Od niszowego dziwadła do hitu nad hity - historia Minecrafta, której (pewnie) nie znasz
Minecraft przez ostatnie dziesięć lat z hakiem urzeczywistnił w świecie wirtualnej rozrywki amerykański mit „od pucybuta do milionera”. A raczej od dziwadła, któremu mało kto dawał szanse na przetrwanie. Oto historia Minecrafta, której (pewnie) nie znasz.
Na początku był sześcian... i na końcu też
Ponad dekadę układamy już te klocki. Wierzyć się nie chce! Pierwszy raz Minecraft ujrzał światło dzienne w 2009 roku i chyba nikt w tamtym czasie nie przypuszczał, że szykuje się hicior, który popularnością przebije nawet takie wysokobudżetowe produkcje jak GTA V, serię Assassin's Creed czy kultowe Call of Duty.
Klockowaty, dziwacznie pomyślany eksploracyjny survival (chociaż takie gatunkowe szufladkowanie jest mocno krzywdzące dla Minecrafta) przez te wszystkie lata rozpanoszył się na największych konsolach, takich jak PlayStation 4, Xbox One czy Nintendo Switch. Ma wierne grono fanów, ale też werbuje w szeregi swoich wielbicieli nowicjuszy zainteresowanych tym cyfrowym fenomenem. Dla tych ostatnich przygotowaliśmy zresztą poradnik jak zacząć grać w Minecraft.
W momencie pojawienia się Minecrafta w 2009 roku chyba nikt nie przypuszczał, że oto szykuje się hicior, który popularnością przebije nawet takie wysokobudżetowe produkcje jak GTA V, serię Assassin's Creed czy kultowe Call of Duty.
Jakby tego było mało sam Microsoft zdecydował się wykupić prawa do marki (wraz z tworzącym je studiem) za bagatela — dwa i pół miliarda dolarów! A stało się to najprawdopodobniej w efekcie Tweetu Perssona, który, ot, tak, zagaił na portalu społecznościowym, czy ktoś nie chciałby zainwestować w jego studio Mojang.
Od tamtej pory tytuł zmienia się dynamicznie i przyciąga uwagę nie tylko młodszej publiczności, ale i growych weteranów w kwiecie wieku. Co więcej, ostatnio, mimo spartańskiej estetyki, ta produkcja podała sobie rękę z Nvidia i w najlepsze obnosi się z technologią Ray-Tracing (choć na razie w fazie beta testów).
A my wiosną 2020 roku zastanawiamy się... jak w zasadzie do tego doszło? Co stoi za zawrotną karierą tego – swego czasu – niszowego tytułu? Rozmyślając nad tym, odkurzamy historię Minecrafta. Cofamy się po jego śladach i docieramy do samych korzeni produkcji, kiedy chodziło w niej głównie o jaskinie i sześciany. Wprawdzie do dziś pozostało to trzonem rozgrywki, ale jednocześnie tak wiele się w niej zmieniło.
Kanciaste kanciastego początki
Zanim oficjalnie zadebiutował w 2011 roku, przez dwa lata Minecraft znajdował się w fazie testów (sporo, bo – dla porównania – wykonanie prototypu zajęło ponoć ledwie sześć dni) . W tym początkowym okresie znany (a raczej nieznany) był pod trywialną nazwą „Cave Game”. Za jego powstanie odpowiadał niejaki Marcus Persson (ksywa - Notch) i chyba nawet on sam w tamtym czasie nie zdawał sobie sprawy, w jaki sposób jego klockowate dziecko zrewolucjonizuje świat wirtualnej rozrywki.
Stworzył przecież prostą „gierkę”, w której dało się kopać jamy w ziemi i układać wielkie klockowate bryły. W dodatku całość była oprawiona w grafikę rodem z końca poprzedniego stulecia. Kogo mógł zainteresować taki projekt? Na pewno ludzi z żyłką do tworzenia własnych światów – jako rodzaj trójwymiarowych puzzli, albo raczej czystego płótna, na którym mogliby wymalować własne pomysły.
Było to jednak narzędzie (bo to chyba trafniejsza nazwa niż gra w kontekście wersji z tamtego okresu) prościuteńkie o wątpliwym potencjale. A w każdym razie takim, z którego tylko geniusz mógł wykrzesać pełnoprawny tytuł. No tak, ale to się właśnie wydarzyło.
Głównie za sprawą dodania do rozgrywki elementów survivalowych oraz tych polegających na zarządzaniu zasobami. Ale nie tylko! Już od samego początku, bo w roku 2009, prowadzono testy trybu wieloosobowego. Notch zwęszył okazję w sieciowej rozgrywce i chyba pojął, że układanie klocków ramię w ramię z kolegami jest ciekawsze, niż w pojedynkę.
Jednocześnie wciąż z tyłu głowy miał para-erpegowy pomysł na rozgrywkę. Świat Minecrafta zaludnił się więc podstawowymi stworzonkami, dorzucono do niego nowe przedmioty, a także dodano opcję „craftingu”. Co ciekawe, kiedy produkcja była jeszcze na etapie alfa testów odbył się pierwszy spontaniczny Minecon (wtedy: MinecraftCon) w środku parku, który zgromadził nieco ponad trzydziestu fanów.
Aż trudno sobie wyobrazić, że kiedyś Minecraft mógł być pozbawiony wielu dzisiaj nieodzownych elementów, takich jak na przykład creepery, których początkowo nie było, a potem miały mieć postać... świnek. Eksplodujące świnki – ten pomysł ma pewien potencjał, ale chyba lepiej, że skończyło się na znanym współcześniej kształcie tych potworków. A to było zresztą też, jak wieść gminna niesie, dziełem przypadku. Notch po prostu pochrzanił kod i zamiast warchlaczka otrzymał dziwadło, które później przeszło do historii jako creeper.
Tak czy inaczej, po etapie testów (alfy i trwającej zaskakująco długo bety) dodano do Minecrafta dostatecznie dużo, żeby można było już uświadomić sobie, czym ten tytuł będzie w przyszłości. Innymi słowy, dzieło Notcha nabrało kształtów i w 2011 roku było już gotowe na oficjalną premierę. Ale chyba nikt nie podejrzewał, że dopiero teraz Minecraft pokaże prawdziwe zębiska.
Okres burzy i naporu
Chciałoby się powiedzieć, że właśnie wtedy, to jest w 2011 Minecrafta osiągnął stadium finalne, ale przecież to nieprawda, bo później wciąż rozwijała się w najlepsze. Natomiast można stwierdzić śmiało, że wtedy Minecraft opuścił wreszcie fazę testów, docierania samej formuły rozgrywki i był gotów, żeby trafić na sklepowe półki.
A wkroczył na nie z przytupem, bo w tym samym roku, kiedy pecetowa wersja oficjalnie ujrzała światło dzienne, wypuszczono także Pocket Edition, czyli mobilnego Minecrafta. Początkowo ukazał się na smartofny Xperia Play, a później prędko zawitał na Androida i iOS (na wersję na Windows Phone trzeba było zaczekać kolejne trzy lata). I w żadnym razie nie było to zwykłe prężenie muskułów ze strony Mojang. Okazało się bowiem, że wersja na telefony i tablety świetnie się sprawdza i trafia do rąk całych mas użytkowników.
Na tym jednak nie zakończyła się platformowa ekspansja Minecrafta. W maju 2012 trafił na konsolę Xbox 360, a w rok później na PlayStation 3. Potem przyszła kolej na PlayStation Vita i Nintendo Wii U, a obecnie jest dostępny także na sprzęty najnowszej generacji, a więc Xbox One, PlayStation 4, a nawet Nintendo Switch. Przy czym warto zaznaczyć, że wersje konsolowe znacząco różnią się od pierwotnej pecetowej, między innymi specjalnym dedykowanym im systemem „craftingu”.
Jak widać, Minecraft to technologiczny rekin i w zasadzie jedyna nowinka, dla której potrzebował trochę więcej czasu, żeby ją przetrawić to systemy VR. Persson zamierzał wykorzystać Oculus Rift już w 2013 roku, ale wycofał się z tego pomysłu. Dopiero po zakupie marki przez Microsoft Minecraft w wirtualnej rzeczywistości stał się faktem (choć w międzyczasie społeczność moderów zadbała już o nieoficjalną wersję VR-ową, również na HTC Vive). Kolejny podbój odhaczony!
W przypadku Minecrafta idealnie sprawdza się stare porzekadło, że liczy się nie grafika, a grywalność, nie miliony dolarów, a jeden dobry pomysł, nie audiowizualne fajerwerki czy hollywoodzka fabuła, a swobodna kreatywność.
Ale rozwój Minecrafta to, oczywiście, nie tylko adaptacje przeskakujące przez kolejne technologiczne poprzeczki. I tak na przykład pokuszono się o fabularny „spin-off” Minecraft: Story Mode. Produkcją zajęli się prawdziwi spece od przygodówek, a więc studio Telltale Games, a pierwszy epizod (no, jak Telltale Games, to musi być formuła odcinkowa) ukazał się już w 2015 roku. Przygodowa wersja klockowego hitu spotkała się z umiarkowanie ciepłym przyjęciem i zachęciła Microsoft do dalszych eksperymentów tego rodzaju. Ale o tym za chwilę.
Najpierw poświęćmy trochę uwagi zmianom w samej formule Minecrafta, bo przez pierwszą dekadę istnienia gry na rynku trochę się ich pojawiło. Z dzisiejszej perspektywy trudno uwierzyć, że bez niektórych z nich można było się swego czasu obyć.
Weźmy na przykład sposób poruszania się. Myślicie, że nic w tej kwestii nie uległo modyfikacji od czasu powstania Minecrafta? A jednak trzeba było lat, żeby nasza postać w Minecrafcie nauczyła się biegać (wersja 1.8 – dacie wiarę?), czołgać, a nawet... latać (umożliwiają to tak zwane elytry). Wcześniej podróżowanie po świecie Minecrafta było dużo bardziej uciążliwe.
Inna kwestia to cała Minecraftowa inżyniera. Zanim wprowadzono redstone i możliwość tworzenia przełączników, dźwigni, podnośników – nazywając rzeczy po imieniu: obwodów elektrycznych, stworzenie jakiegokolwiek mechanizmu było w zasadzie niemożliwe, a dziś najwięksi fani są w stanie zmajstrować nawet komputer w świecie Minecrafta.
Cóż, chyba każda politechnika powinna mieć ten tytuł w swoich pracowniach. Zwłaszcza, że szkoły w Szwecji już poszły tym tropem. Jedno ze sztokholmskich gimnazjów w roku 2013 na stałe wpisało Minecrafta do swojego programu nauczania jako jego obowiązkowy punkt. Mało tego! Duńczycy poszli jeszcze dalej i na potrzeby badań geograficznych stworzyli replikę swojego kraju w Minecrafcie.
A wracając do rudy redstone i innych modyfikacji, wiele było w historii Minecrafta kroków równie przełomowych. Dajmy na to, wprowadzenie biomów pozwoliło na większe różnicowanie planszy – od pustyń po lodowe góry. Beton umożliwił wznoszenie unikalnych barwnych konstrukcji, z cegieł algorytmy Minecrafta generowały losowe piramidy, a utworzenie osad i twierdz dodało nowej motywacji do eksplorowania – wcześniej cokolwiek pustych – krain.
Można by te drobne, a przecież rewolucyjne zmiany, wymieniać bez końca. Z czasem dało się przywoływać zwierzaki za pomocą specjalnych jaj, następnie „zezwolono” na rozmnażanie inwentarza i tworzenie farm hodowlanych, dano wieśniakom możliwość handlowania z nami, dodano... łóżka (tak, tak, podstawowa rzecz, a kiedyś jej nie było). A jeśli chodzi o te ostatnie to, wierzcie lub nie, najpierw służyły tylko do spania, później dopiero stały się punktami odrodzenia.
Dziwaczny był ten Minecraft sprzed lat – bez nietoperzy, żelaznych golemów, „wygładzonego” graficznie oświetlenia, „trybu kreatywnego” (pozwalającego naprawdę puścić wodze wyobraźni), bez możliwości wpisywania kodów, ba, nawet bez rzemieślniczych przepisów, które nie wymagają już sprawdzania wszystkiego w Wikipedii.
Jednak nie każda z „łatek” została przyjęte przez społeczność graczy równie ciepło. I tak na przykład pozornie błaha zmiana w systemie walki stała się zarzewiem zajadłych sporów. Świat wielbicieli Minecrafta podzielił się w jednej chwili na konserwatystów, którzy nie chcieli nowej aktualizacji i gardzili potrzebą odpoczywania między kolejnymi ciosami, i na postępowców, twierdzących, że pasek „cooldownu” jest jak najbardziej OK. Jak to nigdy nie wiadomo, jaka iskra padnie na beczkę prochu!
Ale czy to wszystko oznacza, że dzisiejszy Minecraft w niczym już nie przypomina tamtego oryginalnego dzieła Notcha z 2009 roku? Trochę jednak przypomina, choć... Zresztą, po co mamy się o tym rozpisywać? Porównajcie sami! Z okazji dziesiątej rocznicy serii wydano Minecrafta Classic, czyli przeglądarkową edycję pierwszej wersji tego tytułu (zawierającą nawet oryginalne bugi!). Starczy, że klikniecie w powyższy link, a w parę sekund możecie odbyć nie lada podróż w czasie!
Minecraft nie odcina kuponów
I co? To już wszystko? Zbliża się koniec tekstu, a o tylu jeszcze rzeczach można by napisać! Dajmy na to, o pszczółkach! Tak, tak, w najnowszej aktualizacji do świata Minecraft trafiły pszczoły, które dzielnie zapylają nasze plony, a i potrafią pogonić natręta z żądłem gotowym do ukąszenia. I takich smaczków jest dużo więcej, choć, niestety, wszystkich zmian wprowadzonych do Minecrafta nie sposób w pełni skatalogować w tak krótkim podsumowaniu.
O historii tej marki z powodzeniem można by pisać kroniki! Opasłe woluminy! Całe półki tomów! I pewnie ktoś to zrobi... w złożonym z sześcianów świecie, a jakże! Jest tam już biblioteka stworzona w imię walki z cenzurą. Gdzieś na jej regałach na pewno znajdzie się miejsce na kilkunastotomową historię Minecrafta.
Co istotne jednak, na ten moment nie byłoby to dzieło kompletne. Aktualizacja goni aktualizację, a pomysłów na rozwój marki nie brakuje. Próbowano już zaprząc ten tytuł do nauki najmłodszych (za sprawą Minecraft: Education Edition), a teraz kombinuje się nawet, żeby pożenić tę formułę z Diablo (mowa o debiutującym niedługo Minecraft: Dungeons).
Dziwadło z przedpotopową grafiką znalazło się nagle w awangardzie wirtualnej rozrywki. Oczy całego gamingowego świata zwrócone są w stronę tej marki. Najlepiej świadczy o tym fakt, że nawet twórcy The Legend of Zelda: Breath of the Wild (tak, tak, TEJ legendarnej Zeldy) mieli się inspirować Minecraftem i wypracowanymi przez niego sposobami na eksplorację otwartego świata.
Sprawdza się raz jeszcze stare porzekadło, że liczy się nie grafika, a grywalność, nie miliony dolarów, a jeden dobry pomysł, nie audiowizualne fajerwerki czy hollywoodzka fabuła, a swobodna kreatywność. Wystarczy tylko chwytliwa koncepcja. To wszystko!... No, prawie wszystko. Bo smykałka do interesów też odegrała pewną rolę w zawrotnej karierze Minecrafta, nieprawdaż? ;)
Oto co jeszcze może Cię również zainteresować:
- Kiedy wszyscy mówią: Minecraft, a ty nie wiesz tak naprawdę, o co chodzi - poradnik dla bardzo początkujących
- Minecraft RTX - testy już trwają
- Mnecraft: Story Mode - klockowy serial przygodowy
Komentarze
5