Za to wywaliłbym kierowcę z UBERa i innych sieci „taxi” w trybie natychmiastowym
Przed świętami, gdy panował mróz, a śnieg dawał się we znaki nawet w dużych miastach, zamówiłem przejazd UBERem. Zlecenie zostało przyjęte dopiero po długim oczekiwaniu i byłem już prawie w domu. Jednak to „prawie” okazało się bardzo odległą przyszłością.
Dopiero co mogliście poznać wrażenia niezadowolonego użytkownika internetu w Intercity. Przenieśmy się do wolniejszych środków transportu, w których z zasięgiem sieci nie będzie kłopotu, za to z przyjazdem na czas pojazdu jeszcze gorzej niż w PKP.
Możliwość zamawiania taksówek (czy też podobnych form przewozu) on-line i śledzenia podróży, a także gwarancja (no prawie gwarancja) ceny za przejazd, zrewolucjonizowała sposób w jaki podróżujemy po miastach i w ich okolicach. Firmy, które udostępniają aplikacje z mapami przejazdu, to między innymi UBER czy Bolt. Tych marek wielu użytkowników woli nie utożsamiać z usługami taksówkowymi, tak jak ma to miejsce w przypadku iTaxi czy FreeNow, których model funkcjonowania jest dość podobny. UBER i Bolt określają oni niepochlebnie pseudotaksówkami, przewozem osób, które traktowane są często jak bydło.
Dziś każdy kierowca, nawet w UBERZe, ma licencję taksówkarską (własną lub firmy współpracującej). Niestety sprawiło to, że wartość takiego dokumentu uległa silnej dewaluacji.
Oczywiście na przestrzeni lat UBER i Bolt mocno się zmieniły, a niestosowne zachowania kierowców stały się rzadsze. Zwykle jestem z tych usług zadowolony i staram się przewożących mnie pozytywnie oceniać. Są jednak wciąż sytuacje, w których tracę cierpliwość i chciałbym mieć możliwość naciśnięcia przycisku w aplikacji, który danego kierowcę banuje na kilka godzin, czy nawet zawiesza możliwość wykonywania zleceń już kiedykolwiek.
Cóż to za sytuacja, która sprawiła, że kierowcę UBERa wywaliłbym z pracy na zbity pysk?
Mam na myśli odwołanie przejazdu w najbardziej bezczelny sposób, czyli w chwili, gdy kierowca już doskonale wie, że się go nie podejmie, a pasażer musi czekać na odwołanie, bo zlecenie jest w realizacji i odwołanie wiąże się z obciążeniem konta frycowym za niecierpliwość. Nie ma też możliwości zamówić wtedy kolejnego przejazdu w tej aplikacji.
UBER, bo w tym przypadku mowa o kierowcy tego przewoźnika, pozwala oczywiście odzyskać niesłusznie pobrane pieniążki gdy odwołamy w takiej sytuacji przejazd, zwykle zwracając je w postaci UBER Cash, czyli kwoty, która będzie do użycia w następnym przejeździe. Są chwile, gdy wolałbym taki zwrot mieć na konto, ale ważne, że ze wsparciem daje się jakoś dogadać. Choć nie zawsze, wciąż są sytuacje, w których nasza argumentacja uderza jak groch o ścianę. Na przykład w przypadku gwarantowanej ceny, która ulega wywindowaniu w konsekwencji zwiększonego ruchu i korków na trasie. Tylko że UBER często doskonale wie, że na trasie będą korki, a nie dowiaduje się tego w momencie rozpoczęcia podróży, bo są to korki długotrwałe, a nie tymczasowe. Kierowca też powinien wykazać się rozumem i obrać trasę logicznie lepszą, bazując nawet na wzrokowej ocenie, a nie wskazaną wyłącznie przez GPS.
Rezygnacja z przejazdu, przy jednoczesnym blokowaniu kursu w aplikacji jeszcze przez wiele minut, to jedno z najbardziej wkurzających zachowań pseudotaksówkarzy
Te problemy jednakże to pestka w obliczu pasażera czekającego na mrozie na pojazd, który okazuje się nigdy nie przyjedzie. Moja przygoda była bowiem następująca. Po ponad 25 minutowej walce o zamówienie przejazdu (próbowałem nie tylko w UBER, ale ten ostatecznie zaakceptował zlecenie) pojawiła się informacja, że za 12 minut odbierze mnie kierowca. Kończył on przejazd w okolicy, dosłownie kilkaset metrów ode mnie, więc nic nie wskazywało, że do przejazdu nie dojdzie.
Jednak, gdy po pewnym czasie zerknąłem na aplikację, ze zdziwieniem ujrzałem info, że kierowca oddala się od miejsca zakończenia poprzedniego przejazdu. Po 15 minutach był już 10 kilometrów ode mnie. I o ile początkowo myślałem, że to kłopoty z przejazdem zmusiły go do zmiany trasy dojazdu, w końcu zrozumiałem, że olał mnie i pojechał sobie w siną dal. Tylko że zachował się jak najgorszego sortu cham. Odwołał zlecenie, gdy był już „na drugim końcu miasta”.
Gdyby dostępnych kierowców było danego dnia wielu, problem pewnie bym zignorował
Nie robiłbym zamieszania z powyżej opisanego powodu, gdyby kierowców danego wieczoru (a było już po 20) było w danej okolicy wielu. Sytuacja była jednak odmienna i co gorsza coraz częściej spotykana. Zamówienie UBERa, BOLTa, ale nawet reklamującego się ogromnym przyrostem liczby kierowców na umowach FreeNow, w godzinach szczytu graniczy z cudem. A w lokalizacjach odleglejszych od centrum miasta jest wręcz niemożliwe.
Poza tym można sobie wyobrazić sytuację, gdy pasażer widząc zatwierdzone zlecenie zakłada, że podany czas dojazdu jest dobry i nie sprawdza już w aplikacji postępu. Czeka na sygnał dotarcia kierowcy, czy też wychodzi o spodziewanej porze na miejsce spotkania. A to może być błędem.
Czasy, gdy zamówienie kierowcy z niżej pozycjonowanej wersji usług transportowych/taksówkowych w rejonach odleglejszych od centrów miast było szybkie nawet poza godzinami szczytu, moim zdaniem bezpowrotnie minęły.
Kierowcy UBERa (ale też i innych firm) potrafią bowiem odwołać przejazd w kompletnie niespodziewanym momencie. Pół biedy, gdy od razu po przyjęciu zlecenia, bo wtedy przy dużej dostępności kierowców zlecenie przejmie szybko inny. Gorzej, gdy tuż przed przyjazdem, albo, jak to tutaj opisuję, na długo po oczekiwanym terminie realizacji zlecenia.
Miałem też taką sytuację, że kierowca zadzwonił, żebym to ja odwołał, bo on ma problem w aplikacji. Taki spryciula z niego był. Inny zrezygnował ze zlecenia w chwili gdy mijał mnie stojącego przy drodze (gwoli ścisłości, miał jak zaparkować na czas wsiadania). Procentowo, biorąc pod uwagę liczbę moich przejazdów różnymi taksówkami, to rzadkie przypadki, ale zapadające w pamięć.
UBER (i inni) powinni wprowadzić możliwość szybkiej oceny kierowców cwaniaków
Wracając do meritum. Takie jak opisane powyżej zachowanie kierowcy jest karygodne i zasługuje na potępienie w maksymalnie dotkliwy sposób. I to dlatego bym natychmiast rezygnował ze współpracy z takim kierowcą na miejscu UBERa.
Warto też, by w aplikacji pojawiła się opcja oceny kierowcy/przejazdu, który został odwołany długo po terminie odbioru. A gdy dojdzie do rezygnacji przez kierowcę, to droga do jego oceny jest bardzo wyboista. W zakładce Aktywność w aplikacji UBER niekoniecznie pojawi się nam taki niezrealizowany przejazd, nie mówiąc już o braku możliwości oceny.
Wiadomo, czasem odwołanie jest uzasadnione, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by to zrobić odpowiednio wcześnie, a nawet napisać wiadomość. A jeśli kierowca chce odwołać kurs, bo nagle wypada coś lepszego? Odpowiem: „widziały gały co brały”, „takie jest ryzyko zawodowe”.
A Wy też mieliście chwile nieokiełznanej złości na przewoźnika? Jakie są wasze najgorsze doświadczenia bez względu na to, kto był operatorem pojazdu was transportującego? Dzielcie się nimi w komentarzach.
Źródło: doświadczenia własne autora
Komentarze
28Tak jak przecenione pączki, trudno oczekiwać, że będą świeże jak te nieprzecenione, więc warto się zapytać, czy przypadkiem nie kupujesz starego strucla.
Panie Karolu. Kierowca ubera jest pana kierownikiem i swoim własnym dyrektorem więc "wywalić" pan co najwyżej może siebie samego. :)
Uber to tylko skrypt komputerowy, który łączy klienta z dostawcą usług. Nic więcej.
No ale ludzie o niczym nie mają pojęcia i oczekują żeby im pisać wiadomości na telefonie podczas prowadzenia samochodu.
Nie dorosłeś do ubera ? Nie płacz publicznie i nie żal się jaki to świat zły i niedobry.
Idź na autobus. Autobus zawsze będzie na czas i nie będzie problemu, że nie potrafisz się ogarnąć i być na czas na pociąg.
Albo Idź na piechotę. Będziesz zdrowszy.
1. Uber nie wyświetla kwoty przed zakończeniem przejazdu.
2. Zamówienie to najczęściej kody pocztowe startu i mety.
3. Odrzucenie po akceptacji grozi obniżeniem rangi - znkną nawet kody pocztowe.
Nie wiem co się tutaj wydarzyło. Ja kilka razy zaakceptowałem przez przypadek - chciałem się wylogować;:dotknąłem ekranu gdy przyszło zlecenie; itp.
Ps.
Gdy brakuje wam "grosika" - my musimy zapłacić podatek (dwa) i prowizję.