Po roku przerwy, Asasyn powstaje na naszych oczach niczym feniks z popiołów serwując w Assassin’s Creed Origins tyle frajdy, ile piasku na egipskiej pustyni!
- olbrzymi, otwarty świat bez ekranów ładowania,; - niewiarygodnie odwzorowane realia historyczne (starożytny Egipt),; - udane elementy RPG,; - ulepszone mechanizmy walki,; - rozbudowane zadania poboczne,; - sporej wielkości drzewko umiejętności,; - tony detali uprzyjemniających rozgrywkę,; - Bayek naprawdę da się lubić!,; - świetna oprawa audiowizualna,; - nowy system walki…
Minusy…który z początku może być źródłem frustracji,; - mocno uproszczona wspinaczka,; - irytująca ilość i mechanika zbierania surowców,; - punkty zdolności do kupienia za realne pieniądze (opcjonalne ale są),; - z optymalizacją bywa różnie,; - drobne błędy techniczne.
Nowy, wspaniały początek
W ubiegłym roku piekło zamarzło. Idealnie nastrojony wehikuł czasu dziarsko zmierzający ku czasom współczesnym wypluł z siebie obłoki czarnego dymu, a serwisanci z Ubisoftu wydali bezwzględny wyrok: rok kwarantanny. Społeczność graczy przyklasnęła z radością – Assassin’s Creed w antykapitalistycznej wersji wiktoriańskiej sprzedał się poniżej oczekiwań, a do ekscytacji kolejną zapowiedzią należałoby się pewnie zmuszać.
Rok przerwy miał być odpowiedzią na stagnację, odczarowaniem rutyny. Żeby niepotrzebnie nie trzymać Was w napięciu – plan Assasin’s Creed Origins się powiódł! I to jak!!
Trzeba przyznać, że Ubisoft stanął przed bardzo trudnym zadaniem, bo o ile gruntowne zmiany w formule były konieczne, tak pozbywanie się elementów, którym seria Assassin’s Creed zawdzięcza swą niebywałą popularność mogło skończyć się tragicznie.
I tak na przykład, chociaż trzon współczesny związany z Animusem w serię wpisany jest już na stałe, tak oparcie przygody na synchronizacji wspomnień i żelaznych, metodycznych rozdziałach z kolejnymi głowami do „ścięcia” był już mieczem obosiecznym.
U wielu graczy immersja w świecie tak pieczołowicie wykreowanym pękała niczym bańka mydlana. Assassin’s Creed Origins pozbawione jest więc rozdziałów, a historia budowana jest organicznie, prowadząc nas dumnie przez najpiękniejszą krainę wśród tych wykreowanych na potrzeby serii.
Krew i kości z bohatera
Rzemieślnicy z Ubisoftu wreszcie zdołali wykreować nie tylko żyjące miasta, ale i żyjącego bohatera. Mimo, że motyw prywatnej zemsty, od którego zawiązuje się fabuła jest już w popkulturze wyeksploatowany do granic, to sprawna realizacja pozwoliła na dzień dobry uczłowieczyć naszego herosa.
„Human touch” pełną gębą – Bayek żyje sentymentem, kumuluje wybuchową mieszankę smutku i gniewu, a jednocześnie dzieli z graczem absolutnie szczere chwile szczęścia podczas spotkań z żoną, Ayą.
Jak dla mnie, Abubakar Salim – aktor, którego głosem przemawia Bayek, wykonał rewelacyjną wręcz robotę. Śmiem nawet twierdzić, że pozytywny odbiór tej postaci jest bardziej zasługą jego, niźli samego scenariusza. Żeby to zrozumieć, trzeba usłyszeć jego szczery, głęboki śmiech, czy cedzoną z zaciśniętymi zębami wiązankę pełną gniewu.
Bayek budzi również sympatię dlatego, że chociaż wojownikiem jest przednim, to Asasyn z niego… ekhm, średnio uzdolniony. Ukrytym ostrzem, którego genezę w grze poznamy, posługuje się raczej niezręcznie, a słynny asasyński „wzrok orła” chłopina wziął dosłownie, do akcji zaprzęgając… prawdziwego orła.
Eksperyment z ptaszyskiem okazał się zresztą strzałem w dziesiątkę. Po raczej słabej realizacji pomocnika – sowy w Far Cry Primal, wypatrywałem w „oblatywaniu” raczej przykrego obowiązku. Tymczasem majestatyczny lot świetnie animowanego Senu (bo tak zwie się nasz orzeł) dostarcza niezapomnianych wrażeń.
Bo choć lot może mieć praktyczne znaczenie przy infiltracji wrogich terenów, ale szczerze powiedziawszy – wielokrotnie zapominałem się i leciałem w dal, dla czystej przyjemności. Między bajki włóżcie porównania Senu z dronem z Watch Dogs lub Ghost Recon Wildlands – bezduszne bzykacze z ograniczonym zasięgiem nijak się mają do nieograniczonej frajdy podniebnych wojaży w Assasins Creed Origins.
Siekanie z rozmysłem
Mimo, że rdzeń rozgrywki wciąż zbliżony jest do typowych „Ubi-games” w otwartym świecie, poszczególne jego elementy doczekały się sporych zmian. Skradanie, które było bodaj najsłabszą składową gry o skrytobójcy (sic!) wreszcie stało się przyjemne.
Jasne, nie jest to ślęczenie w cieniu rodem ze Splinter Cella, a wciąż raczej przemykanie pomiędzy kępami trawy i wywabianie naiwniaków, ale całość zyskała na płynności, przez co wyczyścić wrogi posterunek – po odpowiednim planowaniu - możemy podczas krótkiej, emocjonującej, iście zabójczej sekwencji.
Jeśli jednak przyjdzie nam się zmierzyć z przeciwnikami ramię w ramię (a przyjdzie – sekwencja areny i starć z bossami są obligatoryjne), zetkniemy się z nowym systemem walki wręcz. Szczerze powiedziawszy – mimo, że doceniam zmiany i wyeliminowanie nudnych potyczek opartych na bloku i kontrze, z przeciwnikami stojącym „w kółeczku” (walka to teraz takie Soulsy w wersji łagodnej), nie jestem wielkim fanem rozwiązań siłowych w Assassin’s Creed Origins.
Dzięki współpracy firmy Ubisoft i Focal powstały te oto słuchawki. Test Focal Assassin's Creed Origins: Listen Wireless już wkrótce
Całe szczęście są tu również łuki, i to w kilku odmianach – snajperskim (ze sterowaną strzałą (?!) ), szybkostrzelnym (naciąg trwa ułamek sekundy), obalającym (łupiemy kilkoma strzałami na raz, niczym ze strzelby) i uniwersalnym.
Co więcej, każda sztuka broni dostała też swoją „rangę”, dokładnie jak w Destiny czy The Division. Statystki broni legendarnych i egzotycznych będziemy mogli w dowolnym momencie „podbić” za odpowiednią opłatą, przez co gra nie zmusza do rozstawania się z ulubionym ekwipunkiem. A to jedynie wierzchołek nowych dla serii elementów właściwych grom RPG.
Panie Bayek, trzymaj Pan poziom
Niebagatelny wpływ na odbiór wrażeń z rozgrywki ma wprowadzony w Assassins Creed Origins model rozwoju postaci. Jest erpegowo, i to bardzo. Do tego stopnia, że po wykonanym zadaniu przyjdzie nam trzymać kciuki, by pasek poziomu się „domknął”, wrzucając nam do wora dodatkowy punkt umiejętności.
Te zaś możemy alokować w sporawym drzewku umiejętności rozgałęziającym się na ścieżkę wojownika (walka wręcz), myśliwego (łucznictwo) i wróża (wszelkie gadżety i umiejętności związane ze skradaniem). Jednak drzewo to cierpi niestety na mnogość umiejętności zupełnie zbędnych i w jakichś 60% ścieżki fabularnej alokację punktów można by sobie całkiem odpuścić. Co najlepsze, to i tak nie zwolni nas z węszenia za punktami doświadczenia.
Na nic zda się bycie wymiataczem serii – „levelowanie” jest tutaj zwyczajnie kluczowe, a awantura z przeciwnikami na poziomach o dwa-trzy oczka wyższych od naszego jest tak rozsądna, jak rzucanie się ze sztachetą na lokalsa podczas potańcówy w remizie, po kilku głębszych. Z jednym może się udać, jeśli cios dobrze siądzie, ale kiedy zbiegną się koledzy...
Żeby więc unikać regularnego oklepu, pogoń za punktami doświadczenia będzie nieunikniona. Tym bardziej, że główna linia fabularna w nosie ma słabostki gracza i w staroszkolnym stylu potrafi zaserwować zadanie na poziomie o kilka a nawet kilkanaście poziomów wyższym. Jedynym wyjściem jest wówczas zwolnienie, ochłonięcie, porozglądanie się za zadaniami pobocznymi, generalnie – cieszenie się światem. A jest się czym cieszyć…
Szczytowa forma wirtualnych światów
Mapa starożytnego Egiptu, po którym przyjdzie się nam poruszać jest OGROMNA. Tak, podobne frazesy regularnie padają od czasów pierwszego Just Cause, i tak – przynajmniej jedną trzecią mapy stanowią pustynie, ale gwarantuję Wam, że Ubisoft wyczarował w Assassin’s Creed Origins coś nieprawdopodobnego.
Rzeźbiąc w niełatwej materii, autorzy potrafili znaleźć miejsce na zapierające dech w piersiach i - przede wszystkim - różnorodne tereny, od wspomnianych wcześniej piasków, przez tereny skaliste, aż po pełne bujnej roślinności i czającej się tuż pod lustrem wody przedstawicieli fauny, we fragmentach delty Nilu. Ah, no i są jeszcze miasta…
W porównaniu z doskonale udokumentowaną topografią metropolii europejskich, o najważniejszych miastach starożytnego Egiptu wiadomo stosunkowo niewiele. Twórcy popuścili więc wodze wyobraźni, parę faktów ponaginali, historyczne niedopowiedzenia połatali wersją dla nich wygodną, a ogromny teren zgrabnie skompresowali. Wszystko to składa się na najlepszy w odbiorze i najpiękniejszy otwarty świat, z którym miałem do czynienia od lat.
Mimo, że w przepięknej Aleksandrii, czy niezwykle klimatycznym Memfis sporych konstrukcji nie brakuje, to przed poważną próbą postawiona została główna mechanika rozgrywki, czyli radosny parkour. Mówiąc szczerze, jeżeli największą frajdę w serii czerpaliście ze wspinaczki, Assassin’s Creed Origins może…. nie spełnić waszych oczekiwań.
Jedynymi budowlami, na które wspinaczka może przynieść satysfakcję jest latarnia morska na Faros i ewentualnie same piramidy, chociaż te ostatnie, zwieńczone efektownym ślizgiem w dół, to raczej jednorazowa rozrywka. Cała reszta to stosunkowo drobne budowle z kamienia i wieże drewniane. Synchronizacja terenów, chociaż pozostała, ma więc raczej charakter symboliczny.
Błędy? A i owszem zdarzają się - tu czapla fruwająca pod wodą:)
Assassin’s Creed Origins – murowany kandydat do gry roku
O nowej produkcji Ubisoftu można by się jeszcze długo rozpisywać, rozpływając nad setkami detali, których niezliczone kompilacje lądują na Youtube każdego tygodnia. Mnogość rozbudowanych zadań pobocznych, aktywności dodatkowe pokroju bardzo trudnych wyzwań cotygodniowych, walki na arenach, wyścigi rydwanów, spontaniczne potyczki z grupą hipopotamów o zachodzie słońca nad Nilem…
Assassin’s Creed Origins to odsłona stworzona z sercem i szacunkiem do swoich odbiorców, dopięta na ostatni guzik, godna najlepszych studiów deweloperskich. Nie lada sztuką było odświeżenie serii niewypaczające klasycznej formuły. A jednak to się udało – zatwardziali fani serii poczują się tu jak w domu, a cała reszta… cóż, po prostu przesiedzi zimowe wieczory przy doskonałej grze. Jak to mawiali starożytni Egipcjanie – chapeau bas!
Ocena końcowa:
- olbrzymi, otwarty świat bez ekranów ładowania
- niewiarygodnie odwzorowane realia historyczne (starożytny Egipt)
- udane elementy RPG
- ulepszone mechanizmy walki
- rozbudowane zadania poboczne
- sporej wielkości drzewko umiejętności
- tony detali uprzyjemniających rozgrywkę
- Bayek naprawdę da się lubić!
- świetna oprawa audiowizualna
- nowy system walki...
- ...który na początku może być źródłem frustracji
- mocno uproszczona wspinaczka
- irytująca ilość i mechanika zbierania surowców
- punkty zdolności do kupienia za realne pieniądze (opcjonalnie, ale są)
- z optymalizacją bywa różnie
- drobne błędy techniczne
- Grafika:
bardzo dobry - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
bardzo dobry
Assassin's Creed Origins okiem ogromnego wielbiciela serii |
Komentarze
31Oczywiście na PC też pogarsza "żeby konsolowcy nie byli pokrzywdzeni"
ah ten Ubi :D
Tragedia, dobrze, że ukończyłem grę i wszystkie questy poboczne przed tym patchem. Na razie reszta zabawy idzie w odstawkę, aż coś z tym zrobią.
https://youtu.be/xNter0oEYxc