Najpierw przyjrzyjmy się tradycyjnie Toshiba Camileo X-Sports ze wszystkich stron. Korpus kamery został pokryty gumopodobnym materiałem, który jest przyjemny w dotyku, a na dodatek nie brudzi się zbytnio. W przeciwieństwie do ekranu, o czym za chwilę. Połowa przedniego panelu wykonana jest z metalu. Poniżej otworu obiektywu znajdziemy głośniczek. Jak to zwykle bywa w przypadku tego typu kamer, po zainstalowaniu Toshiby Camileo X-Sports w przeźroczystej obudowie podwodnej jakość rejestrowanego dźwięku ulegnie znacznej degradacji. A odgłosy dobiegające z większej odległości, na przykład 3-4 metrów, kompletnie niesłyszalne.
Cały korpus kamery ma kształt prostopadłościanu o wymiarach 73 x 49,5 x 29,5 mm, z wystającym pierścieniem obiektywu i o zaokrąglonych narożnikach, co zwiększa komfort uchwytu.
Na lewej bocznej ściance znajdziemy przycisk włączania i wyłączania kamery (niezależnie od trybu uśpienia).
Na górnej ściance przycisk uruchamiający i zatrzymujący nagrywanie, a także wybudzający kamerę ze stanu uśpienia lub włączający tylny ekran LCD. Ten sam przycisk w trybie fotograficznym pozwala wykonywać zdjęcia. Rozpoczęciu rejestracji towarzyszy dźwięk. Niestety, nie jest on zbyt głośny i po umieszczeniu kamery w obudowie lub z dala od ucha staje się kompletnie niesłyszalny, przez co jego przydatność informacyjna spada do zera. Ponad obiektywem znalazła się dioda sygnalizująca tryb pracy oraz mikrofon.
Prawa ścianka zamocowana jest na zawiasie i uchylana. Pod nią znajdziemy slot na akumulator o pojemności 1050 mAh (mogłaby być większa), złącze miniHDMI, mikroUSB oraz slot na karty pamięci mikroSD. Ładowanie kamerki możliwe jest jedynie po otwarciu tej pokrywy, jednak sama kamera może być użytkowana w trakcie ładowania. Dostęp do złącz jest wygodny, a jedynym mankamentem, zwłaszcza dla osób o dużych palcach, to umieszczenie slotu na kartę pamięci zbyt blisko krawędzi obudowy. Wyjęcie karty sprawiało nam pewne problemy, jednak po opanowaniu techniki jej chwytania procedura stała się dużo prostsza.
Na spodzie obudowy umieszczony został gwint statywowy. Za jego pomocą można przymocować kamerę do statywu lub, co istotne, do dostarczonych uchwytów bez konieczności „ubierania” jej w obudowę podwodną.
Pozostała nam jeszcze tylna ścianka. Większość jej powierzchni zajmuje 2” ekranik o rozdzielczości 320x240 pikseli. Nie jest to zbyt wiele, ale przy tak małej przekątnej nie sprawia zbyt wielkiego dyskomfortu, choć przyzwyczajeni do smartfonowych ideałów chętnie zobaczylibyśmy tu ekran VGA. Znacznie większym problemem jest łatwość z jaką ekran można zabrudzić palcami. Na szczęście daje się go dość łatwo wyczyścić.
Po lewej stronie wyświetlacza znajdują się umieszczone jeden nad drugim wielofunkcyjne przyciski. Dwa najwyżej położone pozwalają zmieniać ustawienia cyfrowego zoomu. Do dyspozycji mamy 10-krotne powiększenie. Szybko jednak przekonaliśmy się, że jest to raczej zbędny bajer, zwłaszcza gdy przekroczymy 2-3 krotne powiększenie. Nie żałujemy jednak tego, bo najważniejszą cechą jest w tym przypadku około 160-stopniowe pole widzenia zapewniane przez obiektyw o ogniskowej 2,97 mm (odpowiednik ogniskowej około 16,7 mm dla pełnej klatki, w danych Exif zdjęć podawana wartość jest dwukrotnie zawyżona).
Trzeci z przycisków włącza podgląd zarejestrowanych materiałów, a dolny aktywuje menu i pozwala na cofanie się w ustawieniach. Pozostałe przyciski w trybie menu służą do przemieszczania się w przód i w tył oraz wybierania/zmiany ustawień. Na pierwszy rzut oka menu wydaje się skomplikowane, ale w praktyce jest dość intuicyjne, co pozwoliło nam szybko opanować całą klawiszologię.
Choć Toshiba Camileo X-Sports nie jest kamerą dedykowaną pracy słabym oświetleniu, to uznaliśmy za istotne sprawdzenie jak obsługuje się ekran i przyciski po ciemku. I tak jak powyżej, kamerkę daje się obsługiwać w przysłowiowe „ciemno” (o ile nie mamy zbyt dużych palców, my nie mieliśmy), jednak podkreślamy, że przyciski nie są w żaden sposób podświetlane. Jasność ekranu zawodzi przy silnym słońcu. Przysłaniając ekran możemy podejrzeć kadr, jednak tak jak w przypadku wielu smartfonów, słoneczny dzień nie sprzyja komfortowemu podglądowi.
Zwracamy uwagę jeszcze na jedną istotną naszym zdaniem cechę - „twardość” przycisków. Toshiba Camileo X-Sports wyposażona została w przyciski, które wymagają pewnego nacisku, by działać. W przypadku samej kamerki nie jest to problemem, nie są to też przyciski, które daje się łatwo nacisnąć przypadkiem. Problem pojawia się po założeniu obudowy podwodnej. Choć jest bardzo dobrze dopasowana (nie zauważyliśmy luzów, choć filmy kazały nam przemyśleć tę sprawę jeszcze raz), to wciskanie przedłużek przycisków na obudowie wymaga już sporej siły. Ten element Toshiba powinna poprawić.
Dodatkowe wyposażenie
Cała konstrukcja Toshiba Camileo X-Sports jest zwarta i nawet bez stosowania dodatkowej ochrony dość odporna na różne nieprzyjemne czynniki. Przypadkowe zachlapanie czy zabrudzenie nie jest wielkim problemem, ale już wkładanie do wody samej kamery skończyłoby się na pewno niemile.
Dlatego w zestawie mamy obudowę podwodną (certyfikowaną do 60 metrów). Umieszczenie i wyjęcie kamery nie sprawia kłopotu, a zatrzask działa pewnie. Nie zauważyliśmy wielkich różnic pomiędzy jakością nagrań z kamery umieszczonej w obudowie i z niej wyjętej. Dlatego gdy zabieramy kamerkę na porządniejszą wyprawę warto umieścić ja na stałe w obudowie. Szybko się przekonamy, że znajdzie się tysiąc okazji, kiedy jakakolwiek ochrona będzie niezbędna.
Dołączony w zestawie pilot oferuje jedynie podstawową funkcjonalność - pozwala na włączanie i zatrzymywanie nagrywania lub fotografowanie. Zakładamy go za pomocą paska z rzepem na ramię, ewentualnie na mankiet kurtki. Dlaczego? Sam pasek jest dość długi i mocowanie w okolicach nadgarstka w tym przypadku nie jest dobrym pomysłem.
Pozostałe elementy montażowe prezentują wysoką jakość wykonania, łączą się i skręcają bez problemów. Zatrzaski i uchwyty działają bardzo pewnie. Aczkolwiek musimy przyznać, że jest to minimum, jeśli chodzi o pewne mocowanie. Problemem jest nie tyle bezpieczeństwo kamery, co podatność elementów ochronnych i mocowania na wibracje, które łatwo przenoszą się na kamerę podczas jazdy na przykład rowerem po dużych nierównościach.
Żal nam jedynie, że producent nie postarał się o choćby jedną przyssawkę w komplecie. Nawet kosztem jednego z przyklejanych uchwytów.
Menu kamery
Wspomnieliśmy o tym, że menu jest łatwe w opanowaniu. Jak jednak ono wygląda? Najlepszą ilustracją jest poniższe, krótkie wideo.
Menu podzielone zostało na cztery części:
- ustawienia ogólne (ustawienia Wi-Fi, ekranu, stabilizacji elektronicznej, mikrofonu, głośnika, zoomu cyfrowego, języka menu - jest Polski, i pozostałe ustawienia dla aparatu)
- ustawienia dla trybu pracy (filmy, zdjęcia, zdjęcia+filmy, filmy poklatkowe, zdjęcia seryjne)
- wybór trybu pracy
- przegląd zarejestrowanych materiałów (są one podzielone według kategorii)
W trybie wideo możemy wybierać pomiędzy rozdzielczościami i szybkością rejestracji materiału. Tryb fotograficzny ma nieco więcej ustawień, oprócz jednej z rozdzielczości, możemy zmienić ISO i włączyć tryb seryjny. Zaskakujące, i wprowadzające nieco zamieszania, jest przeniesienie do ogólnych ustawień opcji dla trybu fotografowania (Auto, Krajobraz, Portret), balansu bieli i korekty ekspozycji (od -2 do +2 EV).
Toshiba Camileo X-Sports może być sterowana również poprzez aplikacje Toshiba Remote dla smartfonów. Mamy dostęp do tych samych funkcji co poprzez menu samej kamery, więc pod tym względem jest w porządku. Mniej spodobała nam się wizualna strona smartfonowego interfejsu, aczkolwiek to kwestia gustu. Zasięg komunikacji (zmierzyliśmy około 8-9 metrów) jest wystarczający, by sterować kamerą z wnętrza pojazdu lub po umieszczeniu jej poza zasięgiem naszych rąk. Opóźnienie jest zauważalne, ale nie wpływa bardzo na komfort pracy z kamerą.