Polscy twórcy nawiedzają Dziki Zachód, taktyczne myślenie przeplatając czarną magią. I choć Hard West oferuje niezłą zabawę, do ideału mu daleko.
- mroczny klimat diabelskiego Dzikiego Zachodu,; - rzetelnie zaprojektowana rozgrywka,; - wciągające strzelaniny,; - pomysłowe zdolności bohaterów,; - spora dawka czarnego humoru
Minusy- miejscami w widoczny sposób niskobudżetowe rozwiązania,; - niedoskonała grafika,; - uboga w opcje rozgrywka w porównaniu z konkurencyjnymi tytułami,; - niewykorzystany potencjał
Przełom roku 2015 i 2016 roku porozpieszcza fanów taktycznych turówek. Najpierw nasz rodziny Hard West, a potem świetnie zapowiadający się XCOM 2. Niestety, o ile ten ostatni tytuł sukces ma zagwarantowany, o tyle turowe dziecko studia CreativeForge Games będzie miało z tym problemy.
Nie da się zaprzeczyć, że wiele spośród ostatnich polskich tytułów ze świata gier stały się narodową chlubą. Wiedźmin 3: Dziki Gon rzucił na kolana środowisko erpegowców, Dying Light z parkourową gracją zawładnął gustami wielbicieli krwawej jatki, natomiast Hard West... No, właśnie, z żalem trzeba stwierdzić, że ten ostatni tytuł cierpi na, tak charakterystyczny dla niektórych z naszych ojczystych dzieł, kompleks niższości. Być może wynika to z kwestii finansowych, a może z braków w doświadczeniu.
Wprawdzie poszczególni członkowie zespołu pracowali już przy większych polskich grach ale koniec końców nie sposób porównywać raczkującego CreativeForge Games chociażby z Techlandem. Czy znaczy to jednak, że Hard West nie jest w żaden sposób atrakcyjny? Wręcz przeciwnie! To swoistego rodzaju perełka, choć mocno zakurzona piachem prerii.
Dwie podwójne whiskey w jednej turze
Dziki Zachód częściej kojarzy nam się ze strzelankami typu Call of Juarez, niż z grami strategicznymi. Jednak nie można zapominać, że i fani taktyki mieli już okazję sięgnąć po kolty przy okazji serii Desperados. Właśnie do tego ostatniego tytułu chyba najłatwiej porównać Hard West, mimo pewnych znaczących różnic, które występują tak w mechanice, jak i w innych aspektach rozgrywki.
Dość na tym, że od pierwszej chwili Hard West potrafi nas zauroczyć swoim klimatem rodem z filmów Sergio Leone zmiksowanym z horrorami klasy B. Nie odnajdziemy w tej produkcji ani szlachetnych szeryfów, ani uczciwych obywateli. Zamiast tego otrzymujemy opowieść, której pojedyncze wątki prowadzą nas coraz głębiej w otchłań lęku i beznadziei. Bo czy znajdziemy jakąś inną grę, w której już sam tutorial kończy się niepowodzeniem naszego bohatera? I bynajmniej nie sprawia to, że mamy ochotę cisnąć myszką o ścianę i nigdy więcej nie powracać już do tego tytułu. W żadnym razie! Zamiast tego dajemy się prowadzić diabolicznemu scenarzyście i jego sadystycznym, ale też pasjonującym atrakcjom, takim chociażby jak misja, której cel brzmi: „Czas umierać”.
Niestety, mechanika gry nie jest tak ożywcza i wciągająca jak aspekty dotyczące (gdzieniegdzie być może przerysowanej, ale bądź co bądź wciągającej) fabuły oraz klimatu. Tak naprawdę mamy w olbrzymiej mierze do czynienia z kalką rozwiązań z innych tytułów.
Oznacza to tyle, że po odpaleniu kampanii przed naszymi oczami pojawia się klasyczny do bólu izometryczny widok. Cienka żółta linia otacza pole ruchu naszego bohatera, a gwiazdka nad jego głową określa liczbę punktów akcji (przeważnie dysponujemy dwoma z nich). Do tego dochodzą tarcze i „pół-tarcze”, które wskazują, gdzie możemy znaleźć osłonę. Innymi słowy – wszystko już było. Do tego dochodzi jeszcze możliwość używania dodatkowych przedmiotów i zdolności, a także dobieranie odpowiedniego arsenału. Przy czym warto nadmienić, że typy broni są zaprojektowane bardzo pomysłowo i obok historycznie realistycznych pukawek mamy także do wyboru steampunkowe cudeńka, które przywodzą na myśl film Bardzo Dziki Zachód.
Nie można zaprzeczyć, że sama rozgrywka dostarcza naprawdę sporo frajdy, ale trudno powiedzieć, żeby była innowacyjna lub żeby chociaż dorównywała temu, co oferuje nadchodzący wielkimi krokami XCOM 2. Jasne, jasne, uprzedzając zarzuty, przyznaję, że Hard West nie jest grą tego samego kalibru i nie ma sensu zbyt głęboko brnąć w porównania między tymi dwoma tytułami! Ale wcale nie mówię tutaj o zabiegach wymagających astronomicznego budżetu. Bo czy naprawdę potrzeba góry pieniędzy, żeby umożliwić naszym bohaterom wskakiwanie i wyskakiwanie przez okna?
Dlaczego nasi mężni zawadiacy zawsze muszą grzecznie korzystać z drzwi, nawet wtedy, kiedy znajdują się pod ciężkim ostrzałem? A czy można sobie wyobrazić scenę bardziej westernową, niż moment, kiedy otoczony rewolwerowiec wśród brzęku tłuczonego szkła wyskakuje z saloonu na ulicę i zanim jeszcze dotknie ziemi, powala trzech drabów dwoma strzałami? Niestety, takich momentów w Hard West nie uświadczymy.
Na szczęście nie znaczy to wcale, że w grze zabrakło oryginalnych pomysłów. Poza sporymi deficytami w podstawowych aspektach rozgrywki, zostało nam zaoferowane parę naprawdę wyrafinowanych i interesujących nowinek. Co ciekawe, wszystkie one kręcą się wokół pokera. I bynajmniej nie chodzi o to, że nasi bohaterowie są hazardzistami na miarę Breta Mavericka z filmu Maverick.