The Thing: ta gra planszowa to znacznie więcej niż mokry sen dla fanów filmu. Nie będziecie mogli się oderwać
The Thing to gra planszowa oferująca ogromny suspens i wiele frajdy, szczególnie dla liczniejszego grona. To gratka dla fanów horroru, a jednocześnie gra pełna rozmów, oskarżeń i podstępów. Na papierze brzmi super, ale czy są jakieś wady? Sprawdzamy! Oto nasza recenzja.
Niezłych gier planszowych z mechaniką zdrajcy i blefowania nie brakuje. Jednak "The Thing", czyli kultowe "Coś" Johna Carpentera to temat, który aż prosi się o wypasioną planszówkę (jeśli jesteście pasjonatami tematu, zerknijcie na najlepsze gry planszowe). Co prawda legendarny film miał już dwie adaptacje w postaci "The Thing: Infection at Outpost 31" i "Who Goes There?", ale gry te ukazały się w mniejszym, limitowanym nakładzie i nie miały polskich wydań.
Tym razem za próbę przeniesienia Thinga z ekranu na stół wzięło się włoskie studio Pendragon, mające na koncie takie hity, jak choćby This War of Mine, Captain Sonar czy Imperial Settlers. Czy udało mu się stanąć na wysokości zadania? Po tytule tej recenzji już wiecie, że tak, ale jak tego dokonali… tego właśnie dowiecie się z naszej recenzji The Thing: gra planszowa.
Najważniejsze informacje o The Thing: gra planszowa
Liczba graczy: | 1-8 |
Sugerowany przedział wiekowy: | 14+ |
Polska wersja: | Tak (komponenty i instrukcja) |
Szacowany czas rozgrywki: | 3h (zakładając znajomość instrukcji) |
Jak łatwo nauczyć się zasad: | Tłumaczenie zasad trwało 1,5 godziny. Gracze bez problemu nadążali za kolejnymi fazami i mechanikami rozgrywki. Istnieje jednak sporo mikro-zasad, które sprawiają, że prowadzący grę musi pamiętać o wielu rzeczach. Niektóre bardziej złożone sytuacje, takie jak spotkania z ujawnionym Obcym, wymagały zerkania do instrukcji. Warto zaznajomić grających z funkcjami poszczególnych pomieszczeń |
Cena gry w momencie publikacji testu: | od 195 zł do 239 zł |
Nie wiem, co to jest, ale jest dziwne i wkurzone
Gra planszowa The Thing pozwala odtworzyć feralne wydarzenia, jakie miały miejsce w amerykańskiej stacji badawczej #31 na Antarktydzie. Chodzi konkretnie o moment, w którym dwójka wycieńczonych fizycznie i psychicznie Norwegów przyleciała tam helikopterem i chciała, bezskutecznie, zlikwidować imitującego psa przybysza z kosmosu. Tytułowy kosmita potrafi bowiem przybrać kształt dowolnej istoty i jest nie do odróżnienia od oryginału. Sęk polega na tym, że w trakcie asymilacji, ów "oryginał" zostaje zniszczony, tj. rozerwany na strzępy. Wkrótce do amerykańskiej bazy wkradnie się złowroga atmosfera, pełna niepewności i paranoi...
Rozgrywka w The Thing: gra planszowa zaczyna się tuż po autopsji zwłok przetransportowanych z norweskiej bazy, a więc w momencie, gdy przywleczony stamtąd pies husky jeszcze nie ujawnił, czym naprawdę jest, ale amerykańska ekipa wie już, że stało się tam coś złego…
Planszowy The Thing ma w sobie coś z komputerowego Among Us, ale wychodzi znacznie poza ten schemat i łączy ze sobą kilka ciekawych konwencji. Z jednej strony jest to gra survivalowa o zarządzaniu bazą i jej zasobami, w tym paliwem i żywnością, czy też naprawianiu kluczowych pomieszczeń. Z drugiej zaś strony zawarty jest tutaj silny czynnik dedukcyjno-społeczny, obowiązkowa mechanika zdrajcy (mogącego samemu się ujawnić!) i worker placement (czyli kierowanie postaci na pole w celu wykonania pewnego zadania, np. naprawy).
Bycie "susem" na Antarktydzie łatwe nie jest
Standardowy wariant to rozgrywka dla 4-8 osób, spośród których 1 z nich na starcie jest "zakamuflowanym" kosmitą udającym człowieka i mogącym zarażać innych ludzi (którzy następnie potajemnie sobie pomagają). Wszyscy gracze muszą razem współpracować, zarządzając bazą, naprawiając kluczowe pomieszczenia (np. radiostację) i pojazdy - helikopter oraz ratrak, aby, koniec końców, ewakuować się z placówki badawczej. W teorii brzmi prosto, ale na początku gry nikt nie wie, która z osób jest zakażona.
Aby wygrać grę wszyscy ludzie muszą uciec z bazy i nie może z nimi wydostać się Obcy incognito. Dlatego też zasady rozgrywki wymagają ustalenia tożsamości przynajmniej części załogi (będzie o tym szerzej za chwilę). Jakby nie patrzeć chyba nikt nie chciałby pozwolić morderczemu organizmowi wydostać się z Antarktydy i zarazić całą cywilizację. Z kolei Obcy wygrywa, gdy ujawniając się zabije bezpośrednio lub doprowadzi do śmierci z wyziębienia wszystkich członków ekipy badawczej. Może również zatryumfować, gdy w swojej nieujawnionej formie sam lub z innymi "Cosiami" ucieknie z bazy.
Sama placówka jest nieustannie zagrożona, bo albo generator może wysiąść albo kotłownia ulec nieodwracalnym zniszczeniom. Aby zapobiec wyziębieniu bazy należy dbać o dostarczanie do niej zasobów i ewentualne naprawy. Czasem jednak jest to ryzykowne. Bo co, jeśli akurat pałęta się tam pies (co turę husky wychodzą z kojca i spacerują w losowych miejscach) albo pójdziemy tam z drugą osobą, której tożsamości nie znamy? W teorii będziemy mogli sprawniej wykonać naprawę albo wziąć więcej paliwa, ale ryzykujemy zarażenie – jeśli w jednym pomieszczeniu jesteśmy z drugą osobą lub psem, odbywa się faza spotkań, w których może dojść do zakażenia.
To właśnie mechanika infekcji jest tu bowiem kluczowa i silnie powiązana z tematyką filmu. Jeśli dwie postaci spotkają się na jednym polu, przekazują sobie po jednym z dwóch żetonów zakażenia (przy czym ludzie mogą przekazać wyłącznie "ludzką stronę"), a gracz kontrolujący Obcego może wybrać, czy chce przekazać żeton człowieka, czy Thinga. Ten drugi oczywiście powoduje infekcję, co sprawia, że zarażony gracz wie, że ma innego kosmicznego kumpla, ale mechanicznie grają oni po stronie ludzi. Nie przeszkadza im to oczywiście, sabotować działania ludzi lub sekretnie knuć ucieczkę. No, chyba, że ktoś zdecyduje się dobrowolnie ujawnić, to wtedy gra zmienia się z co-opa z mechaniką zdrajcy w versus.
Wtedy to The Thing otrzymuje figurki kosmicznego monstrum i żetony siły (tyle, ile wynosi liczba graczy dzielona na 2) oraz dostęp do kart lokacji. Dochodzi też wówczas nowa faza rozgrywki, gdy ujawniony Obcy w sekrecie wybiera karty lokacji, gdzie się za chwilę pojawi. Może próbować wchłonąć psy (zwiększając swoją siłę) lub zabić ludzi, tudzież zniszczyć pomieszczenie lub pojazd (czyli drogę ucieczki!). Najlepsze jest jednak to, że ludzie nie wiedzą wówczas, gdzie się zjawi tytułowe Coś, bo jego ruchy są rozpatrywane dopiero po tym, gdy ekipa rozstawi swoje postaci w różnych miejscach w bazie.
Co robimy? Poczekajmy, może samo sobie pójdzie
Rozgrywka w The Thing: gra planszowa składa się z 7 (maksymalnie 8) faz. Podczas początkowych lider (który może - lub nie - zmieniać się co turę) rzuca kostką pogody, dowiadując się, jaka będzie aura. A ta z reguły jest bardzo złe lub co najwyżej kiepska, bo słoneczna pogoda to szansa 1/6.
Z tego tytułu do utrzymania bazy zużywane jest paliwo, a także konieczne są naprawy. Jeśli nawali generator, karty akcji możemy dawać wyłącznie w ciemno, a gdy wysiądzie kotłownia, baza będzie zamarzać, aż wszyscy umrą z wyziębienia. No chyba, że ktoś rozgrzeje atmosferę mołotowem lub miotaczem ognia, ale tak nie będzie dało się długo wytrzymać.
Faza rozpatrywania pogody determinuje dalszy bieg akcji i to, jakie kolejne czynności będą dla nas mieć najwyższy priorytet. Następnie lider sugeruje, co trzeba zrobić, a pozostali gracze umieszczają swoje pionki na wybranym przez siebie pomieszczeniu. Potem w sekrecie przekazują po 1 karcie akcji (użycie, naprawa lub sabotaż), które chcieliby wykonać, a lider dodaje do puli własną kartę i dociąga ze stosu jeszcze jedną, po czym wszystkie je tasuje.
Wtedy zaczyna się odkrywanie kart i przypisywanie danej czynności do danej postaci. Jest to skonstruowane w taki sposób, żeby nie dało się zidentyfikować, kto przekazał karty sabotażu. Lider może grać karty, dopóki dane akcje mu pasują (jeśli nic nie da się zrobić, ktoś traci ruch), po czym może przestać, aby nie ryzykować wyciągnięcia sabotażu.
W mojej rozgrywce właśnie tak zrobiłem i wytłumaczyłem pozostałym graczom, dlaczego się na to zdecydowałem. Gracz, który był „The Thingiem” sugerował innym jednak, że było to podejrzane zachowanie. No i w ten sposób przechodzimy do następnej kluczowej fazy gry, czyli spotkania w pokoju rekreacyjnym. Wszystkie postaci trafiają tam po wykonaniu swoich akcji w bazie i w tym momencie odbywa się w miarę swobodna dyskusja na temat strategii na następną turę, czy też podejrzeń wobec innych graczy.
Następnie, jeśli zajdzie taka potrzeba, odbywa się głosowanie na podejrzane osoby (wywołane na "raz, dwa, trzy" i wyciągnięcie palca). Żeton każdego gracza, na którego zagłosowano przesuwa się na tzw. torze podejrzeń o tyle pól, ile padło na niego głosów. Jeśli ktoś się znajduje na samym końcu tego toru, jest zmuszony do zagrywania wszystkich swoich kart akcji w sposób jawny.
Co istotne, wykrycie Obcego może odbyć się albo za pomocą testu krwi (wtedy testujemy osobę na najwyższym polu wskaźnika podejrzeń) lub miotaczem ognia i drucikiem (zupełnie jak Kurt Russell w filmie). Wtedy możemy też wskazać dowolną osobę. I powiem, że ta wcześniejsza mechanika zmuszenia kogoś do grania otwartych kart może być dodatkowym mechanizmem zabezpieczającym ludzi.
W połączeniu z faktem, że nie można pokazywać sobie kart przedmiotów/broni/akcji (wyjątkiem jest miotacz ognia, o którym trzeba poinformować pozostałych graczy), a wszystko co o nich powiemy może być traktowane jako blef i spekulacja, tworzy szerokie spektrum możliwości. I dlatego też każda rozgrywka wygląda zupełnie inaczej, a przy okazji, po przeprowadzonej rundzie, może się również zmienić lider (jeśli ktoś pojawił się w pomieszczeniu, gdzie rozmieszczony był żeton lidera).
Nie rozumiecie, że to chce nas ze sobą skłócić?
Co tu dużo pisać, piękno The Thing: gra planszowa polega na tym, że jak ktoś dobrze ściemnia i przekierowuje uwagę na inne postaci, to może jako Obcy uniknąć podejrzeń, a zrobi z osoby postępującej jak najszlachetniej głównego winowajcę. Każda akcja może być odbierana w dwuznaczny sposób np. pójście do laboratorium po worek krwi dla innych graczy mogłoby być odebrane jako próba sabotażu, bo jedynie gracz, który tam poszedł wie, co tak naprawdę z nim zrobił.
I tak jest praktycznie ze wszystkim, w tym z odnalezieniem kluczy do pojazdu umożliwiającego ucieczkę. Szczere próby dzielenia się informacjami mogą także działać na korzyść Obcego, bo później on może zaplanować, kiedy się ujawni i które drogi ucieczki ma zastawić. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że wcale nie trzeba być zaznajomionym z filmem, by dobrze się przy tej grze bawić. Jeden z 6 graczy w naszej grupie w ogóle go nie oglądał, a po trwającym dosłownie minutę streszczeniu już z samej mechaniki gry załapał esencję klimatu i bawił się naprawdę przednio. Przy okazji to dzięki niemu jako ludzie wygraliśmy grę!
Niestety, figurki nie są elementem podstawowej gry. Można je jednak dokupić w niemwielkim zestawie. Co więcej, opcjonalny pakiet figurek posiada również oficjalny dodatek do gry zatytułowany The Thing - norweska baza
The Thing – świetna gra, ale czy warto kupić?
Pomimo tego, że The Thing ma nie najlepiej skonstruowanej instrukcji, nie jest ona w stanie pogrzebać tak fenomenalnej gry znajdującej się „pod spodem”. Co więcej, jest ona również naprawdę porządnie wykonana, z czytelną planszą i dobrze „zakodowanymi” kolorystycznie elementami. Upewnijcie się jedynie, że spędzicie dostateczną ilość czasu na przewertowanie zasad (i najlepiej odwiedźcie boardgamegeeka parę razy, żeby trochę odkłamać instrukcję), zróbcie sobie ściągaweczki i znajdziecie jeszcze minimum 3 inne osoby. Możecie być pewni, że mimo horrorowatego motywu przewodniego, The Thing okaże się zaskakująco "towarzyską" gra. Pamiętajcie jednak, aby zarezerwować sobie na pierwszą rozgrywkę co najmniej z 5 godzin wolnego czasu. Tak, niestety ten tytuł nie należy do kategorii tych szybkich.
Jeśli natomiast nie możecie regularnie liczyć na większą ekipę chętnych do wspólnej zabawy, jest tu również możliwość rozegrania wariantu od 1 do 3 osób, z nieco zmienionymi zasadami, komponentami i mechanikami. W tej wariacji odpada nam jednak element dedukcyjno-społeczny, a zamiast tego po prostu będziemy testować każdą postać. Oczywiście, nadal stwarza to spore napięcie i niepewność, nawet jeśli odpada część otoczki a'la Among Us. O dziwo gra sprawdza się w takim wydaniu zaskakująco dobrze i zachowuje niemal w całości ducha filmu.
Na korzyść planszówkowego "Coś" przemawia też fakt, że żadna z 6 osób w mojej grupie nie czuła potrzeby sięgania po wspomniany już wyżej dodatek. Wszyscy uważaliśmy, że podstawowa wersja gry jest na tyle bogata i złożona, że wystarczy na bardzo wiele posiedzeń. I myślę, że to samo w sobie powinno przemawiać za jakością planszówkowej adaptacji klasyku sci-fi. No to teraz wy decydujcie, czy chcecie sięgać po grę, a ja idę umówić się na kolejną emocjonującą ucieczkę z Antarktydy ;)
Ocena The Thing: gra planszowa
- świetny klimat
- kapitalne uchwycony duch filmu - poprzez mechaniki blefowania, sabotażu i infekcji
- duża regrywalność
- bardzo dobry aspekt dedukcji społecznej
- rozmowy i wzajemne oskrażenia "robią" tę grę
- naprawdę można poczuć się, że wszystko jest przeciwko Tobie
- każda wykonywana przez nas czynność może być dwuznaczna
- już podstawowa wersja gry ma bardzo wiele do zaoferowania
- nienajlepsza instrukcja (w Internecie można już znaleźć erratę twórców)
- sporo mikro-zasad dla prowadzącego grę
- dość długi czas potrzebny na tłumacszenie zasad i pierwszą rozgrywkę
Ocena końcowa
- Wykonanie:
- Złożoność:
- Losowość:
- Regrywalność:
- Interakcja z innymi graczami:
- Przyjemność z rozgrywki:
Recenzowana gra planszowa The Thing pochodziła z własnej kolekcji autora
Komentarze
7https://niemencrystal.com/kategoria-produktu/misy-i-wazony/
Z tego co widac gra szalu nie robi.
Ten klimat , ten pomysł, ta muzyka, to wykonanie...Film absolutny numer 1 w horrorach.
Grałem kiedyś w grę na PC o tym samym tytule - gra całkiem dobra - też ma klimat zimna i grozy.
Teraz wychodzi gra tzw. karcianka - trochę przesadzili z ceną ale gra musi być dobra bo trudno jest zmarnować potencjał tego filmu...
chorymi bo coś z mozgownica jest nie tak!