Ulubiona kura Traveller’s Tales ponownie znosi swoje złote jajo - i chociaż kwoka jest już nieco zmęczona całym procesem, efekt jej wysiłków raduje jak zawsze.
Ponad setka różnych postaci z uniwersum Marvela, z ich charakterystycznymi mocami, tekstami i zachowaniem; Raj dla poszukiwaczy sekretów i „znajdziek”; Zadania poboczne i otwarty Nowy Jork; Kanapowy co-op wiecznie żywy!
Minusybrak kooperacji przez sieć, przytłaczająca ilość „sucharów”; momentami szalona kamera; latanie wciąż nie wygląda tak, jak powinno; wtórność zadań prowadząca do monotonii
Każda kolejna produkcja spod szyldu LEGO coraz bardziej umacnia mnie w przekonaniu, iż dochodowa seria wesołego studia rodem z Anglii ma naprawdę wiele wspólnego z artystyczną twórczością Briana Adamsa. Usłyszeć bowiem jeden utwór tego popularnego wokalisty to w zasadzie jak usłyszeć je wszystkie. Podobnie zagrać w przerobionego na duńskie klocki Indianę Jonesa to jak spędzić wieczór przy Gwiezdnych Wojnach, Batmanie, Piratach z Karaibów i Władcy Pierścieni opartych na tej samej formule. Cóż jednak mogę począć, iż swoiste magnum opus tej ekipy każdorazowo dostarcza mi wiele godzin pysznej zabawy? W dodatku zabrało właśnie w tango moje ukochane uniwersum.
Dla mnie kotlet, poproszę. Odgrzewany!
W przeciwieństwie do większości poprzednich odsłon klockowej serii LEGO Marvel Super Heroes nie opiera swojego wątku fabularnego na historii znanej ze srebrnego ekranu. Jednak zupełnie nowa opowieść o największych bohaterach i złoczyńcach Marvela i tak nie przynosi powiewu świeżości, stanowiąc zwykły pretekst do przeciągnięcia przez nasze ekrany jak największej liczby wyposażonych w supermocefacjat. I tak w stronę Ziemi ponownie zmierza wygłodniały Galactus (obowiązkowo prowadzony przez Srebrnego Surfera), a Doktor Doom na spółkę z Lokim obmyśla swój kolejny, złowrogi plan. W jego realizację wciągnięta zostaje już cała reszta pokręconej bandy, dając nam możliwość poprowadzenia w bój takich osobistości jak Venom, Magneto czy Abomination, a po przeciwnej stronie barykady wrzucając nas zaś w skórę Fantastycznej Czwórki, X-Menów, czy wreszcie samych Mścicieli.
Ilość grywalnych postaci to potężny plus Marvel Super Heroes. W szczególności gdy każda z nich może się pochwalić charakterystycznym zestawem umiejętności specjalnych, które to standardowo wykorzystamy do przepchnięcia się przez 15 misji głównego wątku fabularnego. Na takim oto, jakże klasycznym już obracaniu całej scenografii w klocek, skakaniu po platformach i rozwiązywaniu banalnych łamigłówek zejdzie nam od 10 do 12 godzin. Te zaś zapewnią nam dokładnie tyle frajdy, na ile pozwoli w tym miejscu nasza osobista tolerancja do wykonywania w kółko tych samych czynności i rozkładania bossów według powtarzalnego i równie prostego co zagadki logiczne schematu. Nie ważne bowiem czy przełącznik wysuwamy pajęczyną Parkera czy liną Sokolego Oka, a dzieło destrukcji siejemy przerośniętym Hulkiem bądź Rzeczą - zbudowany z LEGO kręgosłup serii w dalszym ciągu pozostaje identyczny. Gra, jak i każda poprzednia odsłona tej serii, zmusza nas do żonglowania prowadzonym zestawem bohaterów, przesuwania dźwigni, niszczenia starych i układania nowych konstrukcji z walących się wszędzie elementów i ciągłego lizania ścian w poszukiwaniu całej masy rozrzuconych po świecie gry sekretów. Standardowo też nie wszystkie da się odnaleźć przy jednorazowym ukończeniu fabuły. Podobnie jak to, że poszczególne misje wykonać możemy zarówno sami jak i z zasiadającymi obok nas przyjaciółmi. Twórcy w żadnym miejscu nie pokusili się o zmianę tego, co w ich serii zawsze się sprawdzało i – parafrazując słowa z pewnej znanej książki – i widział gracz, że to było dobre. Czy fakt ten uznacie za zdecydowany plus czy też stagnację i niewybaczalny minus LEGO Marvel Super Heroes, w dużej mierze definiuje wasza gotowość na „jeszcze raz i jeszcze więcej tego samego”.
Klocek w piaskownicy
Niewątpliwie za wadę uznać należy jednak to, co w LEGO zepsute było zawsze i w dalszym ciągu takie jest, niezależnie od ogrywanej przez nas części. Marvel Super Heroes wpisuje się w niesławny kanon błędów serii z jego zawieszającymi się w dziwnych miejscach postaciami, iście klockowym modelem jazdy dostępnych w grze wehikułów (czyżby namiastka realizmu?) oraz zapoczątkowanym przez LEGO Batman 2 topornym sterowaniem bohatera podczas lotu. Kamera znów lubi płatać nam figle, a system przeskoku między członkami prowadzonej ekipy tylko kilka razy przerzucił mnie na tego herosa, o którego akurat mi chodziło.
By jednak nie kończyć tej recenzji litanią błędów i potknięć, w rękawie zostawiłem sobie jeszcze asa w postaci dostępnego trybu gry swobodnej. Muszę przyznać, że zwiedzanie wirtualnej iw pełni otwartej, klockowej wersji Nowego Jorku przy pomocy huśtającego się na swoich klockowych pajęczynach równie klockowego Spider-Mana naprawdę ma swój urok. Od groma tutaj całkiem przyjemnych misji i zadań pobocznych (jak np. sprzątanie bałaganu redakcji Daily Bugle Doktorem Octopusem), oraz charakterystycznych zarówno dla świata komiksu jak i Wielkiego Jabłka budynków – od Empire State Building po Sanctum Sanctorum. Wysoko nad miastem znajdziemy również słynny lotniskowiec S.H.I.E.L.D, całkiem sprawnie pełniący tutaj funkcję szybkiego dostępu do wszystkich misji, oraz stanowiący miejsce inicjowania efektownych skoków na bańkę w stronę wieżowców znajdujących się kilometry niżej.
Okiem starego zgREDa Barona |
Można dokładkę?
Oczywiście rozlokowane po wirtualnej piaskownicy zadania można uznać za nudne i powtarzalne, a szukanie setek złotych klocków i ratowanie Stana Lee z opresji za czynność w ogóle nie wartą zachodu. Równie dobrze całą produkcję można w tym miejscu śmiało ochrzcić mianem monumentu dla wtórności i powtarzalności, dedykowanemu jedynie największym maniakom Marvela. I to po części prawda, ale oczekiwanie rewolucji od serii, która już dawno opracowała swoje standardy i twardo się ich trzyma ciągle na siebie zarabiając, to jak wypatrywanie identycznej rewolty przy okazji wojennego tasiemca Activision. Jako fan Marvela i klockowych produkcji Traveller’s Tales przy LEGO Marvel Super Heroes bawiłem się świetnie. Jeśli jednak nie czujecie magii ani klocków Lego ani tym bardziej komiksowych superherosów czy superzłoczyńców to śmiało możecie odjąć jedną gwiazdkę od oceny końcowej.
Moja ocena: | |
Grafika: | zadowalający |
Dźwięk: | dobry |
Grywalność: | dobry |
Ogólna ocena: | |
Sugerowana cena w dniu publikacji testu: ok. 93 zł (PC) | |
Komentarze
4Zaliczyłem wszystkie poprzecie części LEGO i rzeczywiście dużo elementów jest zbieżnych, takich które zawsze się powtarza, zarówno dobrych jak i złych. W tych złych to praca kamery, ale można się przyzwyczaić.
Co jest dużym plusem to to że fabuła końcu nie jest tak strasznie liniowa i oparta na filmie, tak że grając w grę nie znamy jeszcze zakończenia. Więc jest to pewien rodzaj zaskoczenia podobnie jak występujący bohaterowie, oraz różnorodność ich umiejętności. Plusem jest również to że można swobodnie poruszać się po ulicach Nowego Jorku i rozwiązywać zagadki, takie mini gry, co sprawia że rozrywka nie ogranicza się tylko do głównego wątku fabuły.
Ogonie to nadal LEGO więc jak komuś podoba się jedna seria zagra zapewne w drugą ponieważ opierają się na tych samych zasadach. Tutaj natomiast dużym plusem jest fabuła i postacie Marvel'a, które wyróżnia tą serię, ale to raczej nie przekona osób które nie lubą zabaw z klockami.