Nowy tytuł twórców LittleBigPlanet po mistrzowsku łączy pomysłowość i artyzm gier niezależnych z pompą i pieczołowitością wykonania hitów najgrubszego kalibru.
klimat, klimat i jeszcze raz klimat; urokliwy i pełen detali świat gry; genialne wykorzystanie nieomal wszystkich funkcji PS Vita; zburzenie „czwartej ściany” i uczynienie gracza autentycznym uczestnikiem wydarzeń na ekranie; stosunek długości do ceny
Minusyw niektórych miejscach praca kamery; kilka drobnych błędów technicznych; w większości nie stanowi żadnego wyzwania
Jeszcze kilka dni temu, zapytany o mojego osobistego, niekoronowanego króla w temacie burzenia teatralnej „czwartej ściany”, bez wahania wskazałbym paluchem na Deadpoola. Jak się jednak okazuje, bezpośrednie zwroty do gracza i świadomość bycia antybohaterem z historii obrazkowych to nie wszystko, co zdziałać można w temacie likwidacji niewidzialnej bariery pomiędzy widzem, a „aktorem”. Tearaway - świeżutkie dzieło ojców LittleBigPlanet stworzone specjalnie z myślą o Playstation Vita - stanowi najlepszy tego dowód.
Trzech Muszkieterów
Nowa produkcja studia Media Molecue zaprasza nas do Krainy Opowieści – wykonanego w całości z papieru świata, w którym to głównych bohaterów jest podobno aż dwóch. Podobno, bo sam do tego zestawienia dorzuciłbym jeszcze jednego, stawiając obok sylwetki gracza i papierowego posłańca otaczający ich świat. Stworzone z kleju i kolorowych kartek środowisko gry to jedna z najpiękniejszych i urzekających wirtualnych rzeczywistości, jakie dane mi było w tym życiu oglądać. Oparty na tej samej idei i wciąż śliczny Paper Mario Sticker Star, w zestawieniu z kunsztem świata Teraway, zdecydowanie i bezpowrotnie traci część swojego uroku. Twórcy chwalą się również, iż każdy z oglądanych przez nas elementów otoczenia można bez problemu odtworzyć w świecie rzeczywistym, co zresztą sami nam umożliwiają. Ale, ale – po kolei.
Gdy słońce zawieszone wysoko nad Krainą Opowieści pęka, a z jego wnętrza na świat zaczyna spoglądać nasza facjata, do życia powołany zostaje Posłaniec - Iota bądź Atoi (imię zależy od wybranej przez gracza płci bohatera). Głównym zadaniem tej chodzącej i uśmiechniętej koperty jest przekazanie nam wiadomości. Przeszkodzić w tym ambitnym przedsięwzięciu będą próbowały niejakie Pudłaki – wredne istoty hurtem wlewające się z naszego wymiaru do beztroskiej Krainy. Jako gracz-bóg, przez rdzennych mieszkańców świata Tearaway nazywany Istotą, musimy pomoc Posłańcowi i powstrzymać kartonowe szkodniki. Wszystko przy użyciu naszego głosu, unikatowych funkcji systemu PlayStation Vita i co najważniejsze, naszych placów.
Gdzie z tymi łapami?
Jeden z największych plusów nowego exclusive’a Vity, a więc przełamanie bariery między grą a grającym, nie opiera się wyłącznie na ciągłym podkreślaniu naszej obecności na niebie, w wymownym ujęciu prosto z przedniej kamerki konsolki. W podróży Atoi bądź Ioty mamy bezpośredni udział, bo z wieloma przeciwnościami losu bez naszej ingerencji mała koperta sobie po prostu nie poradzi. Ingerencja to tak po prawdzie słowo klucz, bo wielokrotnie musimy tu czymś potrząsnąć, stuknąć bądź bezpardonowo władować w to swoje paluchy. Za ich pomocą nie raz przesuniemy jakąś platformę, zatrzymamy potok niszczycielskiego kleju bądź rozwiniemy fragment mostu. Głos przyda nam się zaś do nagrania przerażającego krzyku, który przepłoszy z okolicy wrogo nastawione ptaszyska. Takich momentów jest w grze naprawdę całe mnóstwo i za każdym razem byłem ciekaw, czym teraz zaskoczą mnie twórcy. Król wiewiórek zgubił swoją koronę? Własnoręcznie ją narysujemy, przyozdobimy kolorowymi kamieniami szlachetnymi i wytniemy. Kroczący po okolicy jeleń stracił oryginalny kolor? Zdjęcie ozdobionego kwiatami koca leżącego w naszym pokoju powinno nadać się na nową teksturę. Po sam finał tej niezwykłej podróży Tearaway wyskakuje z jakimś nowym, niezwykłym pomysłem na delikatne podkręcenie skostniałej już nieco mechaniki platformerów. I to się chwali!
Jako wszechpotężna Istota naszemu podopiecznemu pomóc możemy również w momentach starć z Pudłakami. W tym przypadku nasza rola ogranicza się przede wszystkim do odpychania bądź bezpośredniego zgniatania tych małych wandali, albowiem Posłaniec do słabeuszy nie należy. Ogłuszonymi przeciwnikami możemy tu śmiało rzucać, często rozbijając jednego typa o drugiego, a gdy na scenie pojawi się „broń ostateczna” – nie ma przebacz. Tytuł całkiem umiejętnie przeplata ze sobą chwile walki, eksploracji, rozwiązywania zagadek i skakania po platformach, jednak prawdziwego wyzwania w lwiej części tych aktywności odnaleźć nie sposób. Śmierć, nie wnikając już w jej źródło, zawsze kosztuje tu tylko parę chwil potrzebnych na cudowne odrodzenie się koperty. A że proces ten odbywa się zaledwie kilka kroków od miejsca ostatniego „zejścia”, nasza przygoda z Tearaway to w zasadzie doświadczenie bezstresowe.
Złóż sobie wiewióra
Łatwość w pokonywaniu przeciwności losu, jakie stawia przed nami Tearaway, to zdecydowanie nie to, co tygrysy i stare konie lubią najbardziej. Co jednak nie spodoba się nawet młodszym graczom, to czas potrzebny na ukończenie nowej produkcji Media Molecue. Prąc tylko i wyłącznie przed siebie, koniec tej klimatycznej podróży zobaczymy już po 5 godzinach. Na całe szczęście, poza głównym traktem kryje się tu całkiem pokaźna liczba krótkich i przyjemnych zadań pobocznych, zdrowo wydłużających czas potrzebny na ukończenie gry. Schodzić z głównej ścieżki opłaca się więc podwójnie – a nawet i potrójnie, jeśli doliczyć walory estetyczne związane z radowaniem naszych oczu urokliwymi, papierowymi krajobrazami.
Poza sporą liczbą odblokowywanych w czasie gry elementów służących do modyfikacji naszego pamperka, Tearaway kryje w sobie również zacny pakiet innych „znajdziek” (fraza zaczerpnięta prosto z gry - tak swoją drogą, brawa za pełną polonizację na najwyższym poziomie). Najciekawsze są tu oczywiście papierowe modele stworzeń i innych części składowych uniwersum gry, które po wcześniejszym sfotografowaniu pobrać można bezpośrednio z oficjalnej strony tytułu. Złożyć i postawić na półce możemy w ten sposób nie tylko zwykły dąb czy kręcącą się pod nim wiewiórkę, ale i również urokliwego bohatera Tearaway. Przyznaję, patent wprost genialny w swojej prostocie.
Okiem starego zgREDa Barona |
Nie tylko dla artystów
Przeciwnicy pojawiają się tu w zaledwie kilku rodzajach, kamera znów lubi odstawiać taniec na głowie, a dwa razy udało mi się władować w miejsce, którego nie przewidzieli chyba sami twórcy. Nie zmienia to jednak faktu, że Tearaway to produkcja niezwykła – piękna wizualnie, pękająca w szwach od ilości władowanych w nią pomysłów i niepozwalająca nam przestać uśmiechać się do ekranu. Szkoda tylko, że potencjał jaki kryje w sobie bildungsroman, a konkretniej zastosowana tutaj opowieść drogi, w żadnym stopniu nie został wykorzystany - przekaz niesiony przez historię opowiedzianą w Tearaway jest prawie żaden. Tak czy inaczej, dla każdego posiadacza konsoli PlayStation Vita wycieczka do papierowego wymiaru Ioty i Atoi to wręcz obowiązek. Nie dajcie się prosić!
Moja ocena: | |
Grafika: | super |
Dźwięk: | zadowalający |
Grywalność: | super |
Ogólna ocena: | |
Sugerowana cena w dniu publikacji testu: ok. 99 zł | |
Komentarze
5