YouTube wprowadza kontrowersyjny system Content ID. Koniec gameplay'ów i let's play'ów?
W mijającym tygodniu pojawiła się informacja, że serwis YouTube postanowił wprowadzić nowe zasady dotyczące zarabiania przez użytkowników pieniędzy na materiałach z gier wideo. Mowa tu o zniesieniu lub przynajmniej ograniczeniu ich przychodów. Za powód podaje się ochronę praw autorskich. To w rzeczywistości duże ograniczenie wolności wypowiedzi – w skrócie mówiąc bowiem, odbiera się krytykom, komentatorom i dziennikarzom możliwość przedstawiania tysiącom widzów własnej opinii. Pojawia się strach przed odwetem lub ograniczeniami ze strony korporacji roszczącej sobie prawa autorskie. Dziwne ruchy YouTube’a? Wadliwy automat? O co w ogóle chodzi?
W maksymalnym skrócie – YouTube bez konsultacji wprowadził system Content ID, który w prawie każdym filmiku potrafi znaleźć fragmenty naruszające prawa autorskie. Mimo że wiele firm wcale nie ma za złe ich wykorzystywania, twórcy filmików otrzymują „zażalenia”, a pieniądze zamiast do nich, przekazywane są posiadaczom praw. YouTuberzy są niezadowoleni, producenci i wydawcy są niezadowoleni. A widzowie, głównie gracze, mogą dołączyć do grona niezadowolonych już wkrótce – jeśli zasady nie ulegną zmianom.
A teraz dokładniej: YouTube zamierza wprowadzić znacznie bardziej drastyczne zasady dotyczące ochrony własności intelektualnej. Wszystko nadzorowane byłoby przez system Content ID, który automatycznie wykrywa materiały objęte prawem autorskim, umieszczone w danym filmiku. Jeśli takie są – od razu przekazuje przychody firmie roszczącej sobie prawa. Korporacje będą mogły więc kontrolować taką zawartość i same na niej zarabiać. Mogą też przyjąć postawę, że publikowane przez YouTuberów filmiki tak naprawdę przyciągają uwagę graczy, zwiększają popularność tytułów i suma sumarum dają spore korzyści, mogące stać na równi z tymi finansowymi, a nawet te drugie dodatkowo napędzać. Ale o tym za chwilę.
Agresywne podejście przedsiębiorstw gamingowych nie skończy się najlepiej, tak przynajmniej twierdzi John Bain znany w serwisie YouTube jako TotalBiscuit. – „Twórcy filmików odejdą od gier tych firm, które mają z tym problem. To one tak naprawdę na tym ucierpią. Nie uzyskają równie dużego stopnia zainteresowania” – mówi właściciel kanału subskrybowanego przez prawie 1,5 miliona użytkowników.
W tym tygodniu TotalBiscuit opublikował nowe materiały z Hearthstone, gry firmy Blizzard, która to staje po stronie graczy. W opublikowanym przed trzema dniami ogłoszeniu, amerykański wydawca nawołuje do tego, aby letsplayerzy odwoływali się od decyzji YouTube’a i walczyli o swoje. „Jeśli jesteś YouTuberem i wskutek nowych zmian dostajesz powiadomienia o podobieństwie zawartości, pamiętaj, aby zgłosić sprzeciw. Będziemy mogli wówczas szybko go zatwierdzić. Pracujemy nad długoterminowym rozwiązaniem, jednak jak na razie to najszybsza metoda, by rozwiązać tego typu problem”. To z pewnością miły gest ze strony Blizzarda, który bez wątpienia wyjdzie mu na lepsze niż agresywna polityka walki o każdy grosz.
Podobne oświadczenia wystosowały także takie firmy jak Capcom, Deep Silver czy Ubisoft. John Bain również pochwala takie podejście. – „Pozostawanie w przyjaźni z YouTuberami ma sens dla wydawców, ponieważ to właśnie na YouTube’a skierowane są oczy graczy. Jeśli chcą, by ludzie oglądali ich produkty bez wydawania pieniędzy na reklamę, to YouTube jest do tego najlepszym miejscem”. Mimo to wiele firm zdaje się tego nie rozumieć, na czym cierpią wszystkie strony – zarówno YouTuberzy, widzowie, jak i same korporacje.
Według Johna Baina takie podejście może także spowodować, że YouTuberzy, zamiast po wielkie hity, sięgać będą coraz częściej po gry niezależne, których twórcy z pewnością za tego typu reklamę by się nie obrazili. Problem wydaje się jednak leżeć gdzie indziej – otóż o ile faktycznie gra jest oceniana pozytywnie, prawie nikt nie ma większych pretensji. Gorzej gdy produkcja nie wygląda najlepiej. Kanał TotalBiscuit miał na początku roku tego typu skandal – studio Wild Games wniosło oskarżenie o naruszenie praw autorskich po tym, jak Bain skrytykował ich grę. I choć fala buntu przeciwko cenzurze spowodowała, że korporacja ustąpiła, to niesmak pozostał.
Bain ma także nadzieję, że nowe zasady nie spowodują, że producenci i wydawcy gier rozpoczną współpracę z tymi największymi sieciami, jak chociażby Machinima, aby nie zniknąć z YouTube’a, a jednocześnie móc kontrolować treści. – „Nigdy bym nie chciał, aby ludzie próbowali konkurować ze sobą w jakiś głupi i sztuczny sposób. YouTube miał być pod tym względem bardzo demokratyczny. Dobre rzeczy powinny być na górze, niezależnie od tego jak dużo masz pieniędzy. Chcę równych szans. YouTube umożliwiał to przez długie lata i byłoby szkoda, gdyby teraz te zasady zmienił”.
„Sprzątanie” YouTube’a na rozkaz firm, które mówią, że chcą chronić swoje interesy finansowe, jest tak naprawdę pierwszym krokiem w stronę kontrolowania zawartości. To kwestia władzy i pieniędzy. Filmy z samej rozgrywki – tzw. gameplaye lub z komentarzem – let’s playe są aktualnie jednymi z najważniejszych źródeł informacji dla graczy, którzy dzięki tym materiałom decydują, czy gra jest warta kupna, czy też nie. Firmy, które będą starały się zarobić na tych filmikach i tym samym uniemożliwić takie zarobki twórcom materiałów mogą sporo zarobić, ale to będą krótkoterminowe korzyści. Z czasem producenci ci zostaną „olani” przez YouTuberów, a w rezultacie prawdopodobnie i przez graczy. Bardziej przyjazne firmy mogą natomiast sporo zyskać w dłuższej perspektywie.
„Jesteśmy szybcy, dlatego tym firmom, które mają bardziej otwarta politykę, tak zależało na jak najszybszym kontaktowaniu się z twórcami treści i zaoferowaniem pomocy” – tak tę sytuację podsumowuje inny YouTuber – Ryan Letourneau znany jako Northernlion, mający około 250 tysięcy subskrybentów.
Początkowo mówiło się, że YouTube ma w planach blokowanie filmików, przedstawiających wyłącznie materiały objęte prawem autorskim, do których nie została dodana żadna forma komentarza. Szybko jednak zostało to skonfrontowane z rzeczywistością i już po kilku godzinach po wprowadzeniu testowej wersji tego narzędzia okazało się, że to czy jest tam coś autorskiego, czy nie, nie ma żadnego znaczenia. Niektórzy z najsłynniejszych YouTuberów ujawnili, że na rzecz firm trzecich idzie teraz nawet do 15 procent przychodów z ich materiałów.
„To jest szalone. Nic takiego wcześniej nie miało miejsca. Z jednego zarzutu co kilka tygodni nagle zrobiły się setki zażaleń dziennie” – powiedział mający 600 tysięcy subskrybentów Zach Drapala, znany jako GhostRobo. Dodał on, że choć dotychczas Nintendo nie miało żadnych problemów z tym, że publikuje filmiki z ich gier, teraz otrzymał wiele zażaleń, często odwołujących się do wykorzystanej muzyki. Według Drapali, celem właścicieli YouTube’a było właśnie rozprawienie się z użytkownikami, którzy wgrywali całe, czyste filmiki z rozgrywki. Niestety system okazał się zbyt dziurawy, czego wyniki są zauważalne od kilku dni.
Winna całej sprawie jest więc wada automatu. Jego zadaniem było blokowanie monetyzacji filmików, które zawierają fragmenty chronionego prawem autorskim wideo lub podkładu muzycznego. Całość jest jednak bardzo czuła i w rezultacie wystarczy chwilka muzyki z radia w grze albo nawet malutki fragmencik gameplayu. Jak mówi w jednym ze swoich najnowszych filmików Angry Joe – wystarczy 10 sekund niezakłóconego materiału i już pojawiają się roszczenia.
Angry Joe podaje za przykład swój filmik prezentujący rozgrywkę w grze The Elder Scrolls V: Skyrim. W tym trwającym niemal 20 minut materiale wykorzystał on kilkunastosekundowy fragment piosenki, do której prawa rości sobie Ministry of Sound UK. W wyniku tego sto procent przychodów z odtworzeń tego filmiku idzie właśnie do tej firmy, a nie do autora filmiku. Według YouTubera to naprawdę niesprawiedliwe, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo przy tego typu materiale trzeba się napracować. – „Ten pomysł jest słaby. Ogranicza media”.
„Jeżeli chodzi o to, że pieniądze za wykorzystanie tego fragmentu należą się jego właścicielom, to w porządku. Ale jeśli faktycznie tak jest, to dlaczego ten system daje sto procent przychodów za moją ciężką pracę tym ludziom? Grałem w Skyrim bardzo wiele godzin, sześćdziesiąt-osiemdziesiąt i nagrałem każdą minutę i sekundę. Kiedy skończyłem, przeglądałem cały 60-80-godzinny materiał w poszukiwaniu tych najlepszych fragmentów, które będą świetne do mojej recenzji” – mówi w swoim filmiku Angry Joe.
Na tym nie koniec. – „Następnie to montuję, sklejam, renderuję, dodaję całe tło, dodaję komentarz, nagrywam dodatkowe ujęcia, zapraszam znajomych do współpracy, kupuję kostiumy, by urozmaicić filmik, dodaję efekty specjalne. Robię to wszystko, wydaję kupę pieniędzy i poświęcam mnóstwo czasu. To kolejne 16-20 godzin. I dlatego, że w mojej 20-minutowej recenzji wykorzystałem 15 sekund, oni biorą wszystko? To nie ma sensu” – dodaje. Proponuje on też, by YouTube udoskonalił swój mechanizm i przekazywał właścicielom praw autorskich odpowiednio duży, ale jednak procent z przychodów, a nie całość. „To byłby dobry kompromis”.
YouTube całą sprawę komentuje dość wymijająco i nie zachowuje się tak, jakby zależało mu na współpracy z użytkownikami. W oświadczeniu rzecznika czytamy: „Niedawno włączyliśmy system Content ID skanujący kanały, czego wynikiem są nowe wnioski oskarżające o łamanie praw autorskich przez niektórych użytkowników. Jak zawsze, właściciele kanałów mogą łatwo zakwestionować roszczenia, jeśli tylko uważają je za bezpodstawne”. I to tyle.
Zdaje się jednak, a właściwie jest niemal pewne, że automat nie działa tak jak powinien. YouTuberzy żalą się, że praktycznie do każdego ich filmiku Content ID ma jakieś „ale”. Za grzechy główne nowego systemu wymienia się właśnie te dwa, o których wcześniej już pisałem – przekazywanie całości, a nie procentu przychodów firmom trzecim oraz zbyt mocne narzucanie się systemu i wykorzystywanie go także tam, gdzie nikt (łącznie z posiadaczami praw autorskich) sobie tego nie życzy. Protesty ze strony wielu korporacji dobrze jednak wróżą i szanse na wycofanie zmian nie są wcale takie małe.
Gdyby tylko YouTube zechciał porozmawiać z firmami i YouTuberami przed wprowadzeniem kontrowersyjnego systemu cała sytuacja mogłaby wyglądać teraz zupełnie inaczej, a wszystkie strony sporu – byłyby zadowolone. Wyszło niestety tak, jak wyszło i jedyne co możemy teraz zrobić, to czekać na rozwój wydarzeń, bo – jak mówi Northernlion:
„My, YouTuberzy, nie chcemy ryzykować, że spędzimy godziny na tworzeniu filmiku, który ostatecznie stanie się źródłem pieniędzy dla kogoś innego”.
Źródło: YouTube, Polygon, DualShockers, Ogoom, TubeFilter, GameInformer, inf. własna
Komentarze
55Też miałem z tym problem
Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że Google zarzyna kurę znoszącą złote jaja. Ale to ich problem.
Youtube jaja sobie robi i tyle.
Są takie kanały jak Alex Jones, gdzie podaje się teorie spiskowe z których ludzie zawsze się śmiali, widać jednak teraz, że taki Alex Jones nie jest taki śmieszny, jak chcą go ośmieszać ludzie. Rzeczy o których mówił widać teraz jak na dłoni, totalna kontrola społeczeństwa przez ludzi u władzy, a coś takiego dzieje się już nie tylko na necie.
Ciekawe co zrobiliby najbardziej popularni YouTuberzy gdyby Google nie zmieniło podejścia i za najmniejsze urywki treści objętych prawem autorskim nadal zarobki dawaliby nie twórcy całego materiału, a jedynie twórcy tej drobnej części całości. Przenieśliby się na inny serwis (Vimeo, Dailymotion - nie znam ich wielu)? Ale czy mieliby tam również zarobki za swoją pracę?
tak jak wyzej : mysle ze vimeo zyska duzo ludzi :)
Inna sprawa że to daje możliwość usuwania nieprzychylnych recenzj.Ostatnio był taki przypadek.
To oczywiście tylko hipotezy i mam nadzieję, że się nie sprawdzą, ale faktem jest, że stosując taką politykę Google pozbywa się dużej kasy z reklam.
A co do youtuba to kretynskie logowanie sie, G+ i teraz cenzura jak w chinach sprawia ze coraz czesciej omijam to gowno.
W ogole google tak pojebalo caly javascript ze chodzi to 5x gorzej niz na poczatku. Zbieraja dlugosc chuja i szerokosc a i tak admuncher + pare scryptow blokuje caly ten ich syf.
Jeszcze trochę, to kupując grę nie będę miał prawa żeby ją odpakować i otworzyć...
Moim zdaniem, należy zbojkotować wszelkie prawa autorskie w obecnym kształcie, zmusić polityków do likwidacji parasola ochronnego nad korporacjami i powoli przekształcać wszelką sztukę w domenę dóbr publicznych.
Takie gameplaya niczym się nie różnią od pójścia do kina i nagrania sobie całego seansu a potem czerpania z tego korzyści.
Przy okazji wyszłoby na jaw kto nagrywał let's pleje tylko dla mamony!
Kiedyś każdy miał własny unikalny kanał teraz każdy ma taki sam. Kiedyś jak się rejestrowało na youtube można było wybrać własną nazwę, potem (gdzieś na wakacjach) można było ustawić tylko swoje imię i nazwisko, a żeby chyba pisać komentarze też trzeba było zmienić nick na imię i nazwisko, potem google się z tego wycofało, a potem połączenie konta youtube z kontem google plus co równało się znowu imię i nazwisko zamiast nazwy użytkownika, a teraz żeby pisać trzeba mieć stronę na google plus dla naszego kanału (, a żeby mieć własną nazwę użytkownika nie wiem czy nie trzeba usunąć konta google plus). Ludzie krytykowali że muszą używać imienia i nazwiska zamiast nazwy użytkownika google się na chwilę ugięło ale potem wrócili do tego.
Pewnie google zostawi to "contend ID", bo mamy możliwość zakwestionowania rozstrzeń. Co pewnie z punktu widzenia google jest lepsze bo firmy nie muszą sami szukać filmików i zgłaszać że są łamane ich prawa, tylko teraz wszystko w czym automat znajdzie grę zostanie zakwalifikowane że łamie prawa, a potem niech się właściciel kanału kwestionuje zgłoszenie i czeka nie wiadomo ile :).