Przebłysk geniuszu, czy ofiara własnych ambicji? Absolver ma zadatki na tytuł najciekawszej gry tego roku, choć dla wielu graczy może się okazać za trudny.
- różnorodne style walki,; - przejrzysty system rozwoju postaci,; - niezwykły, bajeczny klimat,; - poziom trudności...
Minusy...który może zniechęcać,; - nieprecyzyjne sterowanie klawiaturą i myszką,; - szczątkowa fabuła i obojętni nam bohaterowie.
Absolver, czyli jak się kopie na Dalekim Wschodzie
No, może nie na takim typowym Dalekim Wschodzie, który znamy z filmów, ale skojarzenia są jak najbardziej na miejscu. Już sama stylistyka gry pokazuje zamysł twórców. Absolver stanowi ciekawe połączenie gry przygodowej i zręcznościówki, dorzucając do tego jeszcze elementy RPG. W ogólnym rozrachunku próbuje być czymś w rodzaju Destiny dla fanów sztuk walki.
Już od początku Absolver kupił mnie urokliwą, bajeczną oprawą graficzną. Jednak pod tą pastelową nomen omen maską kryje się zawodnik twardy jak płyta pancerna. Dziwiłem się temu kontrastowi przez chwilę, trochę się wściekałem, aż w końcu zaakceptowałem bezwzględne reguły, którymi rządzą się ruiny Raslanu i reszta krainy Adal… od tego czasu grało się całkiem przyjemnie.
Co nie znaczy, że łatwo. Oj nie. Absolver nie jest może tak wymagający jak produkcje z serii Dark Souls, ale potrafi wgnieść w ziemię i przeczołgać po niej nawet doświadczonego gracza. Po kilkunastu godzinach spędzonych w okolicach Raslanu mogę powiedzieć tyle, że radziłem sobie jako tako. Prezentowany w Absolverze system walki jest naprawdę złożony i trzeba czasu, aby go opanować, a porządne baty dostać można bardzo łatwo.
Przywitanie z liścia, pożegnanie z półobrotu
Z początku nic nie zapowiada tego, jak wymagający jest Absolver. Gra ma swój urok - nie wita nas surową grafiką, mroczną stylistyką ani brutalnością, nie straszy ambientową ścieżką dźwiękową, a osoby wrażliwe na widok krwi mogą być spokojne. Nie ma tu jej ani kropli.
Zadowoleni będą z pewnością fani tworzenia postaci, bo choć dostępny w Absolverze edytor nie jest może zbyt rozbudowany to możemy swojego bohatera całkiem przyjemnie spersonalizować. Z drugiej strony kto by się skupiał na wyglądzie postaci w grze dotyczącej sztuk walki? Ale skoro już o tym mowa, to na samym początku musimy wybrać spośród trzech dostępnych szkół.
Oczywiście różnią się one między sobą techniką i atrybutami. I tak Forsaken wydaje się z nich najbardziej zrównoważony (ale i najtrudniejszy), Khalt Method umożliwia absorbcję ciosów, a Windfall – mój faworyt - wykorzystuje system uników.
To wszystko „na papierze” brzmi intrygująco, ale o dziwo sprawdza się też w grze. I to jak. Walki wymagają precyzji i skupienia. Trzeba zachować odpowiednie wyczucie w tempie zadawanych ciosów i na nic się zda losowe naciskanie przycisków, gdy trafimy na bardziej wymagającego przeciwnika. A tych jest tutaj całkiem sporo. Czasem warto więc schować dumę do kieszeni i ratować się ucieczką z pola walki.
Nie jest to więc przyjemna naparzanka w stylu gier z serii Arhkam, w których biliśmy wrogów jednym przyciskiem, a parowaliśmy drugim. Teraz wszystko zależy od wyczucia i obserwacji, znajomości stylu, którym posługuje się przeciwnik, oraz od paska kondycji (staminy). Walki nie są może aż tak widowiskowe, ale nie można powiedzieć by były nudne.
Samo opanowanie każdego ze stylów zajmuje mnóstwo czasu i wymaga wielokrotnego powtarzania niektórych starć, co na jednych graczy będzie działać jak magnes, a innych zapewne potężnie zirytuje.
Czuć też, że gra była pisana pod pada, bo choć sterowanie klawiaturą i myszką nie jest szczególnie trudne, to jednak brakuje mu właściwej precyzji. Dlatego jeśli podoba wam się Absolver koniecznie zainwestujcie w dobrego gamepada, bo inaczej zwichniecie sobie nadgarstek od wściekłego machania myszką.
Przepraszam, czy tu biją?
Ano biją, wystarczy się przejść jedną ze zniszczonych alejek Raslanu. Bójki zdarzają się często i spontanicznie, szczególnie z innymi graczami, choć i stające na naszej drodze NPC potrafią wyrządzić spore szkody. Na szczęście z pomocą przychodzi całkiem rozbudowany system rozwoju postaci.
Zasada jest prosta: za uzyskane w walce doświadczenie otrzymujemy punkty umiejętności, którymi niczym w Falloucie zwiększamy statystyki naszego wojownika, dzięki czemu będzie on bardziej odporny na ciosy, albo zyska znacznie lepszą kondycję (urośnie pasek staminy). Drugim sposobem na wzmacnianie postaci jest znajdowanie elementów ubioru, które zwiększają odporność na ciosy.
Oczywiście i tutaj warto zachować umiar, ponieważ przyodzianie naszego bohatera w ciężki masywny strój spowolni jego ruchy i utrudni starcia z szybszymi przeciwnikami. Na przykład posługując się lekkim Windfallem warto rozglądać się za strojami, które nie krępują naszych ciosów. Inaczej niż w przypadku Forsaken, gdzie możemy już sobie pozwolić na mniejszą mobilność.
Malownicze ustawki
Tym co stanowi o sile Absolvera – obok systemu walki – jest naturalnie możliwość dzielenia przygody z innymi graczami. Docelowo spotykamy na planszy kilka innych osób, które podobnie jak my ścierają się z komputerowym przeciwnikiem, albo po prostu wędrują.
Możemy się do nich przyłączyć i wesprzeć ich w walce. Niewielu graczy zachowuje się na tyle agresywnie, aby katować nas swoją postacią. Ba, bywają nawet całkiem pomocni, kiedy przychodzi nam bić się z większą grupą wrogów.
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby umówić się ze znajomym na sparring w określonym miejscu na mapie, szczególnie jeśli obie strony są już zahartowane w bojach. Z drugiej strony o wiele ciekawsze wydaje się wspólne przemierzanie krainy Adal i polowanie na nowe stroje, czy walka z NPC.
I o ile z przyjaciółmi gra się naprawdę przyjemnie, to przejście gry samemu zajmuje około 5 godzin. To trochę mało. Trudno narzekać jednak na fabularną długość gry, kiedy do dyspozycji mamy 3 rozbudowane szkoły walki (a nawet 4, jeśli ktoś dobrze poszuka), oraz możliwość stworzenia własnego, unikatowego stylu.
Najpierw cię biją, potem cię kopią…
…a na końcu znowu cię biją. Absolver może i nie sprawia wrażenia gry wielkiej, ale dopracowanej w kluczowym aspekcie, którym jest właśnie walka. Jednak z czasem możemy się znudzić powtarzalnością poziomów, nawet jeśli są niewątpliwie pięknie wystylizowane. Bo ileż razy można się kręcić w kółko po tych samych lokacjach?
Nie każdemu przypadnie też do gustu wysoki poziom trudności i typowo soulsowy system karania gracza przy nieudanych starciach. Ginie się łatwo i często. Mimo to jednak, choć nie przepadam za grami, które usilnie starają się wpędzić mnie w depresje, czerpałem sporą satysfakcję rozgrywając krótkie, precyzyjne starcia, sukcesywnie „dziobąc” pasek zdrowia oponenta, wykonując uniki i parując jego ciosy. Być może tak działa malownicza sceneria świata Absolvera. A może po prostu oczarowało mnie wirtualne „kung-fu”.
W Absolverze nic nie jest oczywiste, ani pewne oprócz naszych umiejętności. Twórcy doskonale rozumieją zasadę, że czasem mniej znaczy więcej. I tak z rozbudowanym systemem walki kontrastuje oniryczna atmosfera bajecznej, choć zniszczonej Adal. Nie powiem, aby szczególnie mi to przeszkadzało, jednak podobnie jak w pierwszej części Destiny przydałoby się tu jakieś spoiwo łączące wydarzenia, lepsze tło, czy może motywacja dla bohatera.
Nie zrozumcie mnie źle, Absolver to dobra gra, ale widać wyraźnie na czym oszczędzono czasu i uwagi. Trochę to wszystko budzi niedosyt, szczególnie kiedy dotrzemy do końca przygody i nie pozostaje nam nic innego jak kontynuować przemierzanie Adal w poszukiwaniu następnych przeciwników. Szkoda, że za dopracowanym systemem walki nie poszła równie ciekawa opowieść.
Ocena końcowa:
- różnorodne style walki
- przejrzysty system rozwoju postaci
- niezwykły, bajeczny klimat
- poziom trudności...
- ...który może zniechęcać
- nieprecyzyjne sterowanie klawiaturą i myszką
- szczątkowa fabuła i obojętni nam bohaterowie
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dobry
Ocena ogólna:
Komentarze
3