Bezlusterkowiec Olympus PEN E-P7 czyli ostatnie tchnienie poprzedniego właściciela tej marki
Ostatnio Olympus skupił się na rozwijaniu (w większym lub mniejszym stopniu) już istniejących modeli z serii OM-D, wprowadzając do sprzedaży OM-D E-M10 IIIs, OM-D E-M10 IV oraz OM-D E-M1 III. I gdy już wydawało się, że nic nowego nie zobaczymy uraczył nas nowym PENem
Era aparatów bezlusterkowych zaczęła się w praktyce na poważnie od konstrukcji z sensorem typu 4/3. Tenże system ze względu na zmieniony bagnet dostosowany do braku lustra, nazwano Mikro 4/3. Jednym z jego twórców był Olympus i pomijając wyspecjalizowane konstrukcje instalowane w dronach lub aparatach przemysłowych, to jedyna firma, która wciąż widzi w nim potencjał.
Nawet Panasonic zdecydował się na pełną klatkę i zdobywa w tym segmencie laury, choć nie zapomniał do końca o tym małym systemie. Małym, bo przekątna matrycy aparatów Mikro 4/3 jest dwa razy mniejsza niż przekątna w aparacie pełnoklatkowym.
Olympus PEN E-P7 to próba wniesienia świeżości w linię produktową, w której od dawna nie działo się zbyt wiele. Były co prawda PENy, ale nieco mniejsze niż ten, który obecnie trafia na rynek.
Co możemy powiedzieć o Olympus PEN E-P7?
Świeżość w przypadku Olympusa PEN E-P7 to przede wszystkim bardziej dopracowana ergonomia niż w niedawnych modelach z serii PEN E-PLx. Ważna tu jest literka L, bo ostatni PEN E-Px pojawił się 8 lat temu, a potem w 2016 roku podobny pozycjonowaniem był już tylko PEN F.
Aparat ma być także bardziej przystępny dla użytkowników. I to należy rozumieć raczej jako przystępność związaną z łatwością obsługi, a nie ceną.
Ta jest spora jak na aparat, w którym znalazł się sensor Live MOS Mikro 4/3 o rozdzielczości 20 Mpix i procesor obrazu TruePIC VIII. Czyli te same rozwiązania co w dwuletnim już modelu PEN E-PL10, który przecież już w momencie swojej premiery nie zachwycał świeżością. System AF wciąż wykorzystuje detekcję kontrastu, a stabilizacja obrazu dziś nikogo nie zaskoczy oferując skuteczność na poziomie 4,5 EV.
Nie znajdziemy tu także wizjera, nawet najmniejszego. Cały proces kadrowania trzeba przeprowadzać z pomocą wbudowanego 3-calowego ekranu podglądu LCD o rozdzielczości 1040 tys. punktów (ewentualnie dodatkowego akcesorium). Cena nie uzasadnia także braku Wi-Fi, a także obecności złącza microUSB, które powinno być zastąpione nowszym. Obecny właściciel Olympusa zdaje sobie sprawę z tych niedociągnięć i podkreśla, że liczne decyzje dotyczące tej konstrukcji podejmowały jeszcze poprzednie władze firmy.
Wydaje się, że Olympus stara się postępować w imię zasady, że dobre Mikro Cztery Trzecie w postaci aparatów Olympus PEN nawet jeśli nie pachnie nowością technologii powinno być w cenie. A jednocześnie być produktem skierowanym do szerszej grupy odbiorców, którzy stawiają nie tylko na najnowsze podzespoły, ale także na wygodę obsługi aparatu z pomocą elementów mechanicznych (pokrętła, przyciski).
Po co nam Olympus PEN E-P7 i za ile go kupimy
Wprowadzenie Olympus PEN E-P7 to przypomnienie o sobie tej marki, a szczególnie o wzornictwie i ergonomii cyfrowej serii PEN w jej najlepszym wydaniu. Te cechy są wciąż w cenie i mają swoich zwolenników.
Aparat trafi do sprzedaży w połowie czerwca w cenie 799 euro za sam korpus (około 3600 zł) lub 899 euro w zestawie z obiektywem M.Zuiko Digital ED 14-42mm F3.5-5.6 EZ (około 4050 zł).
Źródło: Olympus
Komentarze
1