Kieruj się na północ! Następnie… Jak nawigacja Google zmieniła poruszanie się autem?
Można dzisiaj podróżować samochodem bez nawigacji? Można, ale po co! Google i jego Mapy, ich dostępność i łatwość obsługi - to wszystko bezpowrotnie zmieniło nasz sposób poruszania się autem.
Wsiadasz do samochodu i co robisz? Zamykasz drzwi. Następnie zapinasz pasy i poprawiasz kierownicę i fotel. Dalej odpalasz silnik, włączasz światła i… ustawiasz w Mapach Google cel podróży. Nawigowanie z Google jest tak oczywiste, jak zapinanie pasów, a wpływ Map - najlepszej darmowej nawigacji na telefon - na optymalizację podróżowania samochodem niemal tak znaczny, jak zwiększenie bezpieczeństwa podróżnych dzięki wspomnianym pasom!
Dalej prosto!
Ach co to były za czasy! Papierowa mapa sprzed 7 lat, podróż w Bieszczady, super przygody: a tu nie ma drogi, a miała być; a tu jest polna droga, a na mapie nie ma drogi, a gdzie ja w ogóle jestem. Miałem skręcić w prawo na poprzednim skrzyżowaniu - niezapomniane wspomnienia i podróż trwająca 11 godzin. No, jak się nie umie czytać mapy, to potem takie cyrki wychodzą! Tak czy inaczej, czyja to była wina? No moja! Czy można było tego uniknąć? No raczej! Czy taka sytuacja może mieć miejsce dzisiaj? W czasach, gdy wystarczy wyciągnąć telefon z kieszeni i z miejsca wie się, gdzie się jedzie i kiedy się tam dojedzie? No w życiu nigdy!
Google jedną aplikacją zmieniło nasz sposób podróżowania samochodem w sposób diametralny. To zmiana o 180 stopni, a nawet o 360 stopni (ot subtelny zabieg literacki dodający nielogicznej powagi)! Mapy Google to najlepsze co spotkało wszystkich kierowców w kontekście planowania podróży i codziennego przemieszczania się po zatłoczonych miastach. Zresztą, nie tylko kierowców! Z Map można przecież z powodzeniem korzystać jadąc na rowerze, czy wędrując gdzieś pieszo. Dobra, są one delikatnie mniej niezawodne, ale działają!
Rewolucja, którą zgotowało nam Google nie tylko odmieniła sposób podróżowania sprawiając, że dziś papierowa mapa może być co najwyżej deską ratunkową w sytuacjach, ale również upowszechniła korzystanie z nawigacji w ogóle. Przecież dawniej z montowanych na szybach czy kokpitach samochodów zewnętrznych nawigacji korzystali albo kierowcy zawodowi, albo kierowcy, którzy jeżdżą dużo i daleko, i zawodowo i prywatnie. Kto te kilkanaście lat temu widział taksówkarza z nawigacją?
Co ważne, Mapy Google wcale nie zamordowały producentów dostarczających dedykowane rozwiązania nawigacyjne. Jasne, że skomplikowały im życie, ale pozytywnie wpłynęły na konkurencyjność branży, sprawiając, że ceny dedykowanych urządzeń spadły, a ich możliwości i funkcjonalność wymiernie wzrosły. Łatwość nawigowania z Google uzmysłowiła nam wszystkim, jak przydatne jest to narzędzie i w jak znacznym stopniu może ono (nawigacja rzecz jasna) wpłynąć na oszczędność czasu, a jak czasu to i pieniędzy podczas przemieszczania się samochodem zarówno na krótkich, jak i na dłuższych trasach.
Koniec taksówkarskiego świata?
Mapy Google to zmora taksówkarzy! No dobra, to stwierdzenie trochę na wyrost, ale faktem jest, że popularyzacja nawigacji od Google sprawiła, że tajemnicze umiejętności doświadczonych taksówkarzy, ich mityczna znajomość topografii danego miasta, stały się nieco, hmm, niepotrzebne? Jasne, z perspektywy turysty odwiedzającego kraje szeroko rozumianego Zachodu, jazda po mieście z taksówkarzem może być przeżyciem, może pozwolić na doświadczenie historii danego miasta i faktycznie ma jakiś tam sens.
Z drugiej jednak strony, raczej i tak zwiedzamy to, co chcemy zwiedzić, samodzielnie albo z kimś, komu płacimy pieniądze za pokazanie nam tego i owego. Innymi słowy, stawiamy na niezależność i szybkość oraz taniość bądź na kompleksowe usługi. Taksówkarze dziś niestety często z owymi przymiotami wiele wspólnego nie mają. Takie czasy, że Uber wykorzystując potęgę Map Google, zamiótł pod dywan zorganizowane korporacje taksówkarskie, swój sukces fundując na wygodzie, atrakcyjnej cenie i samodzielności nas, konsumentów i podróżników Zachodniego świata.
Korki niestraszne!
Google można krytykować za to, za co krytykować można dostawców oprogramowania w ogóle. A to coś się zawiesi, a to coś się nie zaktualizuje na czas, a to trasa zostanie przez aplikację źle przeliczona, czy coś się innego podzieje. Okazjonalne wtopy się zdarzają, ale o ile przyjemniej jest ponarzekać na coś, co zepsuje nam ze dwa dni w roku, niż co jakiś czas marudzić stojąc kilkanaście, a częściej to i kilkadziesiąt minut w korku, którego akurat zwykle nie ma, a teraz jest, prawda?
Optymalizacja ruchu drogowego - no dobra, to brzmi zbyt szumnie, zatem optymalizacja poruszania się samochodem z punktu A do punktu B - to Google robi znakomicie! Ileż to razy widzimy, że Mapy wytyczyły trasę jakąś taką dziwną, długą, z zakrętasami, no bez sensu. A co okazuje się po czasie? Ano okazuje się, że podróż przebiegła sprawnie, a trasa była doskonale zoptymalizowana, mając na uwadze godzinę podróży, ruch na mieście lub poza nim, zdarzenia drogowe i takie tam. Przepustowość, optymalizacja, sprawność poruszania się autem tu i ówdzie, oto jest rewolucja, którą przyniosły nam Mapy Google.
Bez Google jak bez ręki?
Nawigacje samochodowe, te montowane, instalowane w samochodach fabrycznie są całkiem spoko. To fakt. Są zintegrowane z całym systemem auta, z centrum rozrywki, czy jak to tam się zwie. Raczej działają sprawnie (no te nowsze), ich obsługa jest względnie intuicyjna i w ogóle to lepiej taką nawigację mieć niż jej nie mieć. Niemniej, nie są to Mapy Google, a zatem nie są tak często (w większości przypadków) aktualizowane, nie są tak intuicyjne, nie są tak funkcjonalne.
Problem rozwiązuje nieco choćby taki Android Auto, który sprawia, że fajnie jest mieć fabryczną nawigację, ale fajniej jest mieć możliwość wrzucenia na ekran w samochodzie nawigacji od Google. Tryb samochodowy Google to coś na, co nie zasługiwaliśmy, ale coś, bez czego trudno jest dziś wygodnie podróżować samochodem. Wygodnie w sensie “na bogato”, mając całe dobrodziejstwo inwentarza spod znaku Google przed gębą, na dużym wyświetlaczu.
Czy dzisiaj Google ma jakąś realną konkurencję, mając na względzie fakt, że wielu kierowców mając w swoich samochodach fabryczne rozwiązania i tak, jadąc na wakacje, odpala nawigację od giganta z Mountain View? Owszem. Mapy od Apple są przyzwoite, mapy Here “przyzwoitsze”, a gotowe rozwiązania choćby od takiego TomToma - czasem lepsze nawet niż Mapy Google.
Niestety, to konkurencja taka mało konkurencyjna, bo Google wyścig o użytkowników wygrywa w przedbiegach jednym prostym faktem - niemal każdy z nas ma Mapy Google na swoim telefonie… Po co zatem kupować lub po prostu szukać alternatyw, skoro najpopularniejsze rozwiązanie mamy pod ręką? No właśnie.
Komentarze
11