Ekran nowego MacBooka stanowi jedną z największych zmian wprowadzonych na pokład notebooka. Matryca typu LED, skryta za czarną szybą szczelnie wypełniającą wieko komputera, zastąpiła tradycyjną, niosąc ze sobą bardziej równomierne i jaśniejsze podświetlenie przy jednoczesnym ograniczeniu zużycia energii.
Czarne “szkło” otaczające matrycę ma za zadanie usztywnić wieko komputera oraz chronić ekran, co skutecznie czyni. Razem ze starą matrycą zniknął także zatrzask utrzymujący ją w objęciach klawiatury. Teraz wystarczy lekko unieść wieko, aby komputer był gotowy do pracy.
Jednak w przypadku, gdy MacBook stoi na śliskiej powierzchni otwarcie go nie obędzie się bez udziału drugiej ręki. Matryca za to opada bardzo miękko i pozostaje na swoim miejscu dzięki zamaskowanym magnesom.
MacBook zapewnia rozdzielczość wynoszącą 1280x800 pikseli co w zupełności wystarcza w codziennej pracy. Na pewno część użytkowników stwierdzi, że żaden to wyczyn w dzisiejszych czasach, jednak konstruktorom nie chodziło o upakowanie jak największej liczby pikseli na centymetrze kwadratowym, a o osiągnięcie kompromisu pomiędzy “pikselozą” i wygodą pracy.
Obraz wyświetlany na matrycy jest krystalicznie czysty, a barwy nasycone. To typowe cechy matryc typu LED. Co najważniejsze podświetlenie ekranu pozwala na komfortową pracę nawet w bardzo słoneczne dni.
Co ciekawe, Apple zastosowało dwie różne matryce. I tak jak wskazuje na to nazwa, ta z modelu Pro jest po prostu bardziej pro. MacBookowa ma nieco słabsze kąty widzenia i kontrast. Różnice zauważyłem dopiero po postawieniu obok siebie dwóch komputerów.
W czarnym, szklanym otoku matrycy zatopiono iSight, czyli znaną z pozostałych modeli Apple kamerę internetową. Dzięki rozdzielczości 1.3Mpix obraz można spokojnie powiększyć na cały ekran i cieszyć się wirtualną obecnością rozmówcy bez konieczności odwoływania się do parapsychologicznych zdolności i zgadywania jak wygląda.
Touchpad
Na temat gładzika firmy Apple można spokojnie napisać książkę, albo pracę naukową. Zdecydowanie jest to najbardziej zaawansowane urządzenie sterujące dostępne na rynku. Nie ma przy tym absolutnie mowy o żadnym przeroście formy nad treścią, wręcz przeciwnie. Nowy MacBook oferuje niespotykaną dotąd funkcjonalność.
Pierwsza rozbudowana funkcja touchpada obejmowała przewijanie tekstu po przyłożeniu dwóch palców do jego powierzchni. Później dodano funkcje oparte na trzech palcach, o których można przeczytać w recenzji poświęconej MacBookowi Air.
Jednak najwyraźniej i tego było mało. Teraz nowy multitouch rozpoznaje aż cztery przyłożone opuszki. Dzięki temu jednym ruchem możemy odsłonić biurko lub zobaczyć wszystkie uruchomione programy jednocześnie. Szkoda tylko, że póki co nie ma możliwości zmiany przypisanych funkcji. Cieszmy się zatem tym co mamy i czekajmy na uaktualnienie oprogramowania, które zniesie te obostrzenia.
Z kolei dolny róg płytki dotykowej można skonfigurować tak, aby po jej naciśnięciu wywołane zostało menu normalnie aktywowane przez prawy przycisk myszy lub dwa palce jednocześnie. Zdecydowanie przyspiesza to pracę i zwiększa ergonomię gładzika.
Na tym jednak nie koniec nowości, bowiem po raz pierwszy multitouch został pozbawiony odrębnego przycisku. Apple zawsze podążała swoimi ścieżkami i znana była z zastosowania zamiast dwóch jednego przycisku w urządzeniach sterujących. Teraz nie ma go wcale, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Po przyciśnięciu palcem gładzika okazuje się, że cała jego powierzchnia stanowi przycisk. Osobiście jednak wolę poprzednie rozwiązanie z wyraźnie określonym przyciskiem.
Czasem zdarzyło mi się, że touchpad akurat zastrajkował i nie odczytał mojej intencji pozostając w bezruchu, gdy próbowałem kliknąć. Na szczęście nie trzeba naciskać go na tyle mocno, aby usłyszeć kliknięcie. Istnieje również opcja akceptowania wyboru za pomocą dotknięcia powierzchni gładzika.