benchmark.pl już grał
Najnowsza odsłona przygód Maxa Payne'a nie miała łatwego startu. Nie dość, że musiała zmierzyć się z wyjątkowo wygórowanymi oczekiwaniami fanów to jeszcze jej premierę wyznaczono na ten sam dzień co Diablo 3. Po kilkudziesięciu minutach zabawy mogę jednak stwierdzić jedno - Rockstar Games znów pokazał klasę.
Co by nie mówić zeszłotygodniowa premiera Diablo III wstrzymała oddech całej branży gier. O nowej produkcji Blizzarda mówiło się wszędzie, a wygłodniali miłośnicy hack'n'slashowego polowania na coraz to nowe przedmioty nie widzieli nic poza swoją nową miłością. W sieci krążyły historie o braniu urlopów tylko po to aby grać w Diablo III. W takich okolicznościach inne tytuły musiały zejść na plan dalszy. I to nawet tak głośne jak Max Payne 3.
Prawdopodobnie dlatego właśnie Rockstar Games zdecydował się nie kusić losu wydając najpierw wersję konsolową swojej nowej produkcji. Może to i dobrze, bo trzeci Max Payne jest zbyt dobry, aby go pominąć. Fanów poprzednich części gry ucieszy z pewnością wiadomość, że fabuła nowej odsłony jest wyjątkowo dojrzała i nie odstaje dynamiką zdarzeń, klimatem i zwrotami akcji od tego co do tej pory oferowała nam ta seria.
Dzięki rewelacyjnym filtrom, filmowym rzutom kamer i niesamowitej płynności przejść pomiędzy przerywnikami filmowymi a samą grą opowieść o gliniarzu balansującym na skraju totalnego upadku nabrała wyjątkowego charakteru.
Z racji braku chronologii zdarzeń i specyficznej narracji wyjawię tylko, że nasz bohater zmuszony został uciekać z Nowego Jorku. Dzięki dawnemu koledze podejmuje pracę ochroniarza rodziny pewnego biznesmena w San Paulo. Nadal jednak prześladują go demony przeszłości.
Ukojenie odnajduje na dnie butelki szkockiej, którą popija kolejne porcje tabletek przeciwbólowych. Nagle jego świat znów staje na głowie, bo oto dochodzi do ataku na biznesmena, a później porwania jego żony.
Czy czegoś Wam to nie przypomina? Skojarzenia z Człowiekiem w Ogniu wydają się tu jak najbardziej na miejscu. Na szczęście od pierwszych chwil spędzonych w grze czuć wyraźnie, że mamy tu do czynienia ze starym, dobrym Maxem Paynem.
Powraca charakterystyczny dla tej serii Bullet Time czyli spowolnienie czasu podczas walki przy jednoczesnym zachowaniu sporej swobody celowania. Dzięki lepszemu silnikowi fizycznemu system ten zyskał na autentyczności. Max po staremu może rzucać się do przodu, do tyłu czy na boki, ale teraz wyraźnie widać wpływ jaki na jego lot mają otaczające go przedmioty.
Wpadnięcie na biurko czy meblościankę kończy się bolesnym upadkiem, z którego nasz bohater podnosi się nieco dłużej. Przy intensywnej walce i stanowiących spore wyzwanie przeciwnikach każda sekunda jest cenna. Dlatego tym razem trzeba wcześniej pomyśleć czy warto wykonać skok czy lepiej skorzystać z systemu osłon. Zresztą co tu dużo mówić - obejrzyjcie to w akcji.
Nie myślcie, że przez takie zabiegi gra straciła przez na dynamice. Co to to nie. Akcja pędzi tu do przodu niczym lokomotywa, a kule świszczą nam dookoła głowy.
Co chwila też zmieniają się lokacje. W jednej chwili walczymy w klubie nocnym, aby parę minut uciekać po ośnieżonych dachach budynków w Nowym Jorku, ostrzeliwać się z łódki na jakiejś rzece czy przedzierać się przez okryte złą sławą brazylijskie fawele. Emocji w nowym Maxie z pewnością nie brakuje.
Oprawa audiowizualna gry zasługuje na osobny akapit, bo Rockstar w tej kwestii naprawdę mocno się postarał. Znakomite udźwiękowienie i klimatyczna ścieżka dźwiękowa idzie tu w parze z rewelacyjną , jak na konsolę, grafiką. Świetne tekstury, bardzo bogate modele postaci, imponująca animacja ruchów naszego bohatera, niezły system zniszczeń i całe mnóstwo pomniejszych bajerów graficznych powodują, że produkcja ta może śmiało konkurować o tytuł najładniejszej gry konsolowej.
Nie mogę, na koniec, nie wspomnieć o trybie wieloosobowym. Co prawda do tej pory udało mi się rozegrać dosłownie kilka potyczek, ale dostarczyły mi one zaskakująco dużo frajdy. Może nie na tyle, abym porzucił tryb opowieści, ale wiem do czego wrócę po obejrzeniu zakończenia historii upadłego gliny.
Max Payne 3 oczarował mnie tak jak kiedyś jego poprzednie części. Nie wydaje mi się jednak, żeby ten tytuł wymagał polecania. Szczególnie wśród pecetowych graczy. Dla nich 1 czerwca tego roku będzie wyjątkową datą., bo tego dnia pecetowy Max pojawi się na półkach sklepowych. Naprawdę warto na niego czekać.. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Więcej o Max Payne 3:
- Max Payne 3: gra w wersji PC wydana na czterech płytach DVD
- Max Payne 3: premiera gry na Xbox 360 i PS3, wersja PC później, ale z polskimi napisami
- Max Payne 3: Rockstar Games zapowiada aż 7 DLC do gry - pierwsze w czerwcu
- Max Payne 3: premierowy zwiastun gry i informacje o usłudze Games for Windows Live
- Max Payne 3: wymagania sprzętowe gry w wersji PC powalają na kolana
Źródło: informacja własna
Komentarze
37ja mimo wszystko poczekam na pecetowa, sterowanie w tej grze padem to paranoja jak fife na klawiaturze
Coś jak ostatnie CoDy. Zero swobody, zero możliwości wykonania zadania po swojemu. Same skrypty. Zamiast sterować łodzią i strzelać my tylko strzelamy. Oczywiście akcja polega na płynięciu wzdłuż wrogów i ich eliminacja aż załączy się następny skrypt.
Ładna grafika, ciekawy klimat, Max Payne ale... gra jakaś taka słaba się wydaje, jak dla dzieci.
A poza tym: czy ja tam widzę stary, dobry pasek życia zamiast migającego na czerwono ekranu?:)