Get Even miało być dojrzałym tytułem dla równie dojrzałego odbiorcy. I tak też się stało, choć włożony w to przedsięwzięcie wysiłek widać aż nazbyt wyraźnie.
- ciężki nastrój psychologicznego thrillera,; - klimatyczne lokacje,; - wciągająca i oryginalnie przedstawiana fabuła,; - śmiała próba stawiania gracza przed moralnych dylematów,; - nieliniowość,; - fenomenalna oprawa dźwiękowa,; - dopieszczona graficznie scenografia...
Minusy...za którą wizualnie nie nadążają modele postaci,; - ambitna opowieść zdaje się miejscami nieco wysilona,; - ciężki nastrój dla niektórych może być za ciężki,; - olbrzymie bloki tekstu spowalniają akcję,; - nie każdemu przypadnie do gustu chaotyczna narracja.
Get Even i inni
Gry przez mało kogo są uważane za sztukę. Wyobrażacie sobie, żeby ktoś kupował PlayStation 4 czy Xbox One dla doznań natury artystycznej? Chodzi przede wszystkim o zabawę! Co i rusz jednak próbuje się wprowadzać gry na intelektualne i emocjonalne salony. Everybody's Gone to the Rapture, What Remains of Edith Finch, Blackwood Crossing... Chyba wszyscy znamy takie eksperymenty.
Część z nich wypada nie najgorzej, ale w zasadzie wszystkie te produkcję cierpią na pewne niedopasowanie treści do formy. Mechanika rozgrywki albo jest zbyt infantylna w porównaniu z poruszaną tematyką, albo staje się zupełnie przezroczysta, żeby nie wadzić opowieści. Również długość całej „kampanii” (o ile można tak to nazwać) bywa rozczarowująca.
Dlatego też The Farm 51 postanowiło przygotować tytuł, który naprawi te błędy i będzie pełnowymiarową grą zarówno w aspekcie mechaniki, jak i fabuły. A w przypadku tej ostatniej wyskoczy wysoko ponad zawieszoną przez konkurencję poprzeczkę i zabłyśnie zupełnie nową jakością. Będzie mrocznie, dwuznacznie, z odpowiednim pomyślunkiem i energią... No i udało się, ale mimo to, Get Even trochę jeszcze brakuje do ideału.
Dzień dobry, panie Black
Skoro fabuła stanowi kamień węgielny Get Even, od niej należałoby zacząć. Problem w tym, że trudno ją streścić, bo żal ujawniać tajemnice, których w niej pełno, a po drugie przypominałoby to pewnie próbę opowiedzenia „Zagubionej autostrady” Lyncha.
Powiedzmy sobie tylko, że główny bohater to niejaki pan Black, który w niejasnych okolicznościach trafia do zrujnowanego szpitala psychiatrycznego, gdzie enigmatyczny naukowiec decyduje się wykorzystać prototypowe urządzenie do czytania w myślach, żeby wygrzebać z pamięci Blacka wszystkie szczegóły dotyczące porwania pewnej dziewczyny.
Problem w tym, że wspomnienia są poszatkowane, niewyraźne, pełne przekłamań, gdzieniegdzie fakty ustępują miejsca opiniom, a tu i ówdzie porozstawiano fabularne zwrotnice, których przestawienie modyfikuje fragmenty opowieści, jak również prowadzi do jej alternatywnych finałów.
I ta formuła, jakkolwiek surrealistyczna i wymagająca nie lada główkowania, sprawdza się całkiem nieźle! Rzeczywiście, odkrywanie prawdy o Blacku i zgłębianie zagadki porwanej panny wciąga bez zarzutu. Innymi słowy, treść jest... a jak z formą? Czy rzeczywiście udało się uniknąć problemów, jakie na swojej drodze napotykają inne, równie ambitne produkcje?
Na paluszkach przez anomalie
Twórcy Get Even jeszcze przed premierą skromnie zarzekali się, że wcale nie chcą tworzyć zrębów jakiegoś nowego gatunku, ani rewolucjonizować już tych istniejących, oni po prostu opowiadają historię, której nie chcą przyczepiać łatki „strzelanina” czy „przygodówka”. Ot, thriller – tylko tyle.
Dobra, dobra! Brzmi to trochę mętnie i jest aż nazbyt skromne, bo widać gołym okiem, że The Farm 51 nie tylko ambitnie podeszła do samej fabuły, ale i mechaniki. Niby to FPS, ale nie FPS, więc... co? Tak naprawdę odpowiedź jest prostsza, niż mogłoby się wydawać. To po prostu skradanka.
Jasne, znajdą się w niej elementy przygodówki, a nawet można ją przerobić na strzelaninę, jeśli ktoś woli brutalniejszy typ rozgrywki. Z tym zastrzeżeniem, że rekomendowane przez twórców są, rzecz jasna, wirtualne podchody. Koniec końców mamy więc do czynienia z jakimś cudacznym połączeniem Dishonored 2 czy też Deus Ex z Zaginięciem Ethana Cartera.
Całe szczęście, że ubarwiono tę hybrydę mnóstwem naprawdę ciekawych pomysłów, a niektóre spośród nich to niezwykle oryginalne perełki. Mamy więc ustrojstwo do strzelania zza rogów (Corner Gun), termowizję, ultrafiolet, a nawet zdolność do tworzenia na swojej drodze nowych obiektów.
Te ostatnie to anomalie we wspomnieniach, przez które podróżujemy. Wykorzystujemy je w wyznaczonych miejscach do ukrywania się przed wzrokiem przeciwników.
I to wszystko, podobnie jak opis fabuły Get Even, nie brzmi najgorzej. Niestety, w praktyce przynosi nie do końca pozytywny efekt. Fascynujące sekwencje pełne wartkich dialogów i nietuzinkowych zwrotów akcji są z aptekarską skrupulatnością przedzielane skradankowymi piaskownicami, które przypominają setki innych podobnych miejsc, jakie widujemy od lat u starszej i zamożniejszej konkurencji The Farm 51.
Taką formułę trudno uznać za nieudaną, ale zdecydowanie brakuje jej pewnej lekkości i innowacyjności. Co gorsza warstwie fabularnej, choć zaprojektowanej z ogromnym kunsztem i - jak wspomnieliśmy – wciągającej, też można postawić podobne zarzuty.
Dostojewski to nie jest
No właśnie, nie jest. Miało być ambitnie i jest ambitnie, ale na każdym kroku widać, jak bardzo twórcy starają się, żeby tak było. Czasami gra staje na głowie, żeby wzbudzić w nas emocje, ale skutek tego jest, nomen omen, opłakany. Nudnawe kawałki pełne krzyków i łez są tutaj na porządku dziennym i wywołują na naszej twarzy tylko jeden wyraz – szerokie rozdziawienie szczęki w przeciągłym ziewnięciu.
Poza tym irytuje mnie kilka nadmiernie kontrastujących ze sobą elementów. Pierwsza taka para to rozgrywane na górnym „c” sceny, które mają gracza wcisnąć głęboko w fotel, i następujące po nich zagadki z przełączaniem bezpieczników lub dylematy, jak przejść między dwoma murkami, żeby strażnik nas nie zauważył.
Albo się bawimy, albo pochylamy nad sprawami egzystencjalnymi. Obu tych rzeczy naraz nie da się robić, choć charakter growego medium może do tego zachęcać.
Drugi z kontrastów to życiowa problematyka „z krwi i kości”, w którą powtykano futurystyczne gadżety rodem z kina science-fiction. W niektórych książkach czy filmach bywa, że fantastyczne elementy wcale nie przeszkadzają w poruszaniu wątków niemal filozoficznych. No tak, ale w tym przypadku akurat jest inaczej.
Co gorsza, tu i tam wprowadza się motywy z filmów klasy B, takie jak „nawiedzony psychiatryk” i w dalszym ciągu próbuje się oplatać to ambitną opowieścią. Wszystko to razem sprawia, że Get Even jest grą bardzo nierówną.
Sama historia, owszem, może poruszać, i niekiedy faktycznie to czyni, ale w wielu miejscach zdarza jej się ześlizgnąć w okolice dobrze pomyślanego filmu akcji i ani centymetra wyżej.
Konkurs na ruderę
Nie da się mówić o Get Even, nie wspominając o fotogramerii, czyli technice skanowania realnych obiektów w celu przeniesienia ich na ekran. Twórcy z The Farm 51 objechali ponoć połowę Śląska i Małopolski, żeby zebrać kolekcję ruder, które wpasują się w pisaną przez nich opowieść.
No i faktycznie, udało im się znaleźć najpiękniejsze rudery, jakie świat widział. A w każdym razie tak prezentują się one na ekranie. Szkoda tylko, że wszystkie lokacje są zrobione trochę „na jedno kopyto”.
No ale taki już klimat tej produkcji, więc trudno czynić z tego zarzut. To trochę tak, jak gdyby się czepiać, że „Wściekłe psy” Tarantino nie wyłażą poza stary garaż.
O ile jednak scenografia wygląda naprawdę nieźle, o tyle modele postaci wyraźnie za nią nie nadążają. Autorzy Get Even uciekają się nawet do znanego dobrze niezależnym studiom chwytu z „trójwymiarowymi stopklatkami”. No tak, diabeł tkwi w ruchu!
Fajnie
Get Even to produkcja, w którą warto zagrać. O, tak, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. To tytuł ciekawy, wciągający, oryginalny i szukający jakiejś nowej ścieżki w growej dżungli. Ale, niestety, nie jest to produkcja doskonała – ani w aspekcie mechaniki, ani fabuły.
The Farm 51 jeszcze przed premierą Get Even próbowało zachować jakąś skromność, ale jednak nieprzerwanie powtarzano, że to tytuł, który rozjedzie nas emocjonalnym walcem, który skonfrontuje nas z dylematami nie do rozgryzienia, który skłoni nas do zadawania sobie niełatwych moralnie pytań...
No cóż… W Get Even gra się całkiem fajnie – taką ripostą można odpowiedzieć na te górnolotne obietnice, które w pogmatwanej historii pana Blacka spełniają się, ale jednak w dużo mniejszym wymiarze, niż można by oczekiwać. Może po prostu samo medium, jakim są gry, narzuca takie ograniczenia, których nie da się przeskoczyć.
Ocena końcowa:
- ciężki nastrój psychologicznego thrillera
- klimatyczne lokacje
- wciągająca i oryginalnie przedstawiana fabuła
- śmiała próba stawiania gracza przed moralnymi dylematami
- nieliniowość
- fenomenalna oprawa dźwiękowa
- dopieszczona graficznie scenografia...
- ...za którą wizualnie nie nadążają modele postaci
- ambitna opowieść zdaje się miejscami nieco wysilona
- ciężki nastrój dla niektórych może być za ciężki
- olbrzymie bloki tekstu spowolniają akcję
- nie każdemu przypadnie do gustu chaotyczna narracja
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
super - Grywalność:
dobry
Ocena ogólna:
Komentarze
4Reszta jest bardzo średnia, łącznie z grafiką która jest zwyczajnie nierówna i mało spójna pod względem jakości.
Mocno się zawidołem na tej grze i naprawdę nie wierzę własnym oczom jakie ta gra dostaje w polskich serwisach noty! :/
widocznie ktoś ma jakieś wtyki/znajomych w zespole i tak to działa :/
4/10