Tajemnicą pozostaje też fakt gaśnięcia owej latarki w w chwilę po upuszczeniu broni na ziemię, zaraz po tym jak za naszą sprawą przeciwnik odchodzi w zaświaty.
Moje wątpliwości zostały rozwiane po kilku minutach gry. Do dyspozycji dostałem wnet bioniczne ramię, które jednak oceniam jako bezużyteczne, jeżeli uderzamy nim w sposób „podstawowy”, a tylko w taki możemy go na początku używać. Twórcy gry postanowili odkrywać przed nami kolejne ciosy wraz z rozwojem fabuły, jednak będzie ich niewiele – chwyt, rzut trzymanym przedmiotem (przedmioty bardzo często powtarzają się – samochód/pokonany przeciwnik/jakieś pudło/kamień), możliwość wyrwania niektórych elementów otoczenia, atak z wysokości oraz atak niejako obszarowy, do użycia którego będzie nam potrzebna odpowiednia ilość punktów adrenaliny. W praktyce używamy głównie broni, które są dostarczane na odkrytych przestrzeniach przez specjalne zasobniki zrzucane z powietrza, a są to: karabin snajperski, granatnik, wyrzutnia rakiet kierowanych, ciężki karabin maszynowy. Amunicję do pistoletu i granaty znajdujemy w „pudełeczkach na planszy”, podobnie zresztą jak amunicję do broni głównej (znajdowanej w zasobnikach, o których wspominałem wcześniej. Główną zaletą bionicznego ramienia jest to, że dzięki niemu możemy się błyskawicznie przemieszczać z miejsca na miejsce.
Rzeczą, która może irytować jest także brak możliwości zapisu gry w dowolnym momencie (kolejny minus konwersji z konsoli, ile jeszcze?). Dla części z Was będzie to pewnie plus – nie ukrywam bowiem, że gra straciłaby wiele na poziomie trudności – okazałaby się za łatwa. W momencie kiedy zapis następuje dopiero po osiągnięciu jakiejś lokacji, tudzież wyeliminowaniu grupy przeciwników sprawa się komplikuje. Możemy bowiem skakać dłuższą chwilę niczym małpa unikając zgonu spowodowanego np. upadkiem do wody (w takim przypadku szybko pójdziemy na dno - bioniczne ramię swoje waży), następnie ubić 20 przeciwników, po czym zniszczyć 2 roboty a polec przy trzecim i zabawa zaczyna się od nowa. Poziom trudności „normalny” nie jest szczególnie wyśrubowany, są jednak 2-3 miejsca w grze, gdzie można się zniechęcić do dalszej zabawy, która przecież ma sprawiać radość.
Podczas gry ciągle miałem przed oczami Prototype. Ze smutkiem stwierdzam, że Bionic Commando wypada na jego tle bardzo blado. Wszystkie ewolucje w powietrzu są do znudzenie takie same - służą nam jedynie do przedostania się z miejsca na miejsce, bardzo rzadko do zaskoczenia przeciwników. Trzeba w tym miejscu przyznać, że część lokacji jest naprawdę dobrze pomyślana jeśli chodzi właśnie o zabawę bionicznym ramieniem i przemieszczanie się w powietrzu, gdyż są po prostu duże. Przypomina to wszystko w tym momencie jednak zręcznościówkę. Bardzo liniową jednak. Jesteśmy wodzeni jak po sznurku od początku do końca jedyną słuszną drogą. Jeśli chcemy obrać inną, wspiąć się wyżej zabija nas promieniowanie (substancja radioaktywna na budynkach po których nie powinniśmy przejść). Staje się to po jakimś czasie bardzo monotonne – podobnie jak przechodzenie z lokacji do lokacji (te są doczytywane) przez tunele/dziury w ziemi/śluzy. Innych opcji w tym zakresie po prostu nie ma.
Jak mawiał Piotr Bałtroczyk na jednym z pokazów kabaretowych: „Nuda...nostalgia...pociąg do Trzebini...”. To doskonale niestety oddaje to, co dzieje się w grze. Po godzinie grania każde zadanie przedostania się z punktu A do B jest męczące i monotonne. Szczerze mówiąc bardzo mocno musiałem się zmuszać, aby grę skończyć. A chciałem to zrobić, by móc być w pełni obiektywnym – przecież pod koniec gry mógł nagle nastąpić obrót spraw o 180 stopni i mogłoby się wydarzyć coś ciekawego? Cieszę się, że tak postąpiłem, jako że jedna z końcowych misji – ta, w której znajdujemy się nagle w powietrzu (nie będę zdradzał fabuły :) ) i ostatnia batalia są naprawdę porywające i zrobione w bardzo efektowny sposób. Wtedy po raz pierwszy gra w jakiś sposób zaskoczyła. Jedynym urozmaiceniem w całym tym oceanie nudy są mini misje, za których wykonanie zostajemy na bieżąco nagradzani, a są nam automatycznie przydzielane (dostęp do nich uzyskamy za pomocą wcześniej wspomnianego klawisza TAB). Polegają one głównie na zabiciu określonej liczby przeciwników lub zabiciu ich w określony sposób. W każdej lokalizacji na planszy znajdują się także specjalne znaki do zebrania, a tych w grze ukrytych jest w sumie 150.
Multiplayer
Czym byłaby porządna gra akcji bez ciekawego trybu multiplayer? Tu zostają nam oddane do dyspozycji klasyczne Deathmatch, Team Deathmatch oraz Capture the flag. Na czym polega każdy z tych trybów tłumaczyć nie muszę. Istnieje również system rang oraz globalne statystyki graczy, co przenosi rywalizację między graczami na nieco inny poziom niż ten napotkany w pojedynczej potyczce. Do gry dołączyć może maksimum 10 graczy. Do dyspozycji zostało oddanych 16 map. Minusem jest fakt, że ciężko jest znaleźć kogoś do gry, gdyż gra naprawdę mało osób. Dodatkowo częścią osób grających są osobnicy stosujący hacki np. poprawiające ich szybkość. Gdy już uda nam się trafić do rozgrywki, gdzie znajdują się gracze bawiący się z nami w sposób uczciwy, możemy śmiało spędzić przed ekranem monitora dłuższą chwilę. W porównaniu do single player tu nie ma miejsca na nudę. Gra jest dynamiczna, nie ma chwili wytchnienia, czyli wreszcie odnajdujemy to, co powinno znaleźć się także w trybie dla jednego gracza.
Błędy
Każdemu zdarzają się potknięcia. Nic jednak nie boli tak bardzo jak błąd w miejscu, jakim jest wyjście z gry. Kiedy ostatecznie, Drogi Graczu z sił opadniesz program życzliwie zapyta Cię: „czy na pewno chcesz opÓscić grę?”. Przepraszam bardzo, ale taka literówka w takim miejscu? Rozumiem, gdyby to było gdzieś w tłumaczeniu dialogów, ale tu? Czy nikt z ekipy biorącej udział w lokalizacji nie spojrzał po wykonaniu swojej pracy na nią jeszcze raz w poszukiwaniu błędów?
W jednej z misji natknąłem się także na pewnego rodzaju bug. Dotarłem do śluzy z polem energetycznym, które powinno zniknąć po pokonaniu robota, którego... Nigdzie nie było. Dopiero ponowne uruchomienie gry pomogło i przeciwnik pojawił się, co umożliwiło dalszą rozgrywkę.
Galeria
Podsumowanie
Z przykrością stwierdzam, że gra nie jest warta swojej ceny. Za 89zł na pewno znajdziemy inne tytuły które zapewnią nam więcej rozrywki niż opisywany przeze mnie Bionic Commando. Zabawę, przy niewielkim samozaparciu, zakończymy po kilku godzinach. Przejście gry nie daje satysfakcji (pomijam ostatnią misję, za którą twórcom gry należą się brawa). Lokacje świecące pustkami, zerowe niemalże zróżnicowanie wrogów, wszechobecna sztampa, nuda i monotonia. Sytuacji nie ratuje fakt, że możemy sobie poskakać na linie wystrzeliwanej z naszego ramienia i w ten sposób odczuć nieco swobody – jest to po prostu za mało. Ratuję ją w pewien sposób tryb multiplayer, nad którym można przysiąść nieco dłużej, hurra optymizmu jednak nie ma. Grę mogę polecić jedynie zapaleńcom, fanom gatunku oraz tym, którzy lubili przyciąć niegdyś w klasycznego BC. Uważam, że jest zbyt słabą grą, żeby polecić ją szerszemu odbiorcy. Ocena końcowa – dwie i pół gwiazdki gra zawdzięcza ostatniej misji (która i tak jest strasznie krótka) oraz trybowi multiplayer, w którego grało się dość przyjemnie.
Moja ocena: Bionic Commando | |||
plusy: • Niezły multiplayer • Niewygórowana wymagania sprzętowe • Momentami potrafi wciągnąć | |||
minusy: | |||
Orientacyjna cena w dniu publikacji testu: ok. 89 złotych |
P.S. Za udostępnienie gry chciałem podziękować redakcji Benchmark! (przy tej okazji dziękuję również za udostępnienie chłodzenia CM Hyper 212 PLUS do innej recenzji, za co nie miałem okazji podziękować :P )
P.S. 2 Dziękuję także mojej ukochanej Kasi, która po raz kolejny mi pomagała i poprawiała wszelkie błedy stylistyczne, językowe i interpunkcyjne :)
Komentarze
17brakuje mi opisania bossów oraz scenariusza gry który nie wygląda tylko jako walka ze ZŁYMI ! i przez to podważam to że przeszedłeś grę.
grafika ? jest zła ? :> jest na identycznym poziomie jak prototype. Śmiem stwierdzić że te gry wyglądają identycznie pomimo zmiany modeli itd, postać biega tak samo, skacze itd.
ode mnie 4.
Przyczepiłeś się Szanowny Autorze do literówki - jednej.
Ja także to uczynię: "Testowałem wersję w Polskiej wersji językowej (napisy po Polsku, dialogi po Angielsku)." - język Polski, ale już: jeżyka polskiego, języku polskim. Tak samo oczywiście dla języka angielskiego. W tekście znajduje się jeszcze kilka innych literówek.
Pozatym ok - 4.
Czytając reckę zastanawiałem się czy gra dostanie ocenę 1 czy 2 a tu 3.. Nieco mnie to dziwi bo jednak równo "pojechałeś" po niej..