Czemu to coś wciąż jeszcze lata?
Jak mawia stare przysłowie, jeśli coś lata, to kiedyś musi spaść. Czasami może się wydawać, że to prawo nie obowiązuje w świecie Battlefield 1, ponieważ zarówno samoloty, jak i sterowce są nadspodziewanie trudne do zestrzelenia.
I, rzeczywiście, w przypadku wielopłatów powinno wystarczyć kilka celnych serii z karabinu maszynowego, żeby posłać taką maszynę na ziemię. A w strzelaninie od EA trzeba trochę więcej zachodu.
Jeśli jednak chodzi o zeppeliny, twórcy Battlefield 1 nie rozmijają się tak bardzo z rzeczywistością, jak można by przypuszczać. Te monstra przestworzy były używane przez siły niemieckie zarówno do zwiadu, jak i do bombardowania pozycji wroga. Ich zasięg był naprawdę imponujący, na co najlepszym dowodem były powietrzne rajdy tych pojazdów nad Londynem.
Można by pomyśleć, że sterowce to nic więcej, jak tylko olbrzymie balony. Starczy znaleźć odpowiednio dużą szpilę, żeby w okamgnieniu spuścić z nich powietrze (a raczej wodór, bo tym właśnie były wypełnione). Otóż, nic bardziej mylnego!
Tak naprawdę pojedyncze dziury w poszyciu nie były w stanie wyrządzić najmniejszej krzywdy tym podniebnym bestiom. A działo się tak ze względu na ich szczególną budowę. Pamiętacie słynny system grodziowy Titanica, który miał czynić go niezatapialnym? Tutaj mamy do czynienia z czymś podobnym.
Wielki korpus zeppelina podzielony jest na wypełnione gazem komory, co oznacza, że przedziurawienie tylko jednej z nich nie przekłada się na stabilność całej konstrukcji. Dodatkowym problemem dla lotników Ententy był fakt, że sterowce unosiły się na znacznie wyższym pułapie, niż ich wielopłatowe mniejsze rodzeństwo.
Jeżeli więc gracze w Battlefield 1 narzekają na zbyt dużą wytrzymałość sterowców, to jedynie podzielają powszechny w czasie I wojny światowej pogląd.
Zapałka i luneta
Kolejny zarzut chyba najczęściej stawiany przez fanów Battlefield 1 to nadmiar snajperów w walkach gry wieloosobowej. Jasna sprawa, to bardziej zastrzeżenie do balansu klas, niż historycznego realizmu, ale zastanówmy się, czy i w tych narzekaniach nie znajdziemy jakiejś prawdy o Wielkiej Wojnie.
Strzelcy wyborowi byli postrachem dla pierwszowojennych żołnierzy. Głównie dlatego, że zasięg ich karabinów obejmował całą ziemię niczyją i nierzadko sięgał też okopów wroga. Co za tym idzie, nieznacznie wychylając się z ukrycia po swojej stronie frontu mogli oni zlikwidować przeciwnika święcie przekonanego o swoim bezpieczeństwie.
Podobno to właśnie z tamtego okresu pochodzi przesąd zakazujący odpalania więcej, niż trzech papierosów jedną zapałką. Tyle miało wystarczyć snajperom na namierzenie oświetlonych płomyczkiem twarzy palących po nocach żołnierzy.
W świetle powyższego lęk graczy przed snajperskim ogniem jest analogiczny do przerażenia, jakie budził on w ukrytych w okopach żołnierzach z początku dwudziestego wieku. Choć, oczywiście, całe bataliony złożone tylko ze strzelców wyborowych były raczej niespotykane w czasie I wojny światowej.
Gaz – jaki jest, każdy widzi
Jedno z bardziej znanych zdjęć z Battlefield 1 ukazuje kawalerzystę, który pędzi do boju przeskakując konno nad okopem. To, co zastanawia w kontekście tego fotosu, to fakt, że jeździec jest zaopatrzony w maskę gazową, natomiast jego koń jej nie posiada. Jak gdyby czworonóg był odporny na toksyczne opary. No właśnie... Gaz musztardowy, ten znak rozpoznawczy Wielkiej Wojny, jest traktowany w Battlefield z zaskakującą wprost nonszalancją.
Broń chemiczna została zastosowana przez Niemców po raz pierwszy w czasie niesławnej bitwy pod Ypres. Od tamtej pory był to jeden z najokrutniejszych rodzajów broni. Zwłaszcza, że w pierwszym etapie wojny Brytyjscy żołnierze nie byli zaopatrzeni w maski przeciwgazowe, a czasami za jedyną ochronę służył im kawałek zwilżonej szmatki.
O ile Anglikom najbardziej polecano grubą gazę zanurzoną uprzednio we moczu, o tyle Niemcy korzystali ze znacznie bardziej zaawansowanej technologii. Ponoć dopiero po przypadkowym znalezieniu zwłok cesarskiego żołnierza w masce przeciwgazowej alianccy naukowcy zorientowali się, jak bardzo ich pomysły są nieadekwatne w obliczu urządzeń wymyślonych przez przeciwnika.
Co ciekawe, wbrew temu, co pokazuje nam Battlefield 1, również konie były zabezpieczane przed atakiem chemicznym w analogiczny sposób. Dla nich projektowano specjalne modele masek. Jednak przegapienie przeciwgazowej ochrony dla wierzchowców to nie jedyny błąd, jaki popełnia Battlefield 1.
Ekspozycja na gaz musztardowy kończyła się dotkliwymi oparzeniami, poranionym układem oddechowym, czasową ślepotą, a w dalszej perspektywie prawdopodobieństwem zapadnięcia na chorobę nowotworową.
Jak łatwo się domyślić, maska przeciwgazowa była tylko jednym z elementów sprzętu zabezpieczającego przed tymi konsekwencjami. Owszem, najczęściej spotykanym, ale też łączonym ze strojem ochronnym, który zapobiegał poparzeniom.
Kontakt ze śmiercionośnym gazem nie kończył się tylko chwilowym kaszlem, który zanikał wraz założeniem maski (tak jak przedstawia to Battlefield 1). Skutki działania iperytu były długotrwałe i dotknięty nimi żołnierz nierzadko od razu stawał się niezdolny do walki.
W związku z tym wydaje się mało prawdopodobne, żeby planowano atak przez obszar, na którym chwilę przedtem rozpylono trujący gaz. Nawet jeśli szturmujący żołnierze byli odpowiednio zabezpieczeni. A i takie obrazy są na porządku dziennym w Battlefield 1.
Nie odrobisz pracy domowej, zanim nie skończysz grać!
Kiedyś gry starały się pełnić także funkcję edukacyjną. Niejeden z nas sięgał do źródeł historycznych, żeby poznać szczegóły starć, w jakich brał udział w wirtualnej rzeczywistości. W każdym razie tak było w złotych czasach drugowojennych FPS-ów.
Battlefield 1 przenosząc nas w historyczne (i dziewicze jeszcze) realia stara się wpisać w tę tradycję. Czy skutecznie? W tym miejscu trzeba być bardzo ostrożnym z werdyktem.
Oczywiście, Battlefield 1 często przesadza, serwując nam zupełnie nieprawdopodobne sytuacje i sceny, które nie miałyby prawa wydarzyć się na frontach I wojny światowej. Listę takich większych czy mniejszych niedociągnięć można spisywać w nieskończoność.
W końcu prawie żaden samolot niemiecki nie był pomalowany na kolor czerwony (poza słynnym Czerwonym Baronem, rzecz jasna), ówczesne aparaty robiły zdjęcia wywiadowcze, ale nie w pełnym pędzie samolotu, kawalerzyści rzadko pojawiali się samotnie na polu bitwy, a już nigdy nie szarżowali na siły pancerne wroga... I tak dalej, i tak dalej. Nie starczy jednego artykułu, żeby wymienić to wszystko.
Poza tym cały Battlefield 1 swoim rozmachem bije na głowę wszystkich szeregowców Ryanów, wrogów u bram i innych braci z kompanii. Zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym znaczeniu tego zdania. Wszystko kipi patosem i okrucieństwem, akcja rozpędza się, niczym pociąg pancerny sił cesarza Wilhelma II, a wiarygodność kurczy się przy tym do rozmiaru łebka od szpilki.
Ale z drugiej strony okazuje się, że w wielu punktach Battlefield 1 pozostaje bardzo wierny historycznej prawdzie, mimo że na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że jest zupełnie inaczej. Może więc trochę też pokutuje w nas nieszczęsny stereotyp I wojny światowej, który każe postrzegać ten konflikt jako czteroletnie tkwienie w przygnębiających i nudnych okopach.
Tymczasem okazuje się, że Wielka Wojna nie bez powodu była nazywana wielką. Można się nawet pokusić o tezę, że twórcy gier omijali ją do tej pory szerokim łukiem nie ze względu na małą atrakcyjność tego konfliktu, ale na jego przytłaczającą złożoność (tak polityczną, jak i militarną).
Twórcom Battlefield 1 należą się więc szczególne wyrazy uznania za to, że postanowili przybliżyć nam ten konflikt w całej jego okrutnej obfitości. Nawet jeśli czasem zdarza im się w kreowaniu tej wizji mocno przeszarżować.
Komentarze
21Co do samego BF1, gra jest świetną kilka poprawek i będzie cacy (pierwszy duży patch będzie jeszcze w tym miesiącu). Zwłaszcza ta zmiana na bardzo "analogiczny" gameplay. Żadnych gadżetów, żadnych celowników termicznych czy noktowizor. Trzeba samemu wypatrywać i nasłuchiwać (a dźwięk w BF1 zasługuje na Oskara).
Chociaż muszę przyznać że trochę brakuje contentu. Pukawek jest bardzo mało a do tego to rożne wariacje kilku modeli. Przydała by się też customizacja postaci, coś jak w Battlefront (2015). Chciałbym sobie walnąć takiego wąsa jak Wilhelm II:
http://images.mentalfloss.com/sites/default/files/styles/insert_main_wide_image/public/kaiser-wilhelm-ii.jpg
Zobaczymy co DICE zrobi z BF1, jeśli będzie podobne wsparcie jak w BF4 z community operation oraz SWBF z darmowymi DLC może to być gra na lata.
PS gdzie jest test CoD IW i MWR? Ponoć na PC to straszna kaszanka (gorzej niż nas przyzwyczaili w ostatnich latach), nie wspominając podzielenia graczy Steam i Windows Store...
A tu nawet na okładce gry mamy 'afroamerykanina'...:)
Bardziej jest to poprawność polityczna niż prawda...
ps. by nie być rasitą przypomnę że w Powstaniu Warszawskim walczył jeden murzyn - Chylę przed nim czoła !
Mimo że warszawiacy nalegali by wyjechał ten walczył do końca. Brawo.